FLESHTIZED „Divide & Conquer”

Ten kwarted jest zespołem rodem z USA. A jeżeli stamtąd pochodzi to raczej wiadomo, co grają. No powiedzmy, że dam wam szansę zgadnąć. Macie trzy próby. A zresztą szkoda czasu. FLESHTIZED to death metalowa ekipa – do ciężkiej cholery, ten kraj to wieczyste pokłady muzycznych talentów. Metalowych talentów, of course. Dla wielu z was, muzyka zespołu nie wyda się niczym szczególnym, i możliwe, że jakiś procent prawdy w tym jest. Ale moim zdaniem zespół ten zasługuje na coś więcej niż na kilka porównań, słów nagany, czy też tylko jedno przesłuchanie. Muzyka kapeli jest rzetelnie wykonana, brutalna, nie pozbawiona technicznych niuansów, oraz na wskroś death metalowa. Pięć utworów na tym CD, to magia metalowego ciężaru, efekt ciężkiej pracy zespołu, oraz wynik ich wieloletnich inspiracji i siedzenia w czeluściach podziemia, bacznie przyglądając się dokonaniom starszych kolegów. Wreszcie przyszedł czas, aby przemówić, i apel jaki wygłasza zespół jest dobitny i przekonywujący – przynajmniej mnie. Spędziłem dużo czasu z dokonaniami Amerykanów, aby dojść do jednogłośnego wniosku. Płytka jest in plus. Godzące w receptory słuchu gitary, jednocześnie ich gra pozostaje selektywna, wiercące w mózgu coraz większe dziury sola. Bass, wyraźnie słyszalny, czysto nagrany, a jego właściciel próbuje nie źle namieszać wam w głowach. Perkusja nie odstaje od reszty instrumentarium, dziurawiąc was blastami centralek. Utwór pierwszy i drugi, to widoczne odzwierciedlenie muzyki naszego rodzimego VADER, przemieszanego z dokonaniami MALEVOLENT CREATION. A pozostałe trzy tracks to efekt podpatrywania ekip Treay’a oraz Ross'a Dolana, chodzi mi o wolniejsze i miażdżące części utworów. Całość dobrze, klarownie zarejestrowana i wyprodukowana. Rasowy death metal bez dwóch zdań. A tak przy okazji to nie omieszkam pewnie zadać kilku pytań chłopakom z zespołu, gdy przygotowywał będę materiał do numeru piątego naszego pisemka

FLESHTIZED
P.O. Box 7011
Huntsville Al. 35807
USA

fleshtized@hotmail.com

Powrót do góry