RAGNAROEK FESTIVAL VI – EINHERJER, KORPIKLAANI, THYRFING

W ładny, słoneczny dzień udałem się w podróż na południe niemiec ma najwiekszy znany mi Pagan/Viking Festival. Jak zwykle w Bawarskim Lichtenfelsie. Po pół godzinnej jeździe ładna pogoda zamieniła się w ulewę, która trwałacałe dwa dni. Nieco spóźniony niż planowałem dotarłem na miejsce i po załatwieniu wszystkich formalności udało mi się nawet obejrzeć cały koncert pierwszego zespołu.

FINSTERFORST, znany i bardzo ceniony w pogańskiej scenie zespół ze Schwarzwaldu i jako otwieracz festiwalu przyciągną olbrzymią rzeszę fanów. O tak wczesnej porze jest to wszystko inne jak oczywiste i nie zawiódł. Jedynym rozczarowaniem był tylko fakt, że zagrali dosłownie jeden utwór ze swojej nowej płyty „Zum Tode hin…”. Prawdopodobnie dlatego, że płyta jest jeszcze nie całkiem znana lub osłuchana, koncentracja leżała na „Weltenkraft”, płycie znanej i bardzo cenionej wśród publiki, czego nie można było przeoczyć. Wygląda na to, że rosnie nam wielka nadzieja w pogańskiej scenie. Koncert był wiecej niż udany, to już było bardzo dobre widowisko!
KIVIMETSÄN DRUIDI, hm… tego zespołu nie potrafie do niczego zaklasyfikować. Muzycznie bez polotu i fantazji zagrana muza z wokalistką, która ucieszyła by oczy Rubensa. Snuła się po scenie wykonując mieszankę między tańcem brzucha, a baletem…
Także kolejna grupa ADORNED BROOD nie potrafiła wzbudzić we mnie zachwytu jak i
ALESTORM, zespół dla nastolatków i przez nich najbardziej czczony. Zbyt wesoła z wiejsko brzmiącymi klawiszami nie wzbudza we mnie sympati…
HEIDEVOLK o mało, a przegapił bym ten jakżewspaniały występ holendrów. Z prawdziwymi wojownikami i po prostu dobrze zagraną, genialną muzyką należą zespół i koncert do jednych z najlepszych na tegorocznym festiwalu.
WOLFCHANT wydali właśnie swoją trzecią płytę i była to okazja by znowu zagrać na Ragnaroek, jak co roku zresztą. Standartowo w swoich ubrankach wyruszyli na podbój serc publiczności, która jak można się było spodziewać przyjęła niemców entuzjastycznie. I gdyby nie to, że na scenie pojawili się gościnnie gitarzysta Uwe Lulis i wokalista Michael Seifert oraz organizator festiwalu, byłby ten koncert takim samym, jak w poprzednich latach.
TYR nie należą do moich ulubieńców i to się raczej tak szybko nie zmieni, mimo bardzo udanego występu. Dla mnie jednak zbyt wesoła i skoczna muzyka.
DORNENREICH opisać jest niezwykle trudnym zadaniem. Bo cóż panowie z Alpejskiej Republiki grają? Ani Metal, ani Folk. Jako niecodzienne trio, gitara, perkusja i skrzypce pasują o wiele lepiej do małych klubów, gdzie panuje kameralna atmosfera, ale tutaj na wielkiej scenie? O dziwo udało im się ich dźwiękami wzbudzić zainteresowanie szerszej publiczności.
I kiedy na scenie pojawili się KORPIKLAANI ja udałem się na krótki odpoczynek, by w pełni sił i pełnym brzuchem obejrzeć norweski MANEGARM. A było watrto, oj było. Szczególną uwagę zwróciłem na skrzypka zespołu, który niczym opętany biegał po scenie, a jego potargana fryzura wyglądała jak smyczek z jego skrzypiec, z którego sterczały na wszystkie strony pęknię struny.
FALCHION też sobie darowałem po kilku dźwiękach. Zimno i zmęczenie dały znać o sobie co spowodowalo, że w drodze do auta miałem niecodzienne przeżycie. Wyobraźcie sobie stojącego w strugach deszczu ok. 2 metrowego z nadwagą metalowca w stanie wskazującym na sporzycie dużej dawki alkoholu, który spiewał sobie na cały głos „Una Paloma Blanca”. Cyzsty KULTi niekoronowana gwiazda wieczoru!

