DOMAIN „…From Oblivion”

DOMAIN „…From Oblivion” - okładka


To dobra płyta. Właśnie nie, że bardzo dobra, tylko dobra, co w przypadku nazwisk ludzi z ekipy zgromadzonej w studiu oznacza „można było lepiej”. No ale żeby nie było tak gołosłownie, kilka uwag.

Uważam, że jedynym studyjnym numerem, który poważnie został skopany jest „Deathmaker”. Za dużo doła!!!!! Wszystko brzmi jakoś tak wodniście przez to. Może najlepiej porównać go sobie z następnym „Fall Into Decay”, który brzmi dobrze. Czyżby ten numer pochodził z innej sesji? Może to jakiś reh? Miejscami przejścia kotłują się tak głośno, że zagłuszają resztę instrumentów. Ponadto, myślę, że spokojnie można było sobie darować remix „Whispered in the Dark”, chociaż w sumie jako klauzula zamykająca materiał jeszcze mnie nie drażni i ma sens. Natomiast ten materiał koncertowy, który tu stanowią dwa ostatnie numery mnie męczy. Nie lubię ich słuchać. I gdyby to ode mnie zależało, pewnie wyrzuciłbym to w cholerę, no chyba że na utrzymaniu ich w zestawie albumu zdecydowała opinia fanów, że będą chcieli tego słuchać. Po prostu brzmienie nie jest rewelacyjne w porównaniu do reszty płyty… Kawałek „Ner Mattaru” ma jakieś w zwrotkach chyba w jednym kanale dziwnie brzęczące wiosło, które kilka razy zerwało mnie z fotela do telefonu, bo zdawało mi się, że mi się sekretarka automatyczna włączała w telefonie…

A teraz o reszcie. Reszta jest świetna, i dopóki nie znałem następnego krążka „Gat Etemmi” DOMAIN, to byłbym w stanie przypuszczać, że zespół już wyżej nie podskoczy… Ot, jak łatwo można się oszukać i ku przestrodze wynudzonym obecną sceną radzę czekać, bo przyszłość wciąż może nas zaskakiwać produkcjami, które was zglebują. No ale wyrzucam z pamięci ostatnie dokonania formacji, i powracam do „…From Oblivion”. Tytuł jest jak najbardziej adekwatny do aspiracji, to trzeba przyznać… Zespół tą płytą chciał wyrwać się z zapomnienia i wrócić na należny mu tron polskiego podziemia. Skuteczną receptą na sukces miała być zapewne osoba perkusisty, znanego z takich wymiataczy jak HATE, a mianowicie Mittloffa (pisownia jego ksywy jest różna :)). Z takim sobie skutkiem chyba, choć oczywiście Mitek muzykiem jest fenomenalnym, co także na motoryce płyty wyryło ślady znaczące.

Co mi się szczególnie podoba na „…From Oblivion” to takie miejscami niekonwencjonalne brzmienia instrumentów… Brzmiące jak sample, ale użyte ze smakiem niesamowitym. Na pewno jest to ciekawy pomysł. Co prawda nie służy to klarowności płyty, bo nic, co wybrzmiewa z dłuższym pogłosem wodnistym, nie da selekcji, ale ja lubię takie rzeczy. Gorzej natomiast, czy innym to się może również spodobać.

Płytę krótko mówiąc oceniam na czwóreczkę. Jest to jakiś krok w celu wyjścia z marazmu, który dotknął członków DOMAIN pod koniec ubiegłego wieku… Ale jak już się zna „Gat Etemmi” to nic nie zabrzmi dobrze w porównaniu do owej mającej zaraz w przyszłości ukazać się płyty. Na szczęście, można było wówczas z całą pewnością potwierdzić progress w przypadku muzyków. Jakąś klarowną koncepcję. Uważam natomiast, że ta płyta jeszcze za bardzo przypomina „The Ancient Catatonia”, której specjalnie miłośnikiem nie jestem…

Lista utworów

Whispered in The Dark
Supernatural
The Maklu Spell
Sunless Domain
Ritual Combat
Asymetrical Megalit
Deathmaker
Fall Into Decay
Davilri
The Enter
Nar Mattaru
Whispered in The Dark (remix)
Unholy Existence (live)
Ritual Combat (live)

Skład

Paul – Vocal, Guitar
Dominic – Guitar
Mike –Bass
Mittloff – Drums, Percussion

Special guest: Artur Szolc – Ethnic Drums

Powrót do góry