Sonisphere Festival 2014 – METALLICA, ALICE IN CHAINS

Relacja z festiwalu, 11 lipiec 2014, Stadion Narodowy, Warszawa, Polska.

Kilka miesięcy temu otrzymałem telefon od przyjaciela, czy wybierzemy się razem z żonami na koncert METALLCA… Dosłownie po błyskawicznym namyśle potwierdziliśmy uczestnictwo w tym przedsięwzięciu, zwłaszcza, że METALLICA jest pierwszym zespołem metalowym, który w życiu usłyszałem na początku mojej „metalowej drogi”. Jednak nie był to „czarny album” z początku lat 90. (jak wielu może sądzić) a „Kill’em All” z lat 80. A zatem zobaczyć METALLICĘ na żywo było czymś bardzo emocjonującym…

…Kilka miesięcy później wszyscy siedzieliśmy w wynajętym busie w drodze do Warszawy, popijając dziwne drinki, które znacząco umilały nam podróż… W Warszawie wysiedliśmy na ogromnym parkingu obok dworca Warszawa-Stadion, dalej czekała nas piesza przeprawa do oddalonego o kilkaset metrów Stadionu Narodowego… Podczas drogi jeszcze mogliśmy usłyszeć ostatnie dźwięki ANTHRAX… Niestety nie dane było nam zobaczyć na żywo tej legendarnej kapeli, którą cenię od początku mojej koegzystencji z muzyka metalową… No cóż, dorosłe życie stwarza pewne ograniczenia…

sonispherefest_2014_01

…Stadion był coraz bliżej, coraz więcej fanów szeroko pojętej muzyki rockowej napływało w stronę bramek wejściowych… Niektórzy rozpaczliwie ogłaszali się na własnej roboty transparentach o kupnie biletu. Inni z kolei, już nieźle zaprawieni w ferworze wyprawy na koncert usiłowali trzymać fason podczas przejść przez bramki… Nie wszyscy zostali wpuszczeni… A my z parą przyjaciół z Garwolina i grupką ich znajomych zdążyliśmy jeszcze przed wejściem posilić się po podroży i oczywiście ugasić silne pragnienie… Potem już tylko przejście przez bramkę, kontakt z ochroną… zeskanowanie… i byliśmy u stóp kolosalnego Stadionu Narodowego… Dojście na trybuny i zajęcie dogodnych miejsc było nie lada wyzwaniem, ale udało się, a było już bardzo dużo fanów rockowej muzyki. W sumie to już połowa festiwalu…

… Jakoś tak bez entuzjazmu na scenie pojawił się ALICE IN CHAINS. Wyraźnie było słychać niedociągnięcia w nagłośnieniu i w brzmieniu. Dźwięk był jakby stłumiony… Słyszałem opinię, że to norma na Narodowym… Jako, że fanem ALICE IN CHAINS nie jestem, nie dałem się porwać koncertowym emocjom. Ale zapewne to bardziej wina nagłośnienia i odległości od sceny… Trybuny na II poziomie wpłynęły na taki odbiór… Jednak dało się zauważyć, że wielu fanów przyjechało na ALICE IN CHAINS, który zagrał „Them Bones”, „Dam That River”, „Again”, „Check My Brain, Hollow”, „Last of My Kind” „Down In a Hole”, „Man In The Box”, „Grind”, „It Ain’t like That”, „Stone”, „No Excuses”, „We Die Young”, „Would” i „Rooster”… Szczerze mówiąc najbardziej utkwiła mi w pamięci nostalgiczna ballada „Nutshell”… Na zakończenie panowie z zespołu rozdali sporo kostek do gitary…

sonispherefest_2014_02

… A my w międzyczasie ruszyliśmy w poszukiwaniu merchandising’u oraz złocistego trunku… I tutaj spotkał nas wielki zawód… Po pierwsze, poza kilkoma koszulkami czy bluzami, które można było nabyć przy specjalnych stoiskach nie rzuciło nam się w oczy zupełnie nic! Żadne plakaty, płyty czy inne gadżety. Wstyd! Organizatorzy poszli na łatwiznę… Po drugie, owszem stoiska z fastfoodem były na około stadionu (na I poziomie) ale by kupić normalne (alkoholowe) piwo należałoby zejść na sam dół do obleganych niekończącymi się kolejkami stoisk, wypić przed wejściem do wewnątrz stadionu i wrócić długimi schodami na górę. No cóż, to sprawiło, że przeszła nam ochota na ten trunek, będący nieodzowną częścią prawdziwego rockowego koncertu. Zadowoliliśmy się colą i hot dogami ze skwarkami. Nie wiem czy to atmosfera koncertu, czy byłem bardzo głodny, czy naprawdę ten wynalazek nam smakował… O cenach nie wspomnę, ale podsumuję… Od kilku lat częściej gościmy na koncertach w Szwajcarii niż w Polsce. Tam organizatorzy udostępniają spożywanie alkoholu (pod różną postacią) dosłownie wszędzie, na całym terenie koncertu, nawet pod samą sceną jeśli ktoś nie boi się o rozlanie. A wybór towarów merchandisingowych jest bardzo szeroki. Przecież to są dodatkowe pieniądze dla organizatorów! Oczywiście ceny nie są o 50% wyższe, a tylko niewiele… Ale z drugiej strony wielu Polakom brakuje „kultury picia”. Spaść z trybun stadionowych… Zbyt duża odpowiedzialność ciążąca na organizatorach…

