HUNTER, STRAY, BLOOM

Po Rockowym festiwalu w Szwajcarii przyszła kolej na kameralny koncert w Klubie Cafe Klimaty, w Garwolinie. Poza szerokim wyborem dań oraz rożnych biesiadnych i pozamuzycznych imprez od jakiegoś czasu garwoliński Klub oferuje rozliczne imprezy muzyczne, podczas których dość często grają kapele z rockowo-metalowego kręgu. Na scenie klubą goszczą nie tylko lokalne projekty ale i zespoły dużego formatu – chociażby CLOSTERKELLER czy wkrótce TSA. Właśnie tym razem dzięki uprzejmości właścicieli klubu byliśmy gośćmi na koncercie HUNTER’a, który na rodzimej scenie istnieje od 25 lat. Swoim występem otworzyli klubowy sezon koncertowy w Cafe Klimaty…

Przed klubem pojawiliśmy się tuż przed 20.00… Jak na wrześniową noc (w tym roku) było dość ciepło, więc część stolików z parasolami (przed klubem) była zajęta, a przed wejściem ustawiali się uczestnicy koncertu. Jednak nie było tłumów więc wejście do klubu przebiegało całkiem sprawnie… Chwila rozmowy z ochroniarzem, potem z panią od organizacji, pieczątka na rękę i weszliśmy do środka… Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie Cafe Klimaty od środka. Przede wszystkim myślałem, że lokal będzie nieco większy. Ale z tego co wiem część pomieszczeń była w tym czasie niedostępna dla koncertowiczów. A na czas koncertu zapewne dokonano niewielkiego przemeblowania ale potem okazało się, że miejsca wystarczyło dla wszystkich… Wewnątrz klubu najważniejszymi miejscami były – niewielka scena i prawie naprzeciwko bar (gdzie serwowano napoje – w tym lane piwo, które budziło wielkie zainteresowanie hahaha…). A zatem pierwszą decyzją było zaopatrzenie się w plastikowe kufle ze złocistym trunkiem by potem w spokoju znaleźć sobie jakieś strategiczne miejsce na czas koncertu…

Na scenie przygotowywał się BLOOM z Dęblina… Jakoś opanowany obserwowaniem otoczenia nie zwróciłem uwagi jak długo zajęło muzykom ustawienie swoich parametrów… Zaczęli grać… Z głośników poleciał Heavy Metal z liryczno-gotycko-punkowym zacięciem i z alternatywnym podejściem do aranżacji… Zabrzmiało to nieco kuriozalnie ale całkiem przyjemnie, zwłaszcza, że partie wokalne naprzemiennie należały do basisty i do niewiasty, co w połączeniu z żywiołowymi riffami, dynamiczną perkusją i delikatnymi klawiszami stworzyło przyjazny, skoczny i chwilami żartobliwy nastrój…. BLOOM grał dość ciężkie, skoczne kawałki z niewielką nutą melancholii… Nie wiem czy to była zasługa zespołu, czy garwolińska młodzież jest tak pozytywnie nastawiona, że pod sceną już od samego początku pojawiły się pogujace osoby… A kawałek „Tysiąc Szarych Barw” na dobre rozruszał publiczność. Pośród niewielkiego tłumu można było zauważyć przedstawicieli różnych subkultur… Chociażby metalowców, punkowców a nawet skinów, którzy poddani muzyce tworzyli wspólne pogo… Przedział wiekowy słuchaczy również był dość rozpięty – od młodzieży do osób po czterdziestce… To jest zaletą małomiasteczkowych, kameralnych koncertów… tolerancja i przyjazna atmosfera a przede wszystkim interakcja z muzykami… Szczególnie Wojtek Gruszczyński (wokal & bas) dodatkowo zagrzewał publiczność. Byłoby jeszcze lepiej gdyby Hania Czerska (wokal) wyluzowała się bardziej i coś powiedziała pomiędzy utworami, hahaha… Ale było fajnie…

BLOOM zszedł ze sceny, a zatem chwila przerwy na ustawienie się kolejnego suportu – warszawskiego STRAY… Popijając kolejne piwo wyszliśmy na zewnątrz by posiedzieć przy stoliku i spokojnie wymienić pierwsze wrażenia… Dźwięki pierwszego utworu zaprosiły nas do środka… Powiało grungem… Jako, że grunge słuchałem tylko okazjonalnie i znam tylko czołowych przedstawicieli tego nurtu, więc od razu skojarzenia padły na PEARL JAM… A STRAY prezentował klasyczną odmianę… Nieco ciężkie z odrobiną pazura, lekko mroczne i melancholijne melodie wypełniły salę… Muszę przyznać, że Krzychu Krysiński ma ciekawą barwę głosu. Idealną do tego gatunku muzyki. Ponadto pojawiające się chórki (tworzone przez kolegów z zespołu) fajnie akcentowały nastrój i natężenie emocji. Nawet pojawiła się jakaś akustyczna balladka… Mimo, iż w przypadku STRAY dźwięk był lepiej ustawiony to zespół wzbudził odrobinę mniejsze zainteresowanie co było widać we frekwencji pod sceną. Przy okazji dodam, iż byłem pełen podziwu tak dobrze zestawionego nagłośnienia w tak „małym” pomieszczeniu. Ogólnie muzyka była dość czytelna z niewielkimi różnicami pomiędzy każdym zespołem…

