RAGNAROEK FESTIVAL V – NEGURA BUNGET, AGALLOCH, WOLFCHANT, SEAR BLISS

Historia Ragnaroek Festiwalu siega okresu, gdy przed pięciu laty, młody, osiemnastoletni zapaleniec postanowił zorganizować jednodniowy festiwal do którego ostatecznie musiał dopłacić. Oprócz problemów finansowych doszły problemy ze stróżami prawa i moralności. Pięć lat pózniej, w roku 2008 ten sam młodzieniec swiętował jubileusz, 5 edycję festiwalu. Problemy finansowe znikły, problemy ze stróżami Moralności i Prawa w postaci katolickich polityków pozostały, aczkolwiek w mniejszych wymiarach.. W przeciwieństwie do polityków Wotan okazał się wspaniałomyślny i punktualnie z rozpoczęciem festiwalu zesłał pięciotysięcznej rzeszy swoich festiwalowych wyznawców piekną, wiosenną pogodę. Ci znowu odwdzięczyli się na ulicach miasteczka Lichtenfels, wznosząc wypełnione po brzegi miodem pitnym rogi, toastami ku czci pradawnych Bogów.
Jak już wspomniałem na festiwal przybyło ok.5000 fanów – 100% więcej niż w ubiegłym roku. Jeśli wziąść pod uwagę, że niektóre festiwale nie mają od lat przyrostu w postaci fanów, a parę wręcz ubytek, co się kończy finansowym fiaskiem i odwołaniem tego, czy innego festiwalu, trzeba chwalić w niebiosa młodych organizatorów Ragnaroeka za wytrwłałość, ambicję i umiejętny wybór zespołów (przynajmniej z perspektywy niemiecko języcznych fanów).

Festiwal rozpoczął duński SVARTSOT, którego występ przepasowałem, będąc jeszcze w drodze do Lichtenfelsu. NORTHER był kolejnym zespołem i zdążyłem obejrzec i wysłuchać ostatnie dwa kawałki, które przypominały trochę COB. Absolutnie nie mój świat muzyczny.
Festiwale maja to do siebie, że panuje na nich chaos, niezamierzony, ale także nie do uniknięcia. W wypadku AGALLOCH jest to jednak szczególnie bolesne, gdyż zespół bywa bardzo żadko w europie. I tym razem pojawili się amerykanie tylko na dwa koncerty na starym kontynencie. Radość i ogromny zachwyt z tego wydarzenia były olbrzymie. AGALLOCH mieli zagrać późnym popołudniem, jednak spontanicznie, nic sobie przy tym nie myśląc zamienili się ze SWORN czasem grania. Powodem tego był incydent na lotnisku, który doprowadził do całego zamieszania, a mianowicie cały sprzęt norwegów zniknął na lotnisku i dotarł nieco później na festiwal. Sam koncert AGALLOCH był z mojego punktu widzenia nie do końca udany. Muzycznie był to z pewnością majstersztyk, ale zespół wyglądał na dużej scenie zgubiony. Mała scena, wręcz kameralna atmosfera pasują zdecydowanie lepiej do tej wspaniałej muzyki.
Setlist: As Embers Dress The Sky, Dead Winter Day, I Am The Wooden Doors, Not Unlike The Waves, Our Fortress Is Burning II – Bloodbirds
SKYFORGER, w przeciwieństwie do mojego ostatniego spotkania z litwinami zaprezentowali się w pełnej okazałości i instrumentami ludowymi, celebrując swój metal z folkowymi wpływami. Niecodziennym wydarzeniem dla litwinów było całą pewnością spotkanie ze swoim 70letnim rodakiem, mieszkańcem Lichtenfelsu, który jak się dowiedział, że zespół z jego dawnych, rodzinnych stron wystąpi na festiwalu, natychmiast nawiązał kontakt z organizatorami festiwulu. Ci, długo się nie namyslając zorganizowali spotkanie litewskich rodaków. Było to bardzo miłe i wzruszające spotkanie (zdjęcie z tego spotkania znajduje się w naszej Galerii z festiwalu).
