NECROPHAGIST „Epitaph”

NECROPHAGIST „Epitaph” - okładka
Kraj: Niemcy
Gatunek: Technical Death Metal
Strona zespołu: http://www.myspace.com/necrophagistde
Dobre utwory: Stabwound, Seven
Długość albumu: 32:56



Chuck Shuldiner byłby dumny, oj i to bardzo. Chyba nikt na świecie tak dobrze nie dbałby o spuściznę jego macierzystego zespołu. Śmiem nawet twierdzić, że Chuck chętnie zagrałby z NECROPHAGIST a może i nawet zechciałby by muzycy tej grupy zostali członkami jego własnej. W każdym razie jeden jak i drugi zespół jest wprost fenomenalny z tym, że jednego niestety już nie ma.

Niemcy z NECROPHAGIST zaskoczyli mnie… nie techniką, a zajebistym talentem, cudownym zmysłem układania riffów, rozkładania akcentów, brutalnością a zarazem plastyczną płynnością własnych kompozycji. W dodatku, całości przyświecają fenomenalne, genialne i po prostu onieśmielające solówki których nie powstydziliby się chyba wszyscy gitarzyści… Od Chucka przez Loomisa czy braci Amott. To co wyczyniają ze swoimi paluszkami panowie Muhhamed i Christian przechodzi bynajmniej moje skromne pojęcie, i nawet nie śmiem próbować opisywać tych partii.

Riffów na tym albumie (a wydany został cztery lata temu) jest na tyle dużo by obdarować nimi co najmniej ze cztery inne death metalowe zespoły. Co prawda, nie wiem czy inne bandy by sobie z nimi poradziły ale spróbować zawsze można. W zakłopotanie wprawia mnie pochodzenie NECROPHAGIST. Niemcy od zawsze kojarzyli mi się albo z – thrashem, powerem albo metalcore'em, ale żeby tech death? Albo w ogóle tech? To jest niespodzianka jakiej się nie spodziewałem. Zresztą nim na świat wyszedł Epitaph, ich debiut namieszał bardziej niż ktokolwiek mógł by przypuszczać… na całym świecie.

Porywają solówki, miażdzą brutalne i rozpędzone partie perkusji, powalają partie bardzo selektywnego basu, a już całkiem w osłupienie wprowadzają wokale Muhammeda. Nie wiem jak Wy, ale mi jest ciężko uwierzyć w to, że koleś gra TAKIE rzeczy na wiośle a do tego jeszcze drze pape. Talent to mało powiedziane, brak mi słów. Intensywność, a zarazem nieokiełznana przestrzeń tych dźwięków jest krótko mówiąc bardzo, ale to bardzo zadowalająca. Może na wyrost będzie określanie ich mianem Death 21 wieku, ale z pewnością jest w tym chociaż troszkę prawdy. W odróżnieniu od zespołu Chucka, NECROPHAGIST nie pisze aż tak chwytliwych riffów.

Również w odróżnieniu od DEATH, Niemcy stawiają na siłę przekazu, zatem nikogo chyba nie zdziwi duża ilość piekielnie szybkich blastów. Jednakże ku chwale rogatego, blasty nie stanowią całości partii garów, co mnie niezmiernie cieszy ponieważ dobry rytm i groove w takiej muzyce to rzecz nad wyraz pożądana. Na zakończenie jako ciekawostkę dodam, że muzyka klasyczna nie poraz pierwszy, i nie ostatni odcisnęła piętno na muzyce metalowej. NECROPHAGIST posunęło się do dość ciekawego zabiegu jakim jest wykorzystanie motywów z Dla Elizy w Stillborn One, oraz sutię Romeo i Julia autorstwa Prokofieva. Ot, taki ładny ukłon w stronę klasyki.

ocena: 10/10

Lista utworów

1. Stabwound 02:48
2. The Stillborn One 04:24
3. Ignominious & Pale 04:01
4. Diminished to Be 04:59
5. Epitaph 04:15
6. Only Ash Remains 04:11
7. Seven 03:42
8. Symbiotic in Theory 04:36

Skład

Muhammed Suiçmez – Guitar, Vocals
Christian Münzner – Guitar
Stefan Fimmers – Bass
Hannes Grossmann – Drums

Powrót do góry