Zbliżał się czas HUNTER’a… Jak zwykle podczas zmian na scenie czekaliśmy na zewnątrz popijając piwo… Słowa „Witajcie w kraju umarłych…” zwiastowały początek HUNTERA… Przestrzeń wypełniła „Fantasmagoria”… ciężki i dość wolny kawałek… dobrze wszystkim znany… więc szybko udaliśmy się do wewnątrz… Lokal w większości już był wypełniony słuchaczami, którzy wpatrywali się w scenę (niczym w ołtarz)… Niestety nie było Jelonka… A gdzieś z boku usłyszałem też pytanie, czy jest Daray (?)… Jednak za perkusją siedział nie byle kto, a sam Grzegorz Sławiński (współzałożyciel zespołu, który powrócił do HUNTERA po dwóch latach)… Scenę zajęli również Pit, Siemion, no i Dark, bez którego nie byłoby HUNTERA… Przewijali się też Żaba i Letki… Muzycy uderzyli bardzo mocno i energicznie… „Siedem”, „Freedom”, „BiałoCzerw”… Pod samą sceną zrobiło się tłoczno… Fani szaleli… podnosząc ręce… Istne szaleństwo… Postanowiłem zrobić kilka zdjęć przy samej scenie, więc wbiłem się w tłum… Ach, co za przeżycie! Czułem się jak za młodych lat kiedy szalałem pod sceną na koncertach. Tylko tym razem skupiałem się na aparacie by mi nie wypadł z ręki, hahaha… Ale przeżyłem, hahaha… więc zrobiłem jeszcze kilka fotek z boku sceny (prawie wchodząc na nią)… Zauważyłem, że sporo osób dobrze znała kawałki HUNTERA śpiewając razem z Dark'iem… Również tą znajomość było widać po koszulkach widzów… Dzięki małej scenie powstała kameralna, chwilami wręcz rodzinna atmosfera… Dark na moment zaprosił na scenę swojego synka… Powstała przyjazna interakcja pomiędzy muzykami a publicznością… W przerwach między utworami Dark i Pit chętnie wdawali się w rozmowy z fanami… Często było dość żartobliwie… Dark „straszył”, że Pit może pokazać „dupę”… Publiczność zaczęła skandować – „Pokaż dupę!”… i pokazał, hahaha… „piłeczki” również… Do końca koncertu Pit jeszcze niejednokrotnie ukazywał swoje ekshibicjonistyczne zapędy… Ale również momentami przesłania wokalisty miały charakter moralizatorski… „Dzieciaczki”, „Panie i Panowie” – jak nazywali słuchaczy – „…Skąd znacie ten album? Kurwa ściągnęliście z internetu! Nie ściągajcie z internetu…” i kolejny kawałek… A po kilku pełnych szaleństwa utworach Dark poprosił by wszyscy pod sceną usiedli na podłodze… HUNTER zaprezentował tak zwany „Zestaw Sylwestrowy”. Na wpół-akustyczny występ (jednak z przesterowanymi gitarami) wniósł nieco melancholijny nastrój… Zabrzmiały „Strasznik”, „Labirynt Fauna” i jeszcze wiele innych utworów… Fani siedząc na podłodze w skupieniu wsłuchiwali się w muzykę… Reszta słuchaczy, na obrzeżach lokalu stała popijając piwo… Po kilku chwilach gitarzyści zmienili gitary i zespół „powrócił” do klasycznej formy koncertowania… Znowu było ciężko i dynamicznie… Znowu publiczność szalała… Pod sceną było tak tłoczno, że ludzie swobodnie mogli przenosić nad głowami, na swoich rękach odważniejszych koncertowiczów… Muzycy ukazali między innymi „Śmierci Śmiech”, „Wyznawcy” i to na co czekałem… „Kiedy Umieram”… Totalny kawałek i bardzo dobrze większości znany… W zasadzie to nie wiem czy jakieś utwory HUNTERA są nieznane, hahaha… Po kilkakrotnych bisach zespół zakończył swoje show słowami „…Spierdalamy dzieciaczki…”… Potem było małe afterparty… Niestety my musieliśmy wracać, gdyż byliśmy gośćmi w tym mieście i nie chcieliśmy nadużyć owej gościnności przyjaciół, którzy zapewnili nam nocleg… za co im gorąco dziękujemy!

Zdjęcia możecie obejrzeć w naszej Galerii:

https://www.metalcentre.pl/webzine.php?p=gallery&artist=13111
https://www.metalcentre.pl/webzine.php?p=gallery&artist=13106
https://www.metalcentre.pl/webzine.php?p=gallery&artist=13096
https://www.metalcentre.pl/webzine.php?p=gallery&artist=13125

Powrót do góry