STORMRIDER „God Is Dead”

No, piekło ma teraz swój dobry czas. Wystarczy posłuchać, czy popatrzeć, jak kto woli na STORMRIDER, a w mig skumacie, o co biega. Z całą pewnością i na pewno, jest to materiał, który dołączy do grona chlubnych dzieł, którymi niżej podpisany wręcz rozkoszuje się masturbować swoje ośrodki słuchowe. Z miłą chęcią chciałbym powiedzieć, że jest to materiał, który rozprawiczy wasze z kolei odsłuchy, lecz podejrzewam, iż w przypadku większości z was, jest już za późno. Jednak gdybyście znaleźli ochotnika, i chcieli popatrzeć, co z takim delikwentem w trakcie powyższego się dzieje, to zabawa może być przednia, choć z drugiej strony, najobrzydliwszy widok, na jaki narażone były wasze śliczne oczęta. Materiał zespołu, jest jak tysiące rozgrzanych do czerwoności szpilek, które ktoś, bez waszego zezwolenia, wbija w ozdoby waszych bocznych części twarzy. Mało, które uszka przetrwają próbę, jaką zgotował wam STORMRIDER. Oj jazda jest niesamowita. A jakby miało być inaczej skoro sama muzyka to majstersztyk najwyższych lotów. Diabelski death metal sączący się z głośników waszych sprzętów stereo, jest lepszy niż niejedna broń biologiczna, czy jaka tam pieprzona rakietka. „God Is Dead” robi o wiele większe spustoszenie. Wierzcie mi, nie widzieliście tego jeszcze na żadnym filmie. Death metal, do tego dorzuciłbym black metalowe echo – zwłaszcza widoczne jest to w wokalizach frontmana zespołu – facet drze się niekiedy jak sama bestia. Materiał został sprawnie nagrany w przeciągu tylko dwóch dni. Owszem są to tylko cztery utwory, ale niektórzy nie potrafią zrobić tego samego w miesiąc czasu, a i fundusze zapewno mają na ten cel o krocie większe. STORMRIDER – zapamiętajcie tę nazwę – zabił mi klina, powalił mnie jednym jedynym ciosem. Reszty słuchałem już klęcząc. Nie chciałbym się wydać gołosłownym, ale oni są niesamowici.

Muzyka utrzymana raczej w szybkim, i bardzo szybkim tempie. Zwolnienia, jeżeli są to nie są one reprezentowane zbyt licznie, i bardzo dobrze. Technika, przechodzi niekiedy wręcz w wirtuozerię. Czasami, przemknie gdzieś zbłąkana nutka melodii, zwłaszcza w warstwach solowych materiału, ale o jakimś nie potrzebnym zmiękczaniu mowy być nie może. Zresztą, Szwedzi mają tyle ikry, by sobie nie pozwolić na słodzenie tych śmiertelnych poematów. Karkołomne zagrania, świetne pomysły, no i do samych kompozycji nie można mieć nic złego. W wewnętrznej stronie wkładki do tego CD, odnaleźć można to oto zdanie: „In The Past We Find Our Future!”. I faktycznie, twórczość kapeli zalatuje odrobinę czasem przeszłym, ale qrwa chciałbym mieć takich obserwatorów i uczni jak najwięcej. Owszem, niekiedy przeleci wam przez uszy riff, który wyda się wam znajomy, ale to są tylko małe fragmenty, zasługujące na wybaczenie. W niemałym niekiedy natłoku młodych zespołów, STORMRIDER wybija się ponad przeciętność. Już dzisiaj widać, że jest to obiecujący i silny zespół. Na ile? O tym przekonamy się w przyszłości. A póki, co, katujcie się „God Is Dead” i cieszcie miski. A radować się jest rzeczywiście, z czego. Na koniec podam wam jeszcze rozkład jazdy tego CD. A oto on: „Killer”, „Stormride”, „Riding The Storm”, „God Is Dead”. Starczy tego stękania z mojej strony. Spadam, torturować swą duszę dźwiękami potępionych.

Henrik Eriksson
Kopmanvagen 39
197 30 BRO
Sweden

yx@stormrider.cjb.net.

Powrót do góry