PARTY.SAN OPEN AIR 2007 – DEICIDE, KREATOR, VADER, ASPHYX

Dzień, w którym pękło niebo, tak można opisać czwartek, 9 sierpnia. Wczesnym popołudniem w upale wyruszyliśmy pełni optymizmu i nadziei na bezdeszczowy Week End jednak już po godzinie jazdy wjechaliśmy w strefę czarnych chmur. Grzmoty i błyskawice towarzyszyły nam podczas przekroczenia górskiego pasma. Ale to wszystko było nic w stosunku do tego, co nas oczekiwało 15 km. Przed Bad Berka. Sytuacja przypominała filmy katastroficzne. Niesamowite ilości wody lejącej się z nieba przypominały raczej podróż ubotem w morzu niż jazdę autem po drodze. Szczęśliwie dotarwszy na teren festiwalu mogliśmy w spokoju obejrzeć, co nas oczekuje. Drepcząc powoli w błocie po kostki, niebo ponownie otworło swe wrota zalewając kolejną porcją wody teren festiwalu. I tak też pozostało przez następne trzy dni co było wielkim rozczarowaniem za co organizatorzy nic nie mogli. Pozostańmy jednak przy rozczarowaniach za które trzeba obwinić organizatorów, chociaż mieli całkiem inny zamiar. Otóż juz przed festiwalem było wiadomo, że PSOA ma zamiar i zrobi coś w kierunku przeciw tzw. radykalnym prawicowym fanom, którzy przyjadą na festiwal. Tak więc zaangażowano parę ludzi, którzy sporządzili liste zespołów zakazanych, a co za tym idzie, osoby mające ubrane koszulki, czy chociażby naszywki tych zakazanych zespołów miały być niewpuszczane na teren festiwalu. Jak to zwykle bywa na liscie zespołów znalazły się także takie, które ze zwalczanym nurtem w scenie metalawej nie mają nic, ale absolutnie nic wspólnego. Nic wiec dziwnego, że wiele fanów nie mając pojęcia o tym, że pewna znana Death Metalowa grupa z Gdańska jak i parę innych stoi na indeksie i nasząc ich koszulki nie została wpuszczona na teren festiwalu co wywołało falę protestów, a organizatorom festiwalu dodatkową robotę. Po krótkim spojrzeniu na ową listę zostały wszytkie zespoły, które niepowinny się na niej znalezć usunięte. Cała akcja, która miała na celu pokazać, że jesteśmy politycznie poprawnymi organizatorami okazała sie tylko tragiczną farsą, gdyż osobiście widziałem wielu na festiwalu z zabronionymi koszulkami.
Rozczarowań , tym razem muzycznych ciąg dalszy.
MERCILESS był pierwszym zespołem, który w całości udalo mi się obejrzeć i jak na legendę Thrash Metalu cieszyłem się ogromnie na szwedów. Jednak podczas całego koncertu nie pasowało ani brzmienie, ani nastrój. Najwierniejsi z wiernych, którzy stali w strugach deszczu niekoniecznie dzielili moje zdanie o czym swiadczył chociażby Moshpit. KREATOR to kolejna legenda na którą wszyscy czekali. Mille podkreślał jak to oni nie są szczęśliwi mogąc nareszcie na PSOA grać, co im sie wcześniej nie udało. Jednak koncert był małą katastrofą. Cieniutkie brzmienie i katasstrofalny głos Millego, cokolwiek wypił albo zjadł zaszkodziło jego strunom głosowym. Do tego znowu, zupełnie niepotrzebne antrasistowskie wywody. Panowie, my chcemy słuchać muzyki, a nie politycznych przemówien. Szkoda, bo i na nich sie bardzo cieszyłem. KORADES – Crust Rock i Metal. Zdecydowanie nie takiej muzyce na metalowym festiwalu.
EQUILIBRIUM, kolejne nieporozumienie. Mimo całkiem przyzwoitemu koncertowi, zespół miał niezwykle trudne zadanie, a powodem tego jest fakt, że nie są zbyt lubiani przez publicznośc, która przyjeżdża na Party.San. A nieporozumienie dlatego, że uważam, że stać ich było na wiecej, aby przekonać swoich przeciwników. LENGT TCHE nieznałem do tej pory, ale słyszałem dużo pzytywnych opini, które się podczas ich występu nie spełniły. Także oni nie pasowali tak naprawdę do koncepcji festiwalu i jako całość mnie bardzo nużyli.
