JOE SATRIANI „Crystal Planet”

JOE SATRIANI „Crystal Planet” - okładka
Muzyka: Shred Metal, Instrumental Rock
Strona internetowa: http://www.satriani.com
Kraj: Stany Zjednoczone
Czas: 67:37
Dobre utwory: Ceremony, Crystal Planet, Up In The Sky



Wróciłem z uczelni, siedzę przed monitorem, zimny heniuś już w połowie pusty, w głośnikach najlepsza płyta kolesia uznawanego za najlepszego gitarzystę na świecie. Co jak co, ale Joe Satriani, bo o nim mowa jest w czołówce gitarzystów umownie nazwanych shredderami, ale do najlepszego to mu troszkę brakuje. Nie ujmuję mu jego zasług w propagowaniu wirtuozerskiej muzyki gitarowej, czy też tego, że jest świetnym nauczycielem gry na tym instrumencie, ale teraz jest tyle innych, może mniej znanych gitarzystów dorównujących mu poziomem, że nazywanie go „najlepszym” jest trochę nie na miejscu. Do rzeczy powiecie. Już…

Crystal Planet – płyta nagrana pod koniec 1997 roku, wydana jakoś w marcu 1998; składa się na nią 15 utworów, wszystkie instrumentalne, i większość nie pozostawiająca słuchacza bez wyrobionego zdania. Pracę nad płytą prowadził oczywiście ten sam zespół, co praktycznie zawsze, czyli Stu Hamm na basie i Jeff Campitelli na garkach + jakaś ekipka od złożenia płyty. Znając następną płytę Satrianiego można na tej już dosłyszeć echa tego co zaprezentuje na Engines Of Creations. Muzyka nie jest taka jak na poprzednich płytach – na Crystal Planet jest to połączenie radosnego shred metalu/rocka z bardziej elektronicznym stylem zaprezentowanym na EoC/AC. Cała płytka trwa 67 minut, więc jest z czego wybierać. No i trzeba wybierać bo koło arcydzieł takich jak Up In The Sky, Raspberry Jam Delta-V czy Ceremony są niestety gnioty jak Pscyho Monkey. Cały album poza oczywiście balladopodobnymi tworami jest utrzymany w średnio-szybkich tempach, skocznych i porywających do tańca :> . Najlepszym utworem jest według mnie Ceremony – pierwszy kawałek jaki Dżoł nagrał używając 7-strunowego Ibaneza – nie dość, że piosenka cacy, to końcówka z wykorzystaniem wah'a zamiata i zostawia człowieka z mordą otwartą przez 6 minut kolejnego utworu, tak, że nie zdążymy się opamiętać, a to już leci fenomenalny Secret Prayer. Podobnie dzieje się za sprawą następnego utworu. Nie inaczej jest z tytułowym Crystal Planet – dlaczego najlepsze momenty są na koniec i to tuż przed fade-out'em?? W ogóle, żeby zrozumieć i czerpać przyjemność ze słuchania tej płyty trzeba wyłączyć resztę zmysłów, zapaść się w fotel i słuchać – te lepsze utwory zostały zbite w bloki – od 1 do 3 i od 6 do 11. Reszta to hmmm, zależy od gustu, może się spodobać, albo i nie, ale chyba każdy przyzna mi rację, że odstają od tych wymienionych. A końcówkę płyty to można sobie po prostu podarować. Nic ciekawego tam nie znajdziemy.

Album warty poznania dlatego, że jest to najlepszy album Satrianiego – już nie hard rock/blues rock jak na poprzednich płytach, a jeszcze nie techno rock w stylu Engines of Creations. Miejmy nadzieję, że łysy pan w okularach nagra jeszcze kiedyś coś podobnego.

ocena: 9/10

Lista utworów

1. Up in the Sky
2. House Full of Bullets
3. Crystal Planet
4. Love Thing
5. Trundrumbalind
6. Lights of Heaven
7. Raspberry Jam Delta-V
8. Ceremony
9. With Jupiter in Mind
10. Secret Prayer
11. A Train of Angels
12. A Piece of Liquid
13. Psycho Monkey
14. Time
15. Z.Z.'s Song

Skład

Joe Satriani – gitary
Stuart Hamm – gitary basowe
Jeff Campitelli – perkusja

Powrót do góry