Setlist: Div’ Dujinas, Latviešu Strelnieki, Virsaitis Nameisis, Kalejs Kala Debesis, Kauja Garozas Sila, Kauja Pie Saules, Ligo, Tirela Purva, Dzives Vismelnaka Stunda// Uz Karinu Balinš Jaja

Zamiast oczekiwanego AGALLOCHa na scenie pojawili się SWORN. Zdumienie było wsród tłumu przed sceną wielkie, a rozczarowanie jeszcze wieksze, bo jak już wspomniałem, obie kapele zamieniły się czasem występu. Norwegowie zagrali solidny koncert, aczkolwiek muzyka kwartetu do mnie nie dotarła. Mieszanka Black/Death Metalu, parę póz i grymasów, które już wielokrotnie widziałem, ale publiczność przyjęła ich bardzo ciepło.
TURISAS to jeden z tych zespołów, których nie potrafie potraktować na serio. Tym wiekszą niespodzianką było dla mnie jak usmarowani krwią i ubrani w futerka członkowie zespołu, swoimi skocznymi, folkowymi przygrywkami niczym na góralskim weselu, wciagnęli wypełnioną po brzegi halę do wspólnej potańcówki – włącznie ze mną. Na szczęście panowała ciemność, tak że moje wygibasy nikogo nie doprowadziły do śmiechu…, a może jednak?
Po przerwie rozpoczęło sie widowisko pierwszej klasy, a aktorami tego widowiska byli irlandczycy z PRIMORDIAL, ktorzy rozpoczęli swój koncert z „To The Nameless Dead“. Niesamowite jak zarówno ten jak i 3 inne utwory z najnowszej płyty brzmią na żywo! Koncert jak zwykłe pełen emocji i Dramaturgii, zwłaszcza podczs wykonania The Coffin Chips. Cokolwiek by o PRIMORDIAL nienapisać, ich koncerty są po prostu wydażeniem, od pierwszej do ostatniej minuty.
Setlist: Empire Falls, Gallows Hymn, Sons Of The Morrigan, As Rome Burns, The Coffin Chips, Heathen Tribes, Gods To The Godless
Gdy na scenie pojawił sie kolejny zespół moje zmęczeniedało sie porządnie w znaki. SEAR BLISS jest zespołem, którego muzyka wymaga koncentracji, a tej zaczęło już brakować. Mimo to, ostatkiem sił zmusiłem się do obejrzenia tego spektaklu. Jednak zmęczenie wygrało nad koncentracją i z rezygnacją udałem sie na spoczynek. Tym samym przepasowałem jak plotki głoszą najciekawszy i najlepszy piątkowy zespół, Austriacki HELLSAW. Szkoda….

Sobota. Po krótkiej nocy i obfitym śniadaniu optymistycznie spojrzałem na dzisiejszy plan, a raczej maraton muzyczny. Jednak jak sie pózniej miało okazać, nie byłem tego dnia długodystancowcem. Na ostatnich metrach, krótko przed celem padłem…
HELRIT, pierwszy zespół dnia oczywiście znowu przepasowałem, za to ELEXORIEN z Holandi już nie. Mimo wczesnej pory hala koncertowa była porządnie zapełniona, ku mojemu zdziwieniu, bo szczerze, na jakim festiwalu pierwszy czy drugi zespół gra przedwielką publicznością? A holendrzy grali tak sobie. Koncert bez wzlotów i upadków. Muzyka grupy taka sobie, ale wokalistka całkiem, całkiem. Przeciwieństwem ELEXORIEN okazali się być TRIMONIUM z Bitterfeldu.Tu moje serce zaczęło szybciej bić, prawie tak szybko jak grał perkusista tego Pagan/Black Metalowego bandu. Jedynym małym minusem było to, że dłuższą metę muzyka działała na mnie zbyt monotonnie, brakowało troszeczkę zmian tempa i urozmajcenia, ale ważne jest, że cały występ koał pożądnie w dupę.
