REDEMPTOR „Arthaneum”

Selfmadegod Records, 2017

Muzyka: Technical Death Metal
Strona Internetowa: https://www.facebook.com/RedemptorPL/
Czas Trwania: 44:23 minut (11 utworów)
Kraj: Polska

Polska metalem stoi to wiadomo od lat. Czasem może brakowało szczęścia a i niekiedy wpływały na to zapewne inne czynniki, że nasze towary eksportowe nie brylowały poza granicami polskiego kurwidołka. Jednak w samej klasie i wartości czy to poszczególnych zespołów tudzież materiałów tu nagrywanych nie odstawaliśmy jakoś szczególnie od reszty świata. Przynajmniej ja obstawał przy tym twardo będę.

Rok 2017 natomiast, dla rodzimego łomotu jak dla mnie, powinien być zapamiętany jako naprawdę obfity. W jego przeciągu ukazało się co najmniej kilka mocnych albumów i jeszcze więcej pomniejszych materiałów. Wymienić tego wszystkiego w tym miejscu sensu nie ma, bo zainteresowani bez przypominania wiedzieć będą o które tu realizacje biega. 2017-ty powoli wyciąga kopyta, jak kto woli chyli się ku końcowi, a tu jeszcze rzutem na taśmę, tak aby dać się jeszcze bardziej zapamiętać, zakreśla w kalendarzu wydawniczym kolejne, kapitalne pozycje.

Tak, tak kapitalne, nowe dziecko REDEMPTOR’a na takowe skreślenie w pełni zasługuje. Jeżeli co poniektórzy z Was przyjęli zaprawdę, że death metal się przekręcił, czyli o zgrozo, dopadła go śmierć właśnie, powinien tak szybko jak to tylko możliwe odrobić lekcje i przerobić lekturę „Arthaneum” jako obowiązkową, by zrozumieć, że są jeszcze kapele, które w tej muzie mają cholernie dużo do powiedzenia, tym samym udowadniając, że tu nie chodzi o samą brutalność tak tylko dla zasady, natłok przypadkowych riffów, kakofonię perki czy ujadanie wokalisty byleby pasowało do reszty.

W śmierć metalu czasem trzeba użyć głowy, nauczyć się posługiwać środkiem wyrazu, dopieścić pomysł, a potem wszystko umiejętnie połączyć by wyszły z tego dźwięki przyciągające i wciągające, a zarazem nie tracące na pierwotnej formie i ciągle brutalne tak jak w podręcznikach piszą. Zajeździłem już ten album, bo i pochłonął mnie absolutnie. Już po pierwszym odsłuchu tej materii poczułem się przez REDEMPTOR wykorzystany jak tania dziwka, której za usługę nie sypnięto groszem.

Krakowska załoga raczej zawsze miała takie niepisane miano zespołu poszukującego, takiego nie do końca sprecyzowanego, a i po drodze zdarzały im się materiały w kratkę. Myślę, że po „Arthaneum” nikt już nie będzie miał wątpliwości, na co ich stać, co sobą reprezentują i czy ich płyty będą zalegać najniższe, najrzadziej odwiedzane, najbardziej zakurzone półki naszych płytotek. „Arthaneum” to gwarancja albumu, do którego chce się wracać i wracać się będzie z dużą częstotliwością.

REDEMPTOR zmontował materiał zarówno agresywny jak i brutalny (wierzcie, wcale tego na „Arthaneum” nie brakuje), ale nie te czynniki są tu decydujące. Melodyjne komponenty, muzyczne dysonanse i głęboka atmosfera. Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało, to właśnie te elementy stanowią o sile tej płyty. Słuchając tego stuffu można dotknąć kosmosu i poznać prawdziwość wszelkich żywiołów. Tu można się zagubić we własnych emocjach, doznać klaustrofobicznych ograniczeń własnej jaźni, zalać falą trudnego do określenia nieznanego, by w kilka sekund później dać się zmiażdżyć misternie utkanym, niepokojącym klimatom.

Oczywiście, nie brakuje tu podstaw death metalu. Są dewastujące riffy, świetnie pracująca, mocarna perka i również adekwatny dla gatunku wokal. Lecz dopiero w połączeniu z poszczególnymi składowymi daje nam to kompendium muzycznego kunsztu, a w rzeczy samej właściwą konsolidację pomiędzy twórcą a odbiorcą.

Świetni technicy, dźwiękowi impresjoniści. Monumentalne, świetne brzmienie i obrazek idealnie pasujący do tej płyty pomalowanej kapitalnym pędzlem. Tego trzeba po prostu posmakować.

Lista utworów:
1. Eminence Grise
2. Enormous Absolute
3. Cremation Of Care
4. Semantic Incoherence
5. Arthaneum
6. Illusory Fountain
7. Iconic
8. Wave
9. Tremor
10. What Is To Come
11. Departure

Skład:
Michał 'Xaay’ Loranc – wokal
Hubert Więcek – gitara
Daniel Kesler – gitary
Paweł 'Pawulon’ Jaroszewicz – perkusja

Ocena: 9.0/10

Powrót do góry