SINISTER „Savage Or Grace”

Legenda holenderskiego death metalu. Legenda death metalu w ogóle. Generalnie jedna wielka legenda, która istnieje na scenie już 13 lat. Lecz owa ponoć pechowa liczba nie przynosi złych wieści z obozu Sinister. Wręcz przeciwnie.
Panowie ( i Pani) z Sinistera grają, jak wiadomo wszem i wobec, techniczny, diabelnie szybki, morderczy, krwisty, wściekły, brutalny, kiedyś mocno satanistyczny, nieokrzesany, werbalnie skomplikowany, Death-podobny, bardzo charakterystyczny metal. Prawdziwy metal dla prawdziwych mężczyzn (i kobiety). Jakby przymiotników było mało, dodam, że szczery. Aż do bólu.

Savage Or Grace, najnowsze wydawnictwo Holendrów (i Holenderki), którym wracają w szeregi Nuclear Blast po krótkiej acz burzliwej przygodzie z Hammerheart, dobitnie dowodzi doskonałej kondycji muzyków.

Potęga tego albumu jest wielka. Emanuje w zasadzie z każdego kawałka. Świetna produkcja plus soczyste, miażdżące brzmienie plus typowe dla Sinister patenty (tzw. piórkowanie) równa się jedna z najlepszych death metalowych płyt tego roku, co się w zasadzie dopiero co zaczął.

Savage Or Grace otwiera kapitalne intro Rise Of The Predator. Potem mamy numer tytułowy, a zaraz po nim Barbaric Order oraz bodaj najlepszy na płycie The Age Of Murder. Chwila oddechu w postaci delikatnego wstępu do Conception Of Sin i już za moment z głośników płynie Chapel Desecration, w którym przez chwilę gitara zdradza ewidentną fascynację świętej pamięci Chuckiem Schuldinerem. Następne na płycie Dominion oraz Collapse Rewind nie wnoszą nic istotnego, ale za to przecinają powietrze z prędkością zakupionego dla polskiej armii F-16… Album zamyka zróżnicowany, pełen nieoczekiwanych zmian tempa Apocalypse In Time – wymarzony kawałek na koncerty.

Ufff… ta płyta trwa ledwie 30 minut, lecz wbija w ziemię z siłą stutonowego młota, a człowiek w masochistycznym odruchu nie ma dość i z pełną odpowiedzialnością zapodaje krążek jeszcze raz i jeszcze raz…

ocena: 4/5

Powrót do góry