TROLLFEST uraczyli nas huczną zabawą na scenie, obficie zakrapianą piwem (i chyba nie talko piwem…) i mimo wielkiej ilości płynu, który sobie wlewał do gardła wokalista Trollmannen i jego przez piwo pięknie uformowanego ciała skakał i hasał po scenie jak to szczęśliwy Troll. Przy okazji nie zabrakło czasu na krótki dowcip, czy wesole powiedzonko…
O jego poczuciu humoru świadczy także obie koszulka, którą mial ubraną podczas występu, a znajdowała sie na niej taka mądrość jak: „Fat Peaple are hard to kidnap”. Podczas, gdy w hali zespoły zachwyvały pobliczność swymi umiejętnościami w posowaniu na scenie i przytupywaniu nóżkami w takt folkowych dżwięków na zewnatrz pokazali swoje umięjetności rycerze wymachując mieczami i toporami.
Miłe widowisko próba pokazania wszelkich sztuk walki w róznych formach, ale panu Wolodyjowskiemu żaden z bohaterów do pięt nie dorastał. Co najwyżje panu Zagłobie, we wchłanianiu wielkich ilości Piwa i Miodu Pitnego.
Wracając do wydarzeń w hali. Niemiecka legenda Black/Paganowa w postaci MINAS MORGUL wkroczyła na scenę. Jako, że oni nie często grają na żywo i wiekszość młodych fanów jeszcze nie miała okazji ich oglądać, napiecie rosło. Mimo choroby nowego wokalisty zaprezentowali się w świetle płonących pochodni niespodziewanie dobrze, majestatycznie… Po prostu Kult! A wdzięczna publika śpiewała starsze utwory odciażając chorego Rico.
Setlist: Prolog, Aus Blut gemacht, Erinnerung, Meister des Blutes, Der Sonne entgegen, Meer aus Blut und Stahl, Wies uns gefällt, Blut und Eisen
Kolejnym zespołem goszczącym w Lichtenfelsie byli holendrzy z THRONAR. Cóż, dobry występ, dobra muzyka. Death/Black Metal mimo klawiszy nie idący w kierunku przesadnej melodyjności, muza, którą publiczność bardzo dobrze przyjęla.
WOLFCHANT oczekiwałem już z radościa. Jest to jedna z tych grup, która na scenie jeszcze bardziej przekonuje niż na płytach. I tym razem nie zawiedli moich oczekiwań. Mimo początkowych problemów technicznych, suwerennie zmajstrowali cały występ i dowodnili, że się rozwijają. A czego oczekuje zespół od publiczności? Owacji i tych dostali jako podziekowanie pod dostatkiem.
XIV DARK CENTURIES , poganie z krwi i kości potrafili nie tylko swoim epickim metalem przekonać widzów i słuchaczy o swoich mozliwościach muzycznych, ale znalezli także czas na wyjaśnienie przybyłym na festiwal, na czy polega i czym jest cały ruch pogański. A chodziło o to, że na całym terenie festiwalu, ale także w mieście, ci tak zwani poganie pozostawili ślady swej bytności w postaci porozrzucanych gór smieci, za co otrzymali także oklaski. Jak się pózniej okazało, apel i prośby nic nie pomogły, a organizatorzy oberwali od władz miasta czego skutkiem bedzie wprowadzenie ekstra haraczu na śmieci. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz mówi stare przysłowie.
BATTLELORE wywołali u mnie mieszane uczucia. Muzycznie niczego sobie mieszanka chyba wszystkich gatunków metalu, ale na scenie coś nie pasowało, a nie pasowało, a raczej nie pasowała wokalistka Kaisa, która w przeciwieństwie innych członków zespołu zachwywala się jak marionetka ze swymi sztucznymi ruchami. Do tego doszedł jeszcze jej dosyć piskliwy głos, który mnie conieco irytował. Chetnie obejrze sobie ten zespół na żwo jeszcze raz, ale w lepszej formie.
