FETO IN FETUS „Far From The Truth”
Z debiutantami trzeba ostrożnie – nie ma ich co głaskać (no chyba, że naprawdę zasłużą), bo takie zespoły mają cholerną tendencję zapadania w samozachwyt zapominając w następnej kolejności o twórczym realizowaniu się na polu metalowej muzy (choć chyba wszyscy zdajemy sobie przy tym sprawę, że o oryginalność tym samym dzisiaj wszystkim jest ciężko!), a z drugiej strony, jak się chłopaków zleje, to się może po obrażają, nabawią kompleksów i odłożą instrumenta na kołki w klopie. Pewnie i tak źle i tak nie dobrze, ale prawda jest taka, że FETO IN FETUS zmontował krążek zaledwie solidny.
HEWHOCORRUPTS „The Discographer”
Kiedy zawitałem pierwszy raz do Stanów nie miałem pojęcia o tym jak duża jest ekstremalna scena chicagowska. Po ponad roku pałętania się po koncertach oraz wgłębiania się w tą scenę wypatrzyłem już sobie faworyta w gatunku lokalnego grindcoru.
VULVATHRONE „Bukkake”
Z taką nazwą, człowiek bardziej spodziewałby się toporków, corpsepaint'ów i ludzi lasu, niż grind death'owej mielony. I cóż rzec?! To je dobre! Szalone, szybkie i agresywne, przywodzące na myśl brutal death metalowe kanonady tym samym zdradzające pewne ciągoty Słoweńców w tą właśnie stronę, do tego równie brutalne, ale bardziej miażdżące średnie tempa, rasowy buldożer rzygający w siatkę mikrofonu, kapitalnie pracujące wiosełka i deflorujący lubieżnie ośrodki słuchu basik.
PARANOIA „Paranoia”
Długo, cholernie długo trzeba było czekać, aż wydanie debiutanckiej płyty sosnowieckim grind'owcom z PARANOIA stanie się faktem. Zaiste, płytka miała się już ukazać szmat czasu temu, przez co sam stuff z tego krążka, zaczął już zwyczajnie się starzeć.
LENG TCH'E „The Process Of Elimination”
Na początku wypadałoby przybliżyć kilka informacji dla niewtajemniczonych. Otóż, Leng Tch'e to 4 beligijskich rzeźników, którzy poprzez grindcore dają ujście swojej agresji i frustracji, do których doprowadza ich gnijące społeczeństwo w jakim są zmuszenie się obracać.