SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

Długie kręcone włosy, czarny melonik na głowie oraz żółto-pomarańczowy Gibson Les Paul w łapach. Tego gościa nie da się pomylić z nikim innym. Oczywiście, charakterystyczny głos Axla Rose też wyróżniał GUNS N’ ROSES z tłumu innych rockowych kapel lat 80-tych i 90-tych, ale bez Slasha, jego riffów i solówek ten drugi daleko by pewnie nie zaszedł. Zresztą, kto choć trochę zna ten zespół, na pewno kojarzy rekordowo długą historię powstawania płyty „Chinese Democracy”. W tym samym czasie Slash robił swoje między innymi z kapelą VELVET REVOLVER oraz właśnie pod własnym szyldem.

Okazją do jego kolejnej wizyty w naszym kraju wraz z wokalistą Mylesem Kennedym i The Conspirators była promocja albumu o wymownym tytule „4”, którą wydali dwa lata temu. Swoją drogą, wkrótce wyjdzie kolejna płyta Slasha, tym razem z przeróbkami bluesowych klasyków i masą zaproszonych gości, ale to tak tylko informacyjnie na potwierdzenie, że ten facet się nie obija i nie myśli o emeryturze.

SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

 

Koncert zaczął się punktualnie od MAMMOTH WVH, czyli zespołu, któremu przewodzi Wolfgang – syn Eddie’ego Van Halena. Na otwarcie poleciał „Another Celebration At The End Of The World”, czyli jeden z ich hitów wypełniony czadowymi riffami i chwytliwym refrenem. Wybór w sam raz na rozruszanie zebranych ludzi, których na płycie jak i trybunach było już całkiem sporo. Pozostałe numery to równie przebojowa mieszanka dynamicznych gitar i bębnów oraz melodyjnego wokalu Wolfganga, który oczywiście grał też wszystkie gitarowe solówki. Gość niewątpliwie ma talent do pisania ciekawych i wpadających w ucho kawałków, ale z odpowiednią dozą rockowo/metalowego ciężaru, którego niestety na żywo nie za bardzo było jak odczuć. Wydaje mi się, że mogli być ustawieni znacznie lepiej, to znaczy mocniej brzmieniowo, aby lepiej oddać zadziorny charakter ich muzyki. Jak na trzech gitarzystów na scenie, wszystko też brzmiało mało selektywnie, a przynajmniej z mojego miejsca na płycie Spodka najlepiej było słychać bębny. Cóż poradzić, taki już jest los kapeli otwierającej, która zawsze musi brzmieć gorzej niż gwiazda główna. Druga sprawa to długość koncertu, czyli równe pół godziny i ani minuty dłużej. Wolfgang ledwo co się pożegnał, a techniczni już zabierali się za demontaż ich sprzętu. Szkoda, że zagrali tak krótko, bo ostatni numer „Don’t Back Down” to rockowa moc w najczystszej postaci, która sprawiła, że na płycie coraz więcej ludzi energicznej zaczęło reagować na ich występ. Świetne wrażenie na żywo zrobił też na mnie „Take A Bow”, który sam w sobie na pewno nie przyniesie im kariery stadionowej, bo nie jest to 3-minutowy hicior do poskakania, tylko wielowarstwowy numer, który udowadnia jak duże możliwości kompozytorskie drzemią w Wolfgangu. Sam głównodowodzący mimo tak zacnego nazwiska i niesamowitego wyczucia do tej muzyki, swoim zachowaniem nie kreuje się na gwiazdora. Bardzo dobrze, że gra swoje utwory, które zresztą sam skomponował i nagrał w studiu na wszystkich instrumentach, a nie skupia się na bogatej spuściźnie znanego ojca.

SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

Szybka akcja technicznych i wszystko było gotowe do występu gwiazdy wieczoru, a że scenografia składała się z samej płachty za bębnami to wiele roboty w tej kwestii nie mieli. W końcu to rock & roll w wydaniu jednego z jego głównych propagatorów – tu nie liczą się żadne fajerwerki okołokoncertowe, tylko sama muzyka. Zaczęło się od głównego motywu ze ścieżki dźwiękowej z horroru „Coś” i zespół ruszył z singlowym numerem „The River Is Rising” z ostatniej płyty. Polski fanklub „Slash Army” wraz z Antyradiem przygotowali na ten moment niespodziankę w postaci kilku setek wydmuchanych czwórek, które fruwały po całym Spodku. Tak jak pisałem o oszczędniej scenografii, tak samo było z zachowaniem zespołu – panowie po prostu pruli z kolejnymi kawałkami, bez zbędnej kokieterii do publiczności. Wynika to pewnie częściowo z charakteru Mylesa, który nie jest wybitnym konferansjerem w odróżnieniu od jego kolegi, który grał na basie i kilka razy przejął jego obowiązki. Wokalista faktycznie był dość oszczędny w słowach, ale z drugiej strony czasami wystarczyło zwykłe „I can’t hear you”, aby publika żywiołowo reagowała na jego zaczepki.

Przez dwie godziny otrzymaliśmy bogaty zestaw utworów z wszystkich czterech płyt wydanych w powyższym składzie oraz kilka z albumu wydanego przed tą erą na której oprócz kilku utworów z Mylesem, wszystkie pozostałe były nagrane z innym wokalistą. W dużym skrócie: były szybkie, rockowe numery jak „Halo”, „Avalon”, „World Of Fire”, czy „Wicked Stone”. W tym ostatnim, po części śpiewanej, Myles też chwycił za gitarę, a Slash zagrał ponadprogramową, kilkuminutową solówkę – chyba nieco przesadzoną jeśli chodzi o jej długość, ale najwięksi maniacy jego kunsztu pewnie tego nie potwierdzą. Dla przeciwwagi polecały też bardziej stonowane numery jak „Bent To Fly”, „Fill My World”, „Starlight”, czy „Back To Cali”, do którego od zawsze miałem wielką słabość. Jest to numer bardzo prosty, ale cholernie sugestywny. Zaczyna się prostą, bluesową zagrywką, która w parze z wokalem robi genialną robotę. Cały kawałek składa się z prostych uderzeń gitary, ale w tym kto go gra oraz brzmieniu klasycznego Gibsona jest cała siła tego numeru.

SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

Poza numerami solowymi, poleciał też napisany do spółki z Lennym Kravitzem „Always On The Run”, który kapitalnie zaśpiewał basista Todd Kerns. Jako wokalista idealnie wpasował się w ten funkujący numer i nie był to jego jedyny moment na froncie, bo mikrofon przejął też w kawałku Gunsów „Don’t Damn Me” oraz w żywiołowym „Doctor Alibi” (oryginalnie Lemmy był na wokalu). Po tym jak po prawie dwóch godzinach wszyscy zeszli ze sceny, technicy rozłożyli dodatkowy sprzęt na potrzeby zagrania „Rocket Man” Eltona Johna w którym na bębnach gościnnie zagrał Wolfgang, na klawiszach bębniarz Brent Fitz, a cały Spodek zamilkł na te kilka minut. Po tym przepięknym wykonaniu została już tylko wisienka na torcie w postaci „Anastasia” i cały czar skupienia prysł od pierwszego dźwięku. Ten utwór to istny wulkan energii, który idealnie pasował na zamknięcie takiego koncertu.

SLASH ft. MYLES KENNEDY & THE CONSPIRATORS, MAMMOTH WVH – 16.04.2024 Spodek, Katowice

Slash jest prawdziwym fenomenem, żywą legendą i po prostu gościem, który szczerze uwielbia to co robi. Nie uwierzę, że po tylu latach spędzonych na scenie gra dalej tylko dla pieniędzy. Gdyby tak było, jego koncerty nie wyglądałyby tak jak to miało miejsce w Katowicach. Nie zauważyłem w tym rutyny, czy znudzenia, a czystą pasję zaklętą w każdym dźwięku, który generuje swoimi paluchami. Polacy uwielbiają rock & rolla i widać to było nie tylko po ilości ludzi, którzy zebrali się w tym dniu w Spodku, ale też po przekroju wiekowym od najmłodszych do maniaków bardziej doświadczonych wiekiem. Piękny był to widok!

Miejsce zamieszkania: Krosno i/lub Iwonicz, Polska. Zainteresowania: muzyka, filmy, książki, podróże oraz dobre towarzystwo. Ulubione gatunki: większość gatunków szeroko pojętego metalu – głównie: thrash, doom, death, black i progressive rock/metal oraz tzw. klasyka rocka na czele z kapelą od której zaczęła się moja muzyczna przygoda, czyli Aerosmith.
Powrót do góry