A THOUSAND YEARS SLAVERY „A fury named spartan”

A THOUSAND YEARS SLAVERY „A fury named spartan” - okładka
Kraj: Szwajcaria
Gatunek: Metalcore/melodic death metal
Strona zespołu: http://www.myspace.com/athousandyearsslavery
Dobre utwory: Epicurean



Szczerze mówiąc poza CATARACT czy ELUVEITIE nie znam chyba ani jednego zespołu z malutkiej, niezależnej Szwajcarii. Doprawdy warto poznawać nowe rzeczy bowiem A THOUSAND YEARS SLAVERY to dla mnie bardzo miła brutalna niespodzianka. A te, jak już pewnie wiecie, lubię najbardziej. Po raz kolejny opisuję płytkę zespołu metalcore, i mogę was zmartwić – będę to robił jeszcze przez dłuższy czas. Metalcore którym raczy nas Szwajcarska formacja nie ma za wiele wspólnego z tym który obecnie panuje w Europie. Prawdę mówiąc, ta łatka jaką jest metalcore jest dla nich (ATYS) odrobinę krzywdząca…

Wpływy, wpływami, ale śmiało mogę stwierdzić, że autentyczność we współczesnej muzyce to coś o co na prawdę warto i niezwykle trudno zabiegać. A THOUSAND YEARS SLAVERY szczerze przyznaje się do wpływów na przykład: DARK TRANQUILITY czy THE BLACK DAHLIA MURDER. Nie mam im tego za złe, zwłaszcza, że ich nowiutki materiał składający się z sześciu utworów oscylujących w granicach powyżej przysłowiowych trzech minut wchodzi mi lepiej niż ostatni album THE BLACK DAHLIA MURDER, która nomen omen jest przecież inspiracją dla ATYS. Amerykanie z TBDM grają… nazwijmy to dość jednostajnie, ale fajnie, Szwajcarzy zaś bawią się motywami, żonglują nastrojem. Czyli nic nowego prawda? A jednak jakoś im się to udaje.

To w jaki sposób żonglują nastrojem, dozują melodie, tworzą spójny i interesujący klimat przykłuwa mą uwagę na więcej niż tylko jedno przesłuchanie. Zresztą nigdy nie przesluchuję płyt tylko raz he,he. Ale kontynuując. A THOUSAND YEARS SLAVERY to przede wszystkim świetnie (!) zgrana maszyna do zabijania która już od początku (epki) atakuje z niewyobrażalną siłą. Pierwszy ultra masywny breakdown rozpierdala, po prostu miażdży cyce i nie pozwala się podnieść, a to przecież dopiero początek. Co prawda, nim nadszedł brejk pierw zostaliśmy przeniesieni w piękny melancholijny, symfoniczny klimat… ale to jak się okazuje miało być tylko preludium do prawdziwego ataku.

Pierwszy prawdziwy brejk jest tylko małą próbką tego co czeka nas później. Salwy blastów, połamanych szybkich rytmów, monstrualne zwoleniania, czy wreszcie niemal apokaliptyczne, piękne liryczne fragmenty stanowią o sile tej krótkiej epki. Lecz co mnie niezmiernie cieszy, to nie wszystko. Na plus oraz na mega pochwałę zasługuje prze kozacki wokalista który ma chyba kilka BARDZO odmiennych barw głosu (niskich oczywiście), mimo, iż nie wiem czy były podrasowane w studio, sprawiają wrażenie bardzo żywych i pełnych uczucia. Takich voxów mimo, iż brutalnych, przepełnionych agresją, nie nagrywa się ot, tak. W to (śpiew) wkłada się czyste ukryte w nas emocje. Tak też zrobił Roan, a na dodatek nagrał również czyste może mniej udane, ale za to anielskie wokale. Nikt nie kazał mu śpiewać jak heavy metalowy wokalista, co to, to nie. I chwała temu który czuwał nad tymi nagraniami, ponieważ ilość cukru w głosie Roana jest wystarczająca, zatem nie spodziewajcie się typowych, częstych emo refrenów.

Kolejnym plusem wydawnictwa są… solówki. Finezyjne, zagrane z polotem i wyczuciem (!), nie na siłę i nie przekombinowane. Momentami zalatują mi TRIVIUM, ale to raczej zaliczam na plus, bowiem Amerykanie z TRIVIUM powoli sami sobie wyznaczają standardy he,he. Dla jednych może to być rekomendacją, dla innych głównym powodem by po ten materiał nie sięgnąć. A mnie to szczerze mówiac raczej mało interesuje. Jest konkret, dobra dojrzała i co najważniejsze przemyślana i nie przekombinowana epka.

Oby takich więcej. Może nawet u nas?

ocena: 8/10

Lista utworów

Epicurean
Drastic Oversleep
An eternal tree
Une Etoile Incandescente
A fury named spartan
Betrayed flavour

Skład

Cedrik Strahm: Bass,
Laurent Mafli: Lead Guitar,
Cedric dardenne: Rhythm Guitar,
Julien Quillet: Drums,
Roan Emele: Lead Vocals

Powrót do góry