WITHERED EARTH „Forgotten Sunrise”

Powiem szczerze, że do recenzji tej płytki przymierzałem się już od dawna, a posiadam ją już jakiś czas, lecz za każdym razem nie byłem wystarczająco przygotowany. Najpierw nie odpowiadał mi czas trwania albumu, był dla mnie zbyt długi, następnie materiał ten wydawał mi się zbyt monotonny, zbyt wolny, etc, etc. I mogłem się tak czepiać niemalże bez końca. Lecz pewnej sierpniowej nocy, gdy przewracałem się po wyrze nie mogąc zasnąć, postanowiłem nałożyć słuchawki na uszy, i przesłuchać ten stuff enty już raz z kolei w poszukiwaniu natchnienia. I kurwa chyba nie uwierzycie!? Nagle dostałem właśnie to, czego ciągle mi było brak – olśnienia ha, ha. Muzyka nabrała innego wymiaru, swoistej przestrzeni. Gdy ma się zamknięte oczy, dookoła panują nocne ciemności, w większości przypadków słyszane przez was dźwięki zaczynają jakby ożywać, stają się epicentrum, czymś, czemu poświęcacie maksymalną uwagę. Nie myślcie, że WITHERED EARTH to jakieś melodyjne brzdąkanie. O nie!!! Kolesie jadą równo, gwałcąc swoje instrumenty death metalową muzą. No, może death metal w ich przypadku to jednak zbyt płaskie określenie. Oprócz wyżej wymienionego gatunku, w muzyce zespołu czuć bardzo wyraźne ciągoty do doom'owego grania, które objawia się miażdżącymi zwolnieniami, i dość mozolną przeplatanką riffów. Ale zaraz, zaraz to jeszcze nie wszystko.
Przy uważnym przesłuchaniu ( na pewno nie po pierwszym razie), odnajdziecie tu również delikatne, ale zawsze elementy industrial'u, psychodeli, oraz coś jakby rocka przepuszczonego przez metalową maszynkę do mięsa, w rezultacie, czego otrzymacie solidną porcję brutalnego grzańska. Zespól sięga też po mało konwencjonalne środki przy tego typu graniu jak, nie przesterowane wiosła, gitara akustyczna (pudło), oraz elementy klawiszowe. Od takiego grania można tylko dostać pierdolca. Szczególną uwagę zwróciłbym na perkusistę zespołu – skurkowaniec nieźle miesza. Gra gitarzystów dodaje ciężaru całości, i chorego klimatu, natomiast gardłowy kapeli, nadaje temu dziełu niemalże teatralnej grozy, obłąkańczego gniewu i sprawia, że sączy się nam z głośników muzyczna kaźń. Jeżeli chodzi o brzmienie całości, to przypomina mi ono o latach 90-tych. Jest dość surowe, nie okrzesane, a jednocześnie klarowne. Moimi osobistymi wyznacznikami stylu tego bandu będą przede wszystkim dwa zespoły. Mianowicie ASPHYX oraz znany raczej nie wielkiej ilości maniax TORCHURE – przynajmniej jako tako. Kończąc powoli tę recenzję, dodam, że na płycie znalazło się 10 utworów, w tym dwa live, zarejestrowane w '98 w Dejhelon Studios. Aha, europejska wersja zawiera tylko 8 tracks, bez tych koncertowych.

Withered Earth
5 Beechwood Drive
Rochester, NY 14606
USA

witheredearth@hotmail.com

Powrót do góry