Legacy Tour 2017 – CHRIST AGONY, THY WORSHIPER, RAGEHAMMER

Legacy Tour 2017 – CHRIST AGONY, THY WORSHIPER, RAGEHAMMER, środa, 01 lutego 2017. Klub Graffiti, Lublin, Polska

Pewną tradycją stało się zaiste, iż póki co, mniej więcej o tej samej porze roku w zbliżonym czasie, CHRIST AGONY w ramach swoich tras nawiedza Kozi Gród ze swoimi szatańskimi „melodiami”. Toż to zaiste przyczynek do uciechy dla ducha i ciała niż powód do smutku hie hie. Azaliż, kolejna trasa załogi Cezara tym razem zorganizowana przez Left Hand Sounds również i tym razem nie pominęła Lublina. A zatem orgię czas przyszedł zacząć. Frekwencyjnie, jak to w Lublinie ostatnio, całkiem przeciętnie. Może coś koło 200 głów i chyba to wszystko. Czym to jest spowodowane? A jasny chuj to wie. Lepiej jęczeć że nic się nie dzieje, a jak już coś zacnego rozłoży swoje graty we wnętrzu takiego Graffiti, to…..też trzeba jęczeć, chyba na zaś. Mniejsza o większość. Generalnie było zacnie, a kto nie był ten dupa.

Na pierwszy ogień poszedł RAGEHAMMER. Szczerze, bardzo byłem ciekaw jak się zaprezentuje ten kwartet, i przyznać muszę, że byłem kontent oglądając ich pokaz na deskach sceny. Po pierwsze, jest to jeden z ciekawszych zespołów z całej plejady tych mega obiecujących, po drugie nie grają też topowych melodii. Od początku do końca energia na scenie i sączący się z głośników agresywny thrash w czarnej polewie. RAGEHAMMER wie, że metal najlepiej smakuje na koncertach, co myślę dość zgrabnie – to nie najlepsze słowo, wiem – im to wychodziło. Na tyłach perka po jednej stronie gitara po drugie bas, a reszta sceny należała do Tymka, który miotał się jak ZŁY. Headbanging, bieganie po scenie, podskoki. Jak na dobrego frontmana przystało, nadrabiał za wszystkich. Próba konferansjerki z publicznością, w pewnym momencie nawet dość uszczypliwa. Ale czasem trzeba coś zrobić/powiedzieć, żeby kilka łbów ruszyło pod scenę. Niewdzięczna jest rola rozgrzewacza, to fakt. W eter poleciały takie wałki jak: Ragehammer Rising, Unleash the dogs, I AM the tyrant, Gospel of the scum, Warlords fall, First wave black metal, Hatecommand, Wróg, Klenczon. Nagrania RAGEHAMMER więcej niż dobrze sprawdzają się w wersji na żywca. Koncert uważam za udany, choć samo brzmienie pozostawiało trochę do życzenia.

Po krótkiej przerwie, na scenie zamontował się THY WORSHIPER. Szczerze, na ich koncert jechałem z myślą, że może w wersji live uda im się w moim przypadku zrobić to, czego ich ostatni, okrzyknięty mega intrygującym album „Klechdy” nie dał rady zrobić podczas słuchania w domu. Pamiętam ten zespół z czasów wydania naprawdę fajnego albumu „Popiół” i ich koncertu w ramach Shark Attack Festival w 1996 roku. Wtedy robiło to na mnie jakieś wrażenie, azaliż i inny band to był. Tymczasem słuchając wspomnianej płyty „Klechdy” nie pamiętam po ilu, ale zaledwie kilku utworach stwierdziłem, że nie dam rady i w ogóle mnie to nie przekonuje. Dlatego, ich koncert miał to zmienić, a przynajmniej taką żywiłem nadzieję. No i zonk. Album mnie nie przekonał i koncert również. Być może ich muzy dziś nie da się na żywca grać inaczej jak z pewnym statyzmem. Może skomplikowanie utworów na to nie pozwala, może chęć budowania odpowiedniego klimatu, może wiek he he. Jak ich postawił na tej scenie, tak z tych samych miejsc schodzili. Jedynie wokalistka szarpała się generalnie na jakikolwiek ruch. Zresztą, części widowni również udzielił się ten senny nastrój, gdyż w niemałych ilościach zaczęli się w trakcie koncertu gościć przy barze. Nie mówię że NIGDY bo i nóż widelec, jeszcze wrócę do ostatnich dokonań THY WORSHIPER’a, a może i nadarzy się kolejna okazja do weryfikacji ich kondycji scenicznej?  Nie wykluczone, że może innym razem zweryfikuję to w drugą mańkę, ale tym czasem DZIĘKUJĘ. Set lista wyglądała następująco: Marzanna, Dziady, Halny, Wiła, Wschody, Gorzkie żale, Anielski orszak.

No i przyszła pora na danie główne tego wieczoru. CHRIST AGONY po latach nagrało godny legendy album „The Legacy”, który no notabene, stał się sprawcą tejże trasy. Co można napisać o kolejnym koncercie tego zespołu? Cezar ma sprecyzowany wizerunek sceniczny od lat i mocno się tego trzyma. Czarne koszule, skórzane spodnie, glany – metal w pełnym rynsztunku. Reszty dopełnia ogień i dźwiękowy jad. Cezar jak zwykle z ekspresyjną mimiką wypluwał z siebie kolejne bluźniercze wersety od czasu do czasu trzepiąc baniakiem. Reyash w lunatycznym, opętańczym transie „grzeszył” nie zgorzej, a Darek wystukiwał kolejne, piekielne rytmy. W publikę poleciał przekrój niemal całych, dotychczasowych dokonań zespołu. Nie zabrakło „hiciorów” w postaci choćby takiego „Devilish Sad” czy „Paganhorns”. Najnowszą płytę reprezentowały „Black Blood Ov The Universe” i „Coronation”. Rozpierducha po całości, z sufitu sypał się popiół, a pod stopami rozgrzane węgle. Na chwilę otwarły się wrota otchłani i dało się słyszeć jęki cierpiących. Nie ma sensu co do joty z dokładnością absolutną pisać tu co, jak i w której minucie. Nic specjalnego się nie wydarzyło w sensie jakiś ekscesów, a CHRIST AGONY po raz wtóry zagrało bardzo dobry koncert. Rozpierducha po całości, tylko większego żywiołu pod sceną życzyć sobie i zespołowi by można. Amen.

Powrót do góry