Koronacją rozczarowań na PSOA 2007 był GORGOROTH. Ze sceny wiało nudą Jedynie niejaki King, obsługujący gitare basową dawał znaki życia, ale chyba tylko dlatego, że był ubrany kompletnie w latex. Wyglądał jak stały bywalec Sadomasochistycznego studia i tylko spływający po wszystkich częściach ciała pot zmusił go do aktywnego wyginania się. Gaahl natomiast zużył ok. trzech kalorii przechodząc 2 razy wzdłuż sceny i podnosząc lewą rękę w ogólnie znanym geście. Co publiczność o tym koncercie myślała? Po prostu rozeszła się w milczeniu natychmiast po ostatnim dzwięku, a złośliwi twierdzili, że GORGOROTH przyszedł pieszo z Brutal Assault co by tłumaczyło zmęczenie i niechęć do wspólnego muzykowania. Ale dosyć narzekań. Festiwal miał też swoje przyjemne i bardzo przyjemne wydarzenia. Do tych należą z całą pewnością:
IMMOLATION – cholera, szczęka mi opadła i uszy zostały zgwałcone brutalnymi dzwiękami zagranymi w tak perfekcyjny sposób, że można by ich posądzić o playback hehe… Nie, tu mieliśmy do czynienia z mistrzami swego rzemiosła, którzy byli tego dnia w formie swego życia. Po prostu sensacyjny koncert.
PRIMORDIAL – A.A. Nemtheanga i jego ekipa udowodnili kolejny raz, że należą do czołówki zespołow grających na żywo. Jego mimika, zachowanie i czysty głos wywindowały go na jednego z najlepszych wokalistów na scenie. On nie tylko śpiewa, on przeżywa swoje teksty. Absolutnie w genialny spsób pokazał jak jego irlandzkie serce krwawi podczas utworu The Coffin Shipps. Cały czas klęcząc i bólem w głosie oddał hołd swoim irlandzkim przodkom, za co zebrał ogromne brawa.
Solidny, szwedzki old school death metal zagrany przez GRAVE wzbudził we mnie także uczucie zadowolenia. GRAVE na żywo ma coś fascynującego.
Szczególną uwagę poświęciłem MELECHESH. Orientalny Black Metal najwyższej jakości przyjęty entuzjastycznie przez publikę co uwolniło dodatkową energię w zespole. Słowa uznania za porządny kawał dobrej roboty. BELPHEGOR przekonał przede wszystkim balsfemiczną muzyką i mimo, że niewiele się działo na scenie wielką uwagę wszystkich obecnych zwracał na siebie Helmuth.i jego jadowite i pełne nienawiści oczy i spojrzenia w kierunku nieba. BEWITCHED także tym razem sprawiło mi dużo frajdy. Czyste brzmienie, Heavy, Thrash Rock and Roll. Yeah, dla odmiany coś lżejszego, że tak powiem, a Marcus Norman z kapeluszem wygladał na pierwszy rzut oka jak brodaty Lemmy.
KORPIKLAANI nie są bynajmniej zespołem, który mnie bardzo interesuje, a ich wesoła muzyka nadaje sie raczej na Interwizję, ale show jakie pokazali w Bad Berka zasługuje na słowa uznania. Niczym aktorzy z wędrownego teatru poprzebierani za troli i inne dziwactwa żyjące w lesie, skakali i animowali publiczność. Wesoły występ. Legenda wróciła, a Martin van Drunen z zachwytem stwierdził, że są dumni zagrac właśnie pierwszy koncert po tylu latach na Party.San – ASPHYX, bo o nich mowa zostali tak entuzjastycznie przyjeci przez parotysięczną publiczność, że mnie aż ciarki przeszły. Niesamowity, magiczny moment ukoronowany fantastycznym koncertem. Wielkie brawa dla holendrów.

Podsumowanie tegorocznego festiwalu jest nieco trudniejsze niż zwykle, bo i wiecej negatywnych wydarzeń – z jednej strony i fatalna pogoda (która częściowo uniemoliwiła obejrzenie wszystkich zespołów) z drugiej strony organizacyjny chaos spowodowany nadmierną ilością odwiedzających PSOA. A liczba odwiedzających festiwal rośnie w zastraszającym tempie. To jest problem, którego nie należy bagatelizować tak jak zrobiły to inne festiwale. Wracając do walorów artystycznych był to chyba najsłabszy PSOA z mojego punktu widzenia jako stałego bywalca festiwalu. Tym razem organizatorzy nie mieli szczęścia z paroma zespołami, które chątnie bym zobaczył, a zastępstwo tych zespołow nie sprostało zadaniu. Pozostaje tylko czekać na lepszy przyszłoroczny festiwal.

Zdjęcia z festiwalu znajdują się w naszej Galerii:
http://metalcentre.pl/webzine.php?p=search&lang=pol&co=PartySan+2007&typ=title

Powrót do góry