UNDER THE BLACK SUN 2011 – IMPALED NAZARENE, SETHERIAL, BETHLEHEM

Pierwszy Weekend w lipcu jest jak co roku zarezerwowany na podziemne spotkanie mrocznych postaci pod czarnym słońcem i jak co roku nieoczekiwanie znalazły się na tym festiwalu niespodzianki. Zanim jednak mogło dojść do festiwalu musieli organizatorzy jak zwykle czujne władze przekonać, że festiwal nie ma żadnych intencji politycznych, co się oczywiście bez problemów organizatorom udało, a ultra lewicowym fanatykom niszczenia wszystkiego i wszystkich co inaczej myśli i posiada odwagę się im przeciwstawić, lała się piana z mord.

Piątkowa pogoda jak najbardziej animowała do wzięcia udziału w imprezie pod gołym niebem i tak punktualnie na deskach sceny pojawił się pierwszy zespół, SHORES Of LADON. Ok., zespół był mi zupełnie nieznany, ale jak się gra w podziemiu to nie jest to nic dziwnego. Tak naprawdę zespół nie wyróżnił się niczym co mogło by się wdrążyć w pamięć, ale też nie musiał. W przeciwieństwie do wielu innych grup z niemieckiego podziemia potrafili nawet obsługiwać swoje instrumenty i kto wie, jeśli popracują nad sobą….
ATRAS CINERIS, drugi zespół dnia rozpoczął jak najbardziej dobrze i obiecująco. Pierwszy instrumentalny utwór był jakby intrem i mnie wciągnął. Zainteresowany postanowiłem się skupić na reszcie koncertu, ale już trzeci, a drugi utwór z wokalistą brzmiał tak samo jak wiele innych zespołów, tak więc nic godnego uwagi. Panowie powinni dalej pilnie pracować nad sobą. Teraz przyszła kolej na włoski Black Metal a la FIDES INVERSA. I tu już można było zauważyć minimalną różnicę do obu niemieckich poprzedników. Nie żeby włosi piorunująco dobrze grali, ale w ich muzyce można było odkryć tą inną Black metalową duszę.
W miedzy czasie do swojego występu przygotowywała się kolejna formacja, polski MASSEMORD. O samy przygotowaniu to będę jednak milczał, tajemnica zawodowa się rozumie, chociaż komentarz Nihila jest jak najbardziej na miejscu: „Jakość naszych koncertów jest zależna od procentu alkoholu we krwi. Im więcej alkoholu we krwi, tym lepszy występ.“ No to chlup w ten głupi dziub jak mawiają w rodzinnych stronach…
A sam występ? MASSEMORD wspierany przez małą, ale głośną polską frakcję, ktora miała więcej alkoholu niż krwi w żyłach i obligatoryjnym napierdalać potwierdziła mądre słowa Nihila i podciągła poziom festiwalu o parę dodatkowych punktów.
Poziom podtrzymali także finowie z BAPTISM. Wprawdzie nie spektakularnie, ale więcej niż solidnie się zaprezentowali. Niby te same gesty, mimika i Corpspaint, a jednak koncert wciągną swoją skandynawską surowością.
Teraz przyszła kolej na coś nieeuropejskiego, MONARQUE pochodzący z kanady. Wśród wielu obecnych na festiwalu zalecany i chwalony zespół nie kwapił się jakoś do do grania. Przeciągało się to oczekiwanie w nieskończoność i zamiast muzyki ze sceny doszły do mnie dzwięki obudzonych z letargi komarów. Zmęczenie dawało coraz bardziej znać o sobie, gdy nagle kanadyjczycy zaczęli swój występ. Hm…, od pierwszego momentu nie bardzo wiedziałem jak podejść do tej muzy i bynajmniej przyczyną tego nie było zmęczenie, nie MONARQUE byli po prosty kiepscy. Rozczarowany i znużony postanowiłem udać się na spoczynek. Być może stało by się inaczej, gdyby ostatnim zespołem nie był BETHLEHEM.
Od lat oprócz nazwy zespołu nic mnie powaliło z nóg, wręcz przeciwnie, żadnej płyty BETHLEHEM nigdy nie przesłuchałem od początku do końca. Następnego dnia na pytania i jak było, warto było czekać na pierwszy koncert od paru lat zdania były podzielone. Jedni twierdzili, że byli zbyt trzezwi by to strawić inni z zachwytu stracili mowę.

