Motopiknik Panther MC Poland – CERBER, VADER

Motopiknik Panther MC Poland – CERBER, VADER. Stadion, sobota, 06 lipca 2019, Komarówka Podlaska, Polska

Przyznać muszę, że Mały rozkręcił rozkręcił niesamowitą, doroczną imprezę w tej części Polandu. Nie znajdziecie tu drugiej takiej, która chociaż trochę rozmachem i organizacją zbliżałaby się do zlotu w Komarówce. Oczywiście, to wydarzenie przez lata znalazło swoje ramy, które całość muszą spiąć w sprawną machinę pracującą przez trzy dni swojego trwania, ale ewidentnie co roku jest w tym też jakiś progres, dopinanie tego, czego nie udało się zrobić na poprzedniej edycji, samodoskonalenie się całego przedsięwzięcia. Zlot to przede wszystkim ryczące maszyny, ale też baza ludzi, którzy wiozą tu swoje dupska z różnych powodów. Z miłości do motorów, do muzyki, której tu rok rocznie nie brakuje, czy ze zwykłej chęci przebywania z drugim człowiekiem o wyglądzie i poglądzie jakże wymieszanym. Czapki z głów i tyle. Mnie osobiście nie ukrywam przyciąga tu głównie muza, a format tejże i nazwy zespołów do byle jakich nie należą. Tak i w tym roku dla fana głośnych dźwięków to było miejsce, w którym warto było się zameldować.

https://www.facebook.com/panthermcpoland/

CERBER to była dla mnie zagadka tylko z czysto prozaicznego powodu – do tego wieczora nie miałem minimalnego kontaktu z ich muzyką. Nie tyle że to nie moja bajka, ale zwyczajnie jakoś mijałem się z ich nazwą a co za tym idzie jakimikolwiek nagraniami. I powiem szczerze, iż po ich koncercie byłem całkiem (może to nie odpowiednie słowo) mile zaskoczony. Hardcore/Sludge/Alternative – jak sami skreślają tworzone przez siebie dźwięki, pasuje do nich jak ulał i bynajmniej nie jest neologistyczne mieleniem jęzorem. Dlaczego? CERBER do ciężkiego grania wplata w cholerę nietypowych gatunkowi hardcore rozwiązań. Z jednej strony dostajemy ciężar i rytmy idealne do intensywnego machania baniakiem, tudzież rozkręcania potężnego młynka pod sceną, a z drugiej gdzieś w tym wszystkim jest klimat, który przyprawia o ciary na plecach. Hymny, którymi wypełniony był ich set to nie mała dawka nihilizmu ale z jakimś dziwnym, niepokojącym nastrojem. Z jednej strony tak jakbym wiedział co jest grane, a z drugiej jakbym się ciągle gubił w gęstym, przeklętym, ciemnym lesie. Z jednej strony zajebiście się ich oglądało i słuchało, a na przeciwnym biegunie jakoś z automatu pojawiał się pewien hmmm. Dyskomfort? Jak to mówią, w każdym szaleństwie jest metoda, ale to szaleństwo ma też sens. Jak rytualny obłęd, jak jakiś dziwnym, hipnotyczny trans – budzisz się i nie wiesz w którym miejscu jesteś a gdzie przed chwilą byłeś. Świetne, bujające hardcore’owe granie przeplecione dołującym, miażdżącym klimatem. Wściekłe, rozpędzone zniszczenie z klimatem jak z horroru, co z miejscem otoczonym lasem współgrało tego wieczora idealnie. Potrafią przypieprzyć, czasem chwilowo wrzucą na luz i człowiek zaczerpnie świeżego powietrza. Był ciężar, była energia. Naprawdę dobra, mocna sztuka.

https://www.facebook.com/CerberBand

VADERrrrrr. Począwszy już od całkiem zamierzchłych czasów, widziałem ich już sam nawet nie wiem ile razy, a w ostatnich kilku latach zaliczyłem co najmniej kilka sztuk, ale mówiąc krótko w Komarówce zagrali mocnego, zajebistego seta. Niesamowicie sprawna, dobrze naoliwiona, mordercza MACHINA WOJENNA. Takiego VADER’a chciałbym oglądać częściej. Równiuteńko o północy weszli na scenę, odpalili kilka przeciw pancernych wjeżdżając w maniaków jak nożem w masło. W eter poleciały między innymi takie pociski jak „Dark Age”, Sothis”, „Final Massacre”, „Vicious Circle”, „Black To The Blind”, „The Epitaph”, „Sword Of The Witcher” czy „Steeler” JUDAS PRIEST będący tej nocy zapewne po części ukłonem w stronę zwolenników ryczących rómaków, a po części tak sądzę, dźwiękowym emisariuszem nowego materiału zespołu, mianowicie świeżo wydanej Epki „The Messenger”. Przywlekli ze sobą swoją pirotechnikę, dymy, a to przy akompaniamencie odpowiedniej gry świateł, pory o której postanowili wkurwić niebo, otoczenia w którym odbywa się corocznie Zlot, robiło dodatkowe, niesamowite wrażenie. I choćbyś człowieku miał przetrącone oba kulasy i tak musiałeś ruszyć w tany. Kunszt, dynamika, wykonanie, Death Metal na światowym poziomie. Fakt, myślałem że pohałasują nieco dłużej niż godzinę (łącznie z bisami), ale i tak dostałem to po co tu przybyłem. Soniczny wpierdol jak za starych, dobrych czasów. W zasadzie do pełnego wzwodu brakowało mi już tylko jednego: „Cześć Bracia i Siostry. Witajcie na Misterium. Czas na przyjemność duszy i ciała. Czas na orgię Komarówka.”

https://pl-pl.facebook.com/vader/

Powrót do góry