STEVE VAI Inviolate Tour EU 2023 – Centrum Spotkania Kultur w Lublinie

Czas na relację z koncertu STEVE VAI’a, który odbył się 3 maja 2023 r. w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

Centrum Spotkania Kultur w Lublinie nie miało problemu ze sprzedażą biletów na jeden z trzech polskich koncertów artysty. Bilety rozeszły się jak przysłowiowe świeże bułeczki. No cóż… Niewielu jest gitarzystów obdarzonych takimi wielkimi umiejętnościami i takim talentem. STEVE VAI uznawany jest za jednego z największych wirtuozów gitary i mimo płynących lat nie traci impetu. I tak legendarny już muzyk potwierdził swoją dobrą kondycję i mistrzostwo podczas swojego koncertu 3 maja 2023 roku w CSK w Lublinie.

Muszę wspomnieć, że Centrum Spotkania Kultur w Lublinie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Było to moje pierwsze spotkanie z tą kulturalną instytucją w bardzo nowoczesnym stylu.

Już po przekroczeniu progu CSK emocje rosły z minuty na minutę, strzelista przestrzeń budynku i tłumy oczekujące na koncert.

fot. Pavel

Miłym zaskoczeniem było spotkanie z moim bratem Radkiem, Lubelakiem z pochodzenia, chrześniakiem mojego niedawno zmarłego Taty, który za życia również podziwiał umiejętności i geniusz STEVE VAI’a. Wśród tłumu nie dało się też nie zauważyć lubelskich muzyków – Braci Cugowskich.

Tak jak wcześniej wspomniałam to jeden z 3 koncertów gitarzysty w Polsce w ramach europejskiej trasy Inviolate Tour EU 2023. Lublin był ostatnim koncertem w naszym kraju, wcześniej artysta zagościł we Wrocławiu i w Krakowie.

Okazją do koncertu była wydana płyta w 2022 roku „Inviolate” promowana w czasie obecnego tournée. Kiedy już wszystkie miejsca wypełniły się publicznością zegary wybiły 19:00, bez suportu na scenie rozbrzmiał pierwszy utwór „Avalancha” otwierający koncert. STEVE VAI od samego początku robił wrażenie, dzięki swojemu stylowi gry i ekspresyjnemu zachowaniu, którego można się było spodziewać. Pokazał na co go stać, zadowalając nawet tych najbardziej wymagających.

fot. Sawa

Obserwując publiczność odniosłam wrażenie jakby wszyscy byli w transie i pod wrażeniem precyzyjnych oraz wymagających technicznie solówek, które nie milkły ani na chwilę. Wirtuoz nie był sam na scenie. Towarzyszyli mu znakomici muzycy, arcymistrze w swojej dziedzinie. Czarnoskóry basista – Philip Bynoe, Jeremy Colson – wytatuowany perkusista (na którego nie zdając sobie sprawy kto to (?) natknęłam się przypadkiem słysząc jego rozmowę z małą dziewczynką w korytarzu przed koncertem) oraz Dante Frisiello – najmłodszy nabytek, długowłosy gitarzysta, ”bożyszcze kobiet”.

Każdy z muzyków podczas koncertu miał swoje przysłowiowe pięć minut na indywidualne popisy, które reprezentowały wysoki poziom, ducha artystycznego i wielką miłość do tego co robią. Każdy popis to w swoim rodzaju wirtuozeria potwierdzająca talent artystów. Wszystko dopełniło idealne nagłośnienie, dzięki któremu brzmienie było czyste, a niesamowita gra świateł i ciekawe zmieniające się obrazy w tle, dopełniały oryginalny nastrój muzyczny każdej piosenki, której odbiór jest już sprawą indywidualną każdego słuchacza.

fot. Dorota Bielak

Show w większości skupione było na amerykańskim wirtuozie gitarowym i kompozytorze. Ale przecież to było Jego show…Jednak interakcje między samymi muzykami na scenie nie rozczarowały publiczność, wymiana uśmiechów po udanej solówce, zaangażowanie, wzajemna pomoc i ta wspólna radość…

Każdy utwór to zmiana wiosła i intrygujące gitarowe szarże, które harmonizowały z jego ekspresją ruchową i mimiczną. VAI swoim specyficznymi ruchami ciała, mimiką twarzy w połączeniu z gitarą nie pozwolił publiczności oderwać wzroku od siebie. Na scenie ciągle się działo. Były emocje. Była gra sceniczna. Było życie, a muzyka dawała „kopa”. Między utworami jako forma przerywników wykonawca rewelacyjnie zapowiadał niektóre utwory, przedstawiał załogę, opowiadał krótkie historyjki, żartował pozdrawiając i dziękując fanom. W taki sposób pokazał swoje drugie oblicze – wesołego, wyluzowanego, otwartego i sympatycznego człowieka. Udowodnił, że kariera nie pozbawiła Go dobrych wartości, a w zespole są pozytywne relacje. To On był gwiazdą, ale swoją postawą, charyzmą, zaangażowaniem i starannością potwierdził, że to odbiorcy są bardzo ważni. To dla nich opuścił scenę podczas bisów, pozwalał szarpać za struny swoich gitar, robił sobie zdjęcia. Wyczuwało się jego radość kiedy fani biegali z telefonami by zrobić zdjęcia. Jego wyjście do publiczności wywołało ogromne ożywienie, a odważniejsi biegali z telefonami, ściskali artystę, inni dyskretnie robili fotografie…A On, On dalej grał, bo czuł jak wielką pożądliwość wzbudza w ludziach jego muzyka i On sam.