IRRBLOSS inaczej niż grupa otwierająca festiwal poprzedniego dnia, grali dla siebie. Po publiczności ani śladu. To jest jedenz punktów, tych negatywnych, które od początku festiwalu towarzyszą im organizatorom. Koncert do 3 nad ranem i już o 11 rozpoczyna sie kolejny gig. Tak naprawdę szwedzi nie potrafili mnie przekonać. Prawdopodobnie ze względu na wczesną porę i zmęczenie z mojej strony. Jednak można było wyłapać z ich muzykowania parę interesujących dzwięków.
YGGDRASIL rownież ze szwecji to już całkiem inny format. Fantastyczny, folklorystycznie zabarwiony Black Metal, który natychmiast wpadł w ucho. Co tu dużo pisać. Jeden z najlepszych zespołow festiwalu.
Rosjanie mają wiele zespołów ze sceny folkowej, które są godne uwagi. ALKONOST niestety do nich nie należy. Przynajmniej nie na żywo. Utalentowana wokalistka Alena piszczała na zmianę growlującym wokalistą. Dobrze i na początku sie bardzo podobała ta zmiana barw i tonów, jednak po 3 utworach stało się to nie tylko nudne, ale wręcz rażące i zmusiło mnie do icieczki jak najdalej od sceny.
ANDRAS zaskoczyli mnie swoją płytą Iron Way i był zespołem na którego występ z niecierpliwością czekałem. I nie zawiedli. Melancholijny i czysty głos Echteliona plus epicki Black/Pagan Metal pasowały tutaj całkowicie. Nieco zbyt statyczne show było w tym przypadku do wybaczenia. Utwór Return To Black Hill okazał się być czystym hitem. Echtelion oznajmił także, że korzenie zespołu sięgają Black Metalu, zespół rozwina się także w innych kierunkach, ale wszyscy jesteśmy Heavy Metal i w tym momencie zaczeli grać „Heavy Metal Breakdown” Grave Diggera i cała hala śpiewała razem z zespołem. Brawo.
FEJD jest kolejną grupą, która całkowicie przekonała. Folk grany na instrumentach, których ani nazw nie znam, ani jeszcze nie widziałem, oprócz kobzy i okaryny. Fascynujące wydarzenie.
I dalej jedzie karawana… COR SCORPII czyli kolejny hit dnia. Zespól oczekiwała chyba cała hala, bez wyjątku. Po ukazaniu się zespołu na scenie wyrwał się z gardeł wielu tysięcy krzyk zachwytu. Takiego przyjęcia norwegowie się chyba nie spodziewali i odwalili widowisko, które trudno będzie zapomnieć.
METSATÖLL sobie odpuściłem, ale tylko ze względu na domagającego sie posiłku żołądka by punktualnie pojawić się na pierwszy od lat koncercie grupy FJOERGYN. O ha…. Tutaj było wyraźnie widać, że FJOERGYN ma deficyty na scenie, a że i fatalne nagłośnienie towarzyszyło temu spektaklowi, dałem sobie po 3 utworach spokój.
Rozwój DARK FORTRESS jest zdumiewający i panowie potwierdzili kolejny raz z rzędu jak dobrą kapelą są na żywo. Perfekcja zarówno muzycznie jak i wizualnie.
MELECHESH podobnie jak DARK FORTRESS jest zespołem prze zemnie chętnie oglądanym na żywo. I tym razem nie zawiedli.
THYRFING w nowym składzie widziałem po raz pierwszy i muszę przyznać, że nie jestem zbyt zachwycony. Ok., koncert był wiecej niż udany. Jest tylko małe ale. Jens Rydén pozostanie w mojej pamięci na zawsze wokalistą NAGLFAR. Tam moim zdaniem najlepiej pasował.Całą swoją aurą pasował Thomas Väänänen lepiej do Wikingów. Ale to tylko moje osobiste zdanie.
EINHERJER okazał sie godnym headlinerem, ale dla publiki, która wypełniła całą halę. Jednak zanim rozpoczął sie koncert musiała publiczność ćwiczyć wytrwałość. Panowie z EINHERJER nie tylko potrzebowali ponad godzinę czasu, aby nastroić swoje instrumenty, ale także wpadli na pomysł całą scenę zasłonić czarną kurtyną, co znowu wzbudziło ogromne oczekiwania wsród fanów na coś, powiedzmy optycznie ciekawego. I tu się wielu zawiodło, bo na scenie, po godzinnej przerwie, oprócz samych siebie wiwatujących muzyków nie było nic innego do oglądania. Muzykanci z dalekiej północy sprawiali wrażenie zakochanych w samych sobie rozkoszując dię owacjami ze strony publiczności, która jaknajbardziej była zadowolona z ztej pozy na scenie.
DRAUGNIM w przeciwieństwie do kolegów z EINHERJER potrzebowal tylko parę minut by weśjć na scenę w improwizowanej procesji z kadzidłem, co okazało sie dla mnie bardzo porzyteczne, bo cuchnacąy dym uwolnił mnie od złego ducha… Zabragło tylko błogosławienia…
DRAUGNIM mieli bardzo niewdzięczne zadanie grać przed garstką ludzi. Większość publicznosci opuściła halę zaraz po występie wikingów z EINHERJER i tylko nieliczni fani Black Metalu pozostali na miejscu dopingując Chimedrę i jego załogę. Z niewiadomych przyczyn w trakcie koncertu panowie ochroniarze podciagnęli kurtynę znaną już z przygotowań EINHERJERa. Publicznośc osłupiała, DRAUGNIM nie bardzo wiedział co sie dzieje, jak zreszta wszyscy inni, ale grali dalej, za kurtyną z usmiechem na twarzy trzęsąc ze zdziwienia głowami. Po krótkiej interwencji organizatora nieszczęsna kurtyna padła i DRAUGNIMjuż bez przeszkód zagrali do końca.
SARKOM tylko czekali, aż się DRAUGNIM wyniesie, wkroczyli jak opętani na deski sceny i jak opętani zagrali bardzo solidny koncert przed garstką Black Metalowej braci. I tutaj nie obyło się bez póz i wiązanek niecenzuralnych słów…

Tak dobiegł do końca Ragnarok 6.

Powrót do góry