Sobota rozpoczęła się ulewą, niekończącą się tego dnia i spadkiem temperatury do 7 stopni Celsjusza. Świetnie, w środku lasu bez możliwości ochrony przed deszczem w postaci wielkiego namiotu i przemoczony do suchej nitki udaliśmy się z ekipą zza Odry i Nysy do miasta po zakupy. Jako jedyny trzezwy przypadła mi rola taksówkarza ku ogólnej uciesze tejże ekipy. Humor poprawił się tym osobnikom jeszcze bardziej jak zapłacili za płynne pożywienie mniej niż w rodzimych stronach. Żadko spotkałem tak szczęśliwych rodaków na obczyznie.
Nieustannie padający deszcz dał każdemu obecnemu na festiwalu. Większość ludzi spędziła cały dzień w znajdującej się na terenie festiwalu restauracji. Punktualnie o 18tej wkroczyli na scenę THORYBOS i o dziwo nie grali tylko dla siebie. Biorąc pod uwagę pogodę znalazło się pod sceną dosyć dużo ludzi. Prawdziwego Black Metalowca takie trochę wody nie odstraszy, chyba że lała by się z nieba woda święcona… THORYBOS nie przekonał do końca, ale było już lepiej niż wczoraj. KRATEIN okazał się pierwszą niespodzianką festiwalu. Ich debiut został bardzo dobrze przyjęty przez scenę muzyczną i na żywo potwierdzili chłopaki swoją klasę z płyty. WINTERBLUT natomiast odebrałem z niedowierzaniem. Doświadczeni muzycy z m.in. NARGAROTH zaprezentowali program, z którym nie potrafiłem się oswoić. Sam nie wiem, czy nie potrafię odkryć geniuszu tej kapeli, czy może z powodu zimna im się nuty przekręciły, a może jednak było wszystko w porządku? W każdym razie na mnie zrobili wrażenie orkiestry, która bez dyrygenta stara się coś zagrać. Ale co tam narzekać, gdy kolejna niespodzianka czeka już na scenie, LUGUBRE.
Holendrzy mimo świetnego występu i od wielu lat aktywni na metalowej scenie osobiście nie zaliczam do czołówki holenderskiego Black Metalu. W kraju tulipanów jest parę innych grup, które zaliczam do czołówki, LUGUBRE jest ale tuż, tuż za nimi.
Kolejną niespodzianką, wielką niespodzianką był dla mnie szwedzki BLOODLINE, zespół który do koncepcji UTBS absolutnie nie pasuje jak i parę zespołów grających na festiwalu w ciągu ostatnich lat i mimo to przykuli uwagę dość sporej publiczności, mimo nadal padającego deszczu i zimna. Dobry i jak na Death Metal atmosferyczny Death Metal z experymentami potrafił mnie rozgrzać, a raczej przynajmniej na chwilę zapomnieć o fatalnej pogodzie, która powoli, ale nieubłaganie dawała się powoli w znaki co spowodowało, że dałem sobie spokój z IMPARED NAZARENE i grzejąc się przy ognisku wzięliśmy sobie czas na pogawędki o tym i owym i różnych wydarzeniach z muzycznej sceny. Osuszeni i uwędzeni wybraliśmy się na SETHERIAL.
Dobre czasy dla SETHERIALa już dawno minęły. Takie opinie słyszy i czyta się często, ale z doświadczenie wiem, że stare wygi metalowej sceny zawsze są w stanie swoim krytykom udowodnić przeciwieństwo. I tak było i tym razem. Z niesamowitą energią i zapałem zaprezentowali szwedzi przegląd ich dyskografii, a zrobili to tak dobrze, że nawet deszcz przestał padać. Na pierwszy ogień poszedł „Summon The Lord With Horns”, a pózniej zagrali m.in. „Ekpyrosis”, “A World In Hell”, „In The Still…”, by zakończyć swój piekielny występ Emperorowskim „Inno A Satana”
Tak dobiegł końca mimo ochydnej, sobotniej pogody i zdecydowanie mniej publiczności niż w poprzednich latach, kolejny udany UTBS Festiwal.
W przyszłym roku czeka na nas jubileuszowy festiwal pod czarnym słońcem…

Powrót do góry