fot. Dorota Bielak

Wracając do utworów, to bez dwóch zdań dominowało tutaj wirtuozerskie, rockowe granie z wpływami blues’a, funk’u, jazzu i także metalu. Mnóstwo dźwiękowych efektów i przesterów wypełnionych zachwycającymi trickami, opartymi między innymi na shreddingu czy tappingu, czy wykorzystaniu gitarowej wajchy. Dekoracyjne gitary i precyzyjna staranność technicznego wykonania i drobiazgowo dopracowane wideoklipy w tle wprawiały w podziw. Od dechy do dechy obejrzałam wideoklip (wizualizację) zwiastującą narodziny naszej gwiazdy. W trakcie trwania utworu można było obejrzeć, jak powstaje nowe życie, rozwija się przez dziewięć miesięcy i przychodzi na świat. To wielki dar… I takim darem na ziemi jest i STEVE VAI…

fot. Sawa

Kolejnym, może niezaskoczeniem dla fanów, którzy się spodziewali tego występu był utwór „Teeth of the Hydra” na trzygryfowej gitarze The Hydra. Pięć lat powstawała The Hydra, ten nadzwyczajny, unikalny instrument łączący w jednym korpusie trzy gryfy, w tym dwie główki, 7- i 12-strunowe gitary, 4-strunowy bas o krótszej skali, miniaturową harfę oraz pakiet oryginalnych rozwiązań, jak dwa gryfy łączące progi z bezprogowymi podstrunnicami z dodatkami takimi jak pickupy single-coil i humbuckery, piezo, MIDI i sustainer, mostki stałe oraz tremolo i co tam jeszcze…. Tyle znalazłam haha…. Naprawdę robi wrażenie i w całości przedstawia wizję jej Właściciela.

Koncert z wyjątkiem utworu „For the Love of God” w całości był instrumentalny. W tym utworze pojawił się na scenie jeden z uczestników załogi towarzyszącej w trasie koncertowej artysty – Dany G., który operowym głosem uzupełnił gitarowy krajobraz muzyczny głównego wykonawcy.

fot. Sawa

W innym utworze – „Incantation”, na scenie pojawiło się kilku gitarzystów (również wchodzących w skład ekipy technicznej Vai’a), którzy jeden po drugim dołączali do Steve’go by kolejny raz potwierdzić niesamowitość tego wydarzenia. Wszystko dopracowane na najwyższym poziomie, a faktem jest też to, że czas zdaje się omijać Vai’a, który mimo jego upływu nie traci swoich umiejętności. Dalej z wielką pasją tworzy, a z jeszcze większą miłością przekazuje to swoim słuchaczom.

I tak powoli zbliżyliśmy się do końca ponad dwugodzinnego koncertu, po którym artysta i jego band muszą zmierzyć się z oceną publiczności, której wyznacznikiem będzie intensywność oklasków z owacją na stojąco. I tego tutaj nie zabrakło…

Ostatni utwór „Taurus Bulba”, podczas którego STEVE VAI z muzykami ukłonili się i wielokrotnie podziękował wszystkim uczestnikom koncertu. Na te słowa widownia powstała i brawami wyraziła swoje zadowolenie. Artysta odwzajemnił się wychodząc na wcześniej już opisany bis, za co w zamian aplauz tylko urósł.

Steve Vai po bisie kolejny raz podziękował jeszcze raz fanom i po słowach „Niech Bóg Was błogosławi” zniknął za kulisami. Sala zaczęła pustoszeć, a fani opuszczali ją pełni wrażeń i doznań.

Ja, chociaż w trudnym dla mnie czasie, odejście mojego Ukochanego Taty, któremu muzyka też towarzyszyła przez całe życie, mogę po tym koncercie zacytować tylko słowa Bryce’a Anderson’a „Odkryłem, że bez względu na to, co życie rzuca we mnie, muzyka łagodzi cios”. Dziękuje Ci Tato za to, że dałeś mi dar miłości do muzyki.

Słowami Williama Shakespear’a „Jeśli muzyka jest pokarmem miłości, grajcie dalej” dziękuję Steve Vai’owi i całej ekipie za doznania i wrażenia, które pozostaną we nie na długo.

Dziękuję również organizatorom, Centrum Spotkania Kultur w Lublinie oraz Knock Out Productions za umożliwienie mi uczestnictwa w tym wydarzeniu. Niech ten cytat będzie wyrażeniem mojej wdzięczności „Musimy znaleźć czas, aby zatrzymać się i podziękować ludziom, którzy zmieniają nasze życie” – John F. Kennedy.

Także dziękuję Pawłowi, że mnie tam zabrał i mi towarzyszył, bo „Małżeństwo to dzielenie życia z najlepszym przyjacielem, celebrowanie wspólnej podróży i docieranie do każdego miejsca… razem”.

fot. Pavel
Miejsce zamieszkania: Parczew, Polska. Zainteresowania / Hobby: Podróżowanie, muzyka, afrykanistyka. Ulubione gatunki muzyczne: Rock, Metal, Blues, Folk, Muzyka Klasyczna, Orientalna, Chóralna, Filmowa, New Age i wszelkie połączenia powyższych gatunków.
Powrót do góry