HELRUNAR zaprezentowali przede wszystkim swój najnowszy dorobek muzyczny i to w sposób tak brawurowy, że można śmiało powiedzieć HELRUNAR byli jednymi ze zwycięzców festiwalu. W pamieci utkwił wszystkim ale drugi song grany tego wieczoru Älter als das Kreuz (Starszy niż Krzyż). Skald Draugir, wokalista zespołu skierował mikrofon w stronę publiczności podczas spiewania tego utworu: „Znam drogę, która jest starsza niż – i tutaj parę tysięcy gardeł darło się na całego- Krzyyyyyyyż- Znam symbol, który jest starszy niż – Krzyyyyż“. Niesamowita atmosfera i gęsia skórka mną zawładnęly.
Setlist: Loka Lögsaga, Älter als das Kreuz, Hauch wird Sturm, Glámr, Seelenwinter, Dreifach Dorn, Til Jardar
Rosyjska ARKONA powoli, ale pewnie podbija zachodnioeuropejską scenę. Grupa ma dwie twarze. Jedna to ta na płytach, folkowa z chórkami, klimatyczna i druga to twarz pokazana na żywo. Cała atmosfera znana z płyt zanikanieco na żywo, za to na pierwszy plan wchodzi Metal, perfekcyjnie zagrany. Masha hasała i skakała po scenie niczym rósałeczka o wschodzie słońca, a za chwilę zmienia się w demona z jej głębokim glosem, którego niepowstydziła by sie niejedna znana Sabinka…, a wyjąca z zachwytu publiczność jeszcze swoim zachowaniem dolewała oliwy do ognia. I tak oto upłynęło kolejne 40 minut festiwalu.
Na scenie wpojawiła się kolejna legenda niemieckiego metalu MENHIR. Weterani z dużą porcją puchu. Terz razy zaczynali koncert i trzy razy siadł im sprzęt. Po usunięciu usterek zespół sprawial wrażenie niepewnych młodzian, a nie starych wyg, ale w trakcie grania powoli się rozkręcili i zaprezentowali solidne widowisko.
Kolejną niespodzianką dnia okazali sie być HAGGARD z wręcz sensacyjnym występem, którego chyba nikt nie oczekiwał. Z 14 osobową orkiestrą i sopranistką, którzy dostowali sie jakby nie było do obcej im muzyki. Muzycznie grali to co zawsze, czyli ich najlepsze kawałki. Całą oprawę sceniczną nie da się niestety opisać. To trzeba było widzieć i przeżyć.
UNLEASHED nie trzeba nikomu przedstawiać i mimo, że grupa nie należy do moich faworytów, a ni zmęczenie o połnocy dało znać o sobie, muszę stwierdzić, że szwedzi dali wszystko z siebie.
Miłym zaskoczeniem byli dla mnie VREID. Czego można sie spodziewać po niby następcach Windir?
To pytanie sobie postawiłem przed koncertem. Odpowiedż, wszystiego tylko nie tego co zobaczyłem i usłyszałem. Optycznie było już calkiem ciekawie. Fojerwerki, dym i ogien ładnie, ale mnie raziła jedna rzecz. Mianowicie członkowie zespołu ubrani byli w, nazwijmy to mundurki, co niekoniecznie moim zdaniem pasowało do muzyki. A ta była wręcz fantastyczna, zagranaz z solidnym, idącym w kierunku Death metalu brzmieniem i brawurą. Występ kopał w dupsko i to z podkutymi glanami!!!
NEGURA BUNGET niestety już nie dałem rady zobaczyć, mimo ogromnej chęci, ale zmecznie po całodniowym maratonie było silniejsze.
Podsumowó, , RAGNAROEK FESTIVAL okazał sie bardzo udanym festiwalem, którego granice w tym roku zostały do samego końca wyczerpane. Jeszcz nie zdążyliśmy po festiwalu ochłonąć, a już organizatorzy podali listę zespołow, które wystąpią na następnym festiwalu za rok. Respekt!!!

Powrót do góry