sonispherefest_2014_03

… Skoro wróciliśmy na trybuny wróćmy do muzyki festiwalu, gdyż wszyscy oczekiwali na gwiazdę wieczoru… Zanim METALLICA zaczęła grać, na trybunach kilkakrotnie pojawiała się ogromna meksykańska fala, następnie telebimy zaprezentowały krótki film o idei koncertu „by request” oraz spot reklamujący głosowanie na utwór, który nie załapał się do głównej setlisty. Do wyboru był „Fuel”, „The Call of Ktulu”, „The Day That Never Comes”, ale o tym, który zostanie zagrany dowiemy się pod koniec koncertu… Potem chwila ciszy i… jakżeż mogłoby tego zabraknąć – „The Ecstasy of Gold” Ennio Morricone z fragmentem z klasyki westernu „Dobry, Zły i Brzydki”… Owe intro wprowadziło wszystkich fanów w nastrój oczekiwania na pierwsze dźwięki METALLICA… Niesamowity nastrój… dreszcze emocji… i zaczęło się!… Głośno, mocno i szybko, czyli… „Battery”… Nagłośnienie i brzmienie bez porównania lepsze niż u poprzedników… i stary kawałek… potem kolejny „Master of Puppets”… szaleństwo… wszyscy skandowali refren… „Master! Master!…”… Na płycie pod sceną tłumy. Na trybunach tłumy… Jedyne wolne miejsca na stadionie to trybuny za sceną… „Welcome Home (Sanitarium)” początkowo ukoił fanów a potem dodał oliwy do ognia!… „Hej!… Hej!… Hej!” – skandował cały stadion… Następnie kolejny klasyk – „Ride The Lightning” i kolejny szał… Chwilą wytchnienia był kolejny utwór – „Unforgiven”. Jednak już od pierwszych dźwięków coś działo się z gitarą Hammetta… Dziwnie brzmiała… nieczysto… jakby nie stroiła. Nie wiem czy był to efekt zamierzony ale chwilami było fatalnie… Mimo wszystko utwór jest totalny i sam się obronił…

sonispherefest_2014_04

… Po tym kawałku Hammett zniknął gdzieś za kulisami a gdy powrócił z nową gitarą Hatfield zaintonował „The Memory Remains” i kolejny utwór wypełnił przestrzeń, a publiczność śpiewała refren – „Oooooooo… Ooooo…”. Hatfield był zachwycony… Następnie oznajmił, że teraz zagrają nowy utwór, specjalnie przygotowany na „letnią” trasę koncertową.
Potem zapytał – „Znacie ten utwór?
– „Yeaaa…” – odpowiedziała publiczność.
– „Naprawdę?” – powtórzył pytanie.
– „Yeaaa….” – krzyczeli fani.
James kolejny raz zapytał – „Lubicie go?”.
– „Yeeeeeeaaaa…” – padła odpowiedź ku zdziwieniu Hatfielda, a po niej padły pierwsze dźwięki utworu „Lords of Summer”… szybki, ciężki, typowo thrashowy utwór, z typowymi manieryzmami wokalno-instrumentalnymi zespołu… Było ostre szaleństwo pod sceną… A kolejny utwór miał zaszczyt zapowiedzieć Wojciech „Sasim” Sasimowski z Alkoholiki, który chwilę przed pogawędził sobie nieco z Hatfieldem.
– Jak się nazywasz? – zapytał muzyk.
– Wojtek – odrzekł Sasim.
– Jak?
– Wojtek!… Saaasim.
– Aaaa Łojtek, ok. …. Skąd jesteś.
– Świerklaniec – odpowiedział Wojtek ale to było niezrozumiałe dla Jamesa.
– Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody – dodał żartobliwie Wojtek czym rozbawił publiczność.
– Oczywiście – skwitował Hatfield by potem jeszcze porozmawiać chwilę o dawnym koncercie zespołu na Śląsku. A następnie w dość spektakularny sposób Sasim zapowiedział utwór wykrzykując pierwsze wersy „Sad But True” i muzycy zaczęli grać… Wcale nie było to smutne ale za to prawdziwe…

