CLIMATE „Evil Comes From… + The Wheel Of Time”

CLIMATE „Evil Comes From... + The Wheel Of Time” - okładka
Evil Comes From… (promo 2003)
The Wheel Of Time (promo 2002)



Na początek słowo wyjaśnienia: od Climate otrzymałem dwa materiały promo, które zostały oznaczone jako promo 2003 oraz 2002, a zatem należało przypuszczać, że skoro promo jest nowsze, to lepsze. Okazuje się, że niekoniecznie (przynajmniej dla mnie). Ciekawsze jest The Wheel Of Time. O tym, dlaczego, za moment.

Climate powstało dawno, bo w 1994 roku po to, by dwa lata później zawiesić działalność i odrodzić się z popiołów tuż przed nastaniem nowego stulecia. W 2001 roku kapela zarejestrowała przekrojowy materiał Higher, który prezentował ich dotychczasowe oblicze. Rok później nagrali promo The Wheel Of Time, a w lutym 2003 roku promo Evil Comes From… Skład Climate to: Tomasz Łuć (perkusja), Arkadiusz Stałęga (gitary), Piotr Tymoszuk (bas) i Sebastian Bardzał (wokal i gitary).

Dlaczego zatem starsze promo jest dla mnie lepsze? Bo lubię thrash. Po prostu. Ewidentnie czuję na The Wheel Of Time wpływy fajnego thashu trochę Testamentowej szkoły, czyli mocno przyprawionego death metalem. Takie The Choice czy Mercyful Pain to świetne przykłady. Napędzają je fajne gitarki plus mocna sekcja. Obok thashu wyczuwalny jest – zgodnie z deklaracjami muzyków – melodyjny death z elementami black, choćby w numerach Infinity czy rzeczonym The Choice. Według mnie jednak te składniki brzmienia Climate są zbyt schematyczne, zbyt osłuchane, zbyt mocno kojarzą się z przedstawicielami gatunku – np. In Flames…
Evil Comes From… to z kolei duży zwrot stylistyczny. Po thrashu nie ma śladu, króluje za to death metal w wydaniu bliskim Morbid Angel czy Six Feet Under. W takim The Great Attack Of Chaos mamy do czynienia z kapitalnie ciężkim motywem, który miażdży. Wszystko jednak w zbliżonych tempach i klimatach. Nieco odstaje fajny War Against War. Podobają mi się niezłe solówki i generalnie partie gitar, np. w Infernal Dream, który jako żywo przywołuje skojarzenia z Behemothem pomieszanym z Vaderem… W sumie nie jest źle, dość różnorodnie, a przede wszystkim ciężko i… klimatycznie. Czuć, że kapela się rozwinęła, że muzycy lepiej opanowali instrumenty. Czuć pewną inwencję, co dobrze rokuje na przyszłość.

Tak czy siak – mimo niewątpliwych zalet najnowszego promo i symptomów rozwoju – wydaje mi się, że kapela powinna raczej pójść droga wytyczoną przez The Wheel Of Time, chociaż mówię: nie mogę wiele zarzucić Evil Comes From… – po prostu bardziej pasuje mi inna muza. Mimo wszystko życzę im jak najlepiej, bo to zespół dobrych muzyków.

Powrót do góry