VEIL OF MAYA „The common man's collapse”

VEIL OF MAYA „The common man's collapse” - okładka
Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Deathcore/progressive
Dobre utwory: It's torn away, We bow in it's aura
Strona internetowa: www.myspace.com/veilofmaya
Długość albumu: 33:08



Kolejny deathcore'owy band? Niekoniecznie. Kolejny z gatunku, to fakt, ale nie kolejny, nudny, wtórny i powielający schematy. VEIL OF MAYA to jedna z tych grup która jeszcze chce w ogóle kombinować i dodać coś od siebie do utartego (ale jakże rozwijającego się!) nurtu. Drugi w ich dyskografii krążek zatytułowany The common man's collapse to solidna porcja połamanego, brutalnego oraz całkiem progresywnego (dosłownie) death metalu. Owszem, deathcore to deathcore, ale i tak więcej w tym death metalu niźli samego core'a. O tym zresztą prawdopodobnie zdecydowana większość z Was już wie.

W dodatku cała ta mieszanka progresji, techniki oraz brutalności została okraszona całkiem sporą ilością inteligentnie wplecionej melodii, która doskonale pasuje do całego tego jazgotu. Soniczny atak spod znaku VEIL OF MAYA okazuje się więc być nieszablonowy i zaskakujący. Breakdowny w wykonaniu tej czwórki, a raczej trójki (bo jak tu liczyć wokalistę he,he) nie są nadużywane, a ich rozmieszczenie w kompozycjach również nie należy do przewidywalnych jak to bywa u innych przedstawicieli gatunku. Szczególnie podobają mi się pauzy po których nastają mostki, albo kompletnie niespodziewane zwolnienia, które przeradzają się w owe breakdowny. Jednym słowem – potrafią mnie zaskoczyć.

Oczywiście nie tyle co samymi mostkami. Riffów na The common man's collapse również jest co niemiara. W ogóle to jestem pełen podziwu dla JEDNEGO gitarzysty który gra partie gitary rytmicznej, wycina solówki, zaskakuje przejściami z gamy do gamy. No ma koleś i talent jak i warsztat. Jedynemu obsługującemu sześć strun gitarzyście wtóruje równie utalentowany basista który zadbał i o odpowiedni poziom swoich partii, jak i o selektywność brzmienia własnego instrumentu. Po prostu, takie granie zobowiązuje do tego by brzmienie miało i odpowiedniego kopa, jak i było niezwykle wyważone. Całości dopełnia na prawdę dobry perkusista który wie gdzie i jak wpleść blasty by nie popaść w schematy. Podoba mi się jak wykorzystuje wszystkie efektowne blaszki – zwłaszcza świetnie bawi się splashami. Sama rytmika albumu to świetny przykład łączenia death metalowej brutalności z jazzową techniką i groove. Przykładem takiego utworu, który łączy w sobie i brutalność, jak i melodię oraz poza metalowe patenty jest m.in Sever the voices.

Na koniec jeszcze o czymś co nie ma nic wspólnego z deathcorem. Otóż panowie z VEIL OF MAYA wyraźnie inspirują się MESHUGGAH. Tak! A jakże. Specyficzny drive tego albumu kojarzy mi się z ostatnimi dokonaniami Szwedów, co oczywiście zaliczyć można na plus. Maczuga, jak popularnie mawia się na ten band, ma przeogromny wpływ na nowoczesną, połamaną, oraz jakby nie było coraz dziwniejszą muzykę. Dopiero teraz, dopiero po tylu latach ale jednak.

A czy VEIL OF MAYA jest w stanie zostać inspiracją dla innych? Nie. Nie ma takiej opcji. Dlaczegóż to spytacie? Odpowiedź jest jedna. Równie szybko jak deathcore stał się popularny, tak równie szybko zblednie i odejdzie w niepamięć. Do tego czasu być może ta amerykańska czwórka kompletnie się zmetalizuje (czego im życzę) i odejdzie od core'owego napierdalania, ale wtedy może okazać się, iż nawet jeżeli będą zespołem na wskroś metalowym, grającym techicznie i przestrzennie ludzie i tak będą psioczyć i zasłuchiwać się w stare wydawnictwa – prawdziwych legend.

Taka prawda.

ocena: 7,5/10

Lista utworów

1. Wounds 01:03
2. Crawl Back 04:02
3. Mark the Lines 03:57
4. It's Not Safe to Swim Today 02:43
5. Entry Level Exit Wounds 02:51
6. Pillars 02:09
7. We Bow In It's Aura 03:47
8. All Eyes Look Ahead 02:30
9. Sever the Voices 05:05
10. It's Torn Away 05:01

Skład

Marc Okubo – Guitar (Insurrection)
Sammy Applebaum – Drums (Insurrection)
Matt Pantelis – Bass (Born of Osiris, Mirror | Mirror)
Brandon Butler – Vocals (Mirror | Mirror, Iscariot (US))

Powrót do góry