DEIVOS „Endemic Divine”

Selfmadegod Records, 2017

Muzyka: Death Metal
Strona Internetowa: https://pl-pl.facebook.com/Deivos/
Czas Trwania: 35:47 minut (8 utworów)
Kraj: Polska

Noooooo. To jest zajebiste! Lubelski DEIVOS zawsze był dla mnie mocnym punktem na naszej rodzimej scenie death metalowej. Może nie szczególnie oryginalnym (przecież o tę oryginalność już od dłuższego czasu ciężko nawet wśród tuzów gatunku), ale pewnym i jak czas pokazuje trwałym elementem polskiej sceny brutalnego łomotu. DEIVOS wraz z kolejnymi albumami windował sobie poprzeczkę, i choć dzisiaj wisi ona już całkiem wysoko, to po wysłuchaniu „Endemic Divine” widać, że ambitne z nich chłopaki, i mają jeszcze w cholerę do powiedzenia. Ten album to naprawdę bardzo wysoka półka, i raz jeszcze powinno to przekonać maniaków nie tylko z naszego, rodzimego kurwidołka, iż „made In Poland” znaczy całkiem wiele. Po mocnym „Theodicy” wydawać się mogło, że ciężko będzie lubelakom zapodać coś równie dobrego i to w stosunkowo nie długim czasie, więc śpieszę poinformować – DEIVOS w stronę malkontentów pokazał wyprostowany, środkowy palec, a maniakom rzucił ochłap sonicznego mordu. Czy brutalny death metal może być poukładany jednocześnie nie tracąc na ciężarze i agresji? Jasne kurwa, że tak! Odpalcie  „Endemic Divine” a zrozumiecie w czym rzecz. Nie sztuką jest wypluwać milion riffów w ciągu kilkunastu sekund, grać niezliczoną ilość przejść na garach, czasem wyeksponować bass kiedy nic z tego nie wynika. DEIVOS zmontował album niemal dokładnie odwrotny. Niemal, bo „Endemic Divine” faktycznie jest mocno technicznym graniem, warsztat poszczególnych instrumentalistów stoi na wysokim poziomie, nie brakuje tu smaczków, kapitalnych solówek, jeszcze lepszych riffów czy zaskakujących zmian tema i zagrań na garach, jazzującego może chwilami bassu etc, etc. Kwintetowi udało się natomiast to wszystko połączyć w całość z głową, tak aby nikogo nie zanudzić a jednocześnie, aby nawet długie, niemal ośmiominutowe wałki jak tytułowy „Endemic Divine” błyszczały. Nie brakuje zaijasów, co chwilę niespodzianka, zwroty akcji, zaskakujące zagrania. Do tego kotła wrzućcie jeszcze bardzo dobre brzmienie i dość chłodny, lekko industrialny wydźwięk, a efektem jest płyta kompletna, nie powodująca znużenia, album do nieustającego wałkowania. DEIVOS skomponował i nagrał materiał esencjonalny dla gatunku. Wyciągnął z historii brutalnego łomotu to co w nim najlepsze. Nie wychylając się za bardzo z ram głośnego na polskim gruncie undergroundu sloganu NAPIERDALAĆ!, wypluł z siebie jakkolwiek „klasyczny” brutal śmierć nakurw, ale jak na XXI wiek przystało, nie jest to już zdecydowanie pohukiwanie z dziupli. Smakuje jak skurwesyn. Trzepię dynią, sierść leci na lewo i prawo – FUCK! To jest naprawdę MOCNE! Karol z Selfmadegod narobił na pewno zapasów w cholerę, więc nikomu nie zabraknie. Enjoy!

Lista utworów:

1. Daimonion
2. Apeiron
3. Sisters of Mercy
4. Dust of the Universe
5. Gods of Death
6. Through the Eyes of the Hangman
7. Courtesan
8. Endemic Divine

Skład:

Hubert – wokale
Tomek – gitary
Diego – gitary
Kamil – bas
Krzysiek – perkusja

Ocena: 9.0/10

Powrót do góry