sonispherefest_2014_05

… Następnym utworem była kolejna wspaniała ballada – „Fade To Black”, która niosła ze sobą falę emocji… A potem kultowy, instrumentalny „Orion”, który rozpoczęli, najpierw sam Ulrich… po chwili dołączył Trujillo by po kolejnej chwili dołączyła reszta muzyków… „One” to nastęona kultowa ballada z charakterystyczną oprawą audiowizualną… Gra świateł imitująca błyski pocisków, strzały, odgłosy walki i żołnierze-kościotrupy na telebimach… Gdy zaczęli grać „For Whom The Bell Tolls” stwierdziłem, że setlista jest idealna. Prawie same klasyki… To co w METALLICE najlepsze… Następny utwór zapowiedział Piotrek Kowieski, autor książki „W pogoni za Metalliką”, zaserwował całej publiczności wirtualne (a raczej muzyczne) Whiskey (in the Jar)… Utwór stworzył biesiadno-rockowy klimat. Zrobiło się bardzo pozytywnie i sielsko… Gdy Panowie skończyli show pozostawili na scenie tylko Hammetta, który rozpoczął krótkie solowe jam session w bluesowo-balladowym tonie… Publiczność słuchała w skupieniu… i po półtorej minucie Hammett zaczął grać wszystkim znane dźwięki… najbardziej komercyjnego utworu METALLICA – „Nothing Else Matters”… Fani zareagowali okrzykiem radości… a gdy dołączyła reszta zespołu wśród publiczności zapanowało skupienie połączone z melancholią… Wiele osób nie lubi tego utworu ale mimo wszystko to wspaniały song a usłyszenie go na żywo było czymś wyjątkowym… Czyli był to czas na utwory z „czarnego albumu”, gdyż kolejnym kawałkiem był „Enter Sandman” równie bardzo dobrze przyjęty przez słuchaczy, co pokazali podczas wspólnego śpiewania refrenu… W połowie utworu muzycy przestali grać, jedynie słyszalny był tylko unoszący się dźwięk wzburzonych gitar a Hatfield podkręcał atmosferę skandując na przemian z fanami nieśmiertelne „Yeaaaaah” by po chwili dokończyć utwór… I znowu powrót do korzeniu… „Creepeing Death”… Istne szaleństwo na scenie i poza nią… Wspólny śpiew, a raczej wrzask… Pogo, młyn… Nagle po obu stronach sceny pojawili się wyselekcjonowani fani, którzy skandowali w rytm muzyki „Die!, die, die, die!… Trwało to kilka sporych chwil… Potem szybko zbiegli ze sceny… Muzycy mimo swojego wieku mają w sobie jeszcze dużo energii, często przemieszczali się po scenie, oczywiście poza Ulrichem a Pan Trujillo coraz to próbował wymyślać jakieś nowe kroczki i pozy w rytm muzyki. Oczywiście nie obyło się bez jego charakterystycznego krabiego chodu… Ja jednak wolałem Newsteda, a o Burtonie nie wspomnę bo był jedyny w swoim rodzaju ale mimo wszystko chyba fani zaczynają przyzwyczajać się do Trujillo… I nadszedł czas na wyniki głosowania utworu, który dołączy do setlisty… „Fuel” otrzymał 406 głosów, „The Day That Never Comes” – 806… A zatem ku mojej uciesze i zapewne większości widzów wygrał „The Call of Ktulu” z ilością głosów 2000… Wyśmienity instrumentalny utwór… Mroczny klimat, tajemniczość i melodyka spowiły Stadion Narodowy by w połączeniu z ciężkimi riffami i potężnymi uderzeniami bębnów dokonać ewokacji Wielkiego Przedwiecznego Cthulhu…

… Niestety nadszedł czas na ostatni utwór… Hatfield poprosił o zapalenie światła by zobaczyć całą publiczność – jak określił rodzinę METALLICY – i zapowiedział „Seek And Destroy” a spod sceny i spod sklepienia stadionu wypadło prosto w publiczność na płycie mnóstwo czarnych (plażowych) piłek oraz kilka ogromnych kolorowych z logiem METALLICA… Była ostra muzyka i ostra walka o piłki, które odbijały się ponad głowami fanów zmieniając coraz swoje położenie… Niektórzy wzięli sobie mocno do serca posiadanie takiej piłki… Oj, działo się… Niestety to był ostatni kawałek… Koncert zakończył się ogromnymi podziękowaniami zespołu. Muzycy na koniec podchodzili do fanów… rozdawali kostki do gitar, pałeczki do perkusji, wspólnie żartowali, przybijali piątki… Ale dla wszystkich, po obu stronach sceny była pora by ruszać… A zatem lawina fanów ruszyła do wyjścia, a my wraz z nią… Należy także wspomnieć, iż publiczność była międzynarodowa. Przed nami siedziała energiczna grupa z Grecji, a gdzieś wśród tłumu dało się również słyszeć wschodniosłowiański język… Po kilkunastu minutach wracaliśmy już naszym busem do domu… Wspomnienia przeżytych chwil… i żal, że to już koniec…

Miejsce zamieszkania: Parczew, Polska. Zainteresowania / Hobby: muzyka, dziennikarstwo muzyczne, religioznawstwo, orientalistyka, antropologia, psychologia, medycyna, socjologia. Ulubione gatunki muzyczne: przede wszystkim wszystkie gatunki Metalu, Hardcore'a, Progresywny Rock oraz Gothic, Ambient, Muzyka Klasyczna, Etniczna, Sakralna, Chóralna, Filmowa, New Age, Folk i czasem Jazz, Elektro, Muzyka Eksperymentalna, Alternatywna... Współtworzył magazyn & webzine Born To Die'zine jako Gnom.
Powrót do góry