AGENT STEEL „Omega Conspiracy”

AGENT STEEL „Omega Conspiracy” - okładka


Końcówka zeszłego wieku była czasem powrotów wielkich gwiazd Metalu lat 80. Pamiętam, że wtedy na scenę zawitali ponownie moi bogowie z Armored Saint ze świetną płytką Revelation. A gdzieś tak w tle pozostał Agent Steel, który wypuścił Omega Conspiracy. Mało się przejąłem tym albumem i niezbyt dużo go słuchałem, ale wracał on do odtwarzacza raz na jakiś czas i zawsze wtedy mnie powalał. Tak też się stało teraz, gdy na wieść o nowym materiale kapeli postanowiłem wrócić do tejże płyty.
Omega Conspiracy to kawał niezłej muzy. Bez wątpienia. Uwielbiam, kiedy już na samo otwarcie serwuje mi się tak energetyczne numery jak Destroy The Hush. To zresztą najlepszy kawałek na płycie, obok New Godz i Into The Nowhere. Kapitalne thrashowe wymiatacze z odrobiną power metalowego patosu, ale bez przesady – chociaż panowie z Agent Steel fascynują się pozaziemskimi cywilizacjami i piszą o nich teksty, to jednak nie znajdziemy tu pretensjonalnych bzdur o bohaterach z mieczem… Jest do przodu, szybko, bardzo solidnie. Jak solówka, to wiercąca. Jak riff, to galopujący. Jak wokal, to… właśnie. Lekkim mankamentem jest dla mnie wokal Bruce'a Halla, który bardziej niż w dawnych czasach przypomina gardło swojego imiennika – Dickinsona, wiadomo z jakiej grupy. Nie powiem, że Hall dysponuje mało oryginalnym głosem, ale nie powiem też, żeby przechodziły mi ciarki po plecach podczas słuchania. To raczej instrumentaliści decydują o brzmieniu i sile tej muzyki. Fajnej muzyki.

Jeśli zatem lubisz Iron Maiden, Judas Priest (dodatkiem do albumu jest cover tej formacji Beyond The Realms Of Death), thrash i power metal, to Agent Steel może stać się jednym z Twoich faworytów. Omega Conspiracy to cholernie fajna płyta – nie jakaś przełomowa albo super ważna – po prostu fajna. Warto posłuchać.

ocena: 3/5

Powrót do góry