DESPISED ICON „Day of Mourning”

DESPISED ICON „Day of Mourning” - okładka
Muzyka: Deathcore
Strona Internetowa: www.despisedicon.com
Czas Trwania: 34:59
Kraj: Kanada



Jak to się mawia „na każdy album przyjdzie czas”, hehe. Dziś po kilku dniach od zakupu i wielu dokładnych odsłuchaniach, czas przyszedł właśnie na najnowszy album brutal deathcorowców z Kanady, czyli DESPISED ICON. Słowem wstępu: jestem fanem, maniakiem, grouppie…czy jak tam się mogę jeszcze nazwać (?) muzyki DI. Grają technicznie, interesująco, brutalnie, a ich kompozycje to dokładnie to czego wymagam od całego nurtu defkoru. Jak jest z ich nowym dziełem? Tak samo, a może i nawet lepiej.

Kilka zmian od poprzedniczki, czyli „The ills of modern man”. Po pierwsze, co rzuca się odrazu w ucho – brak stunningu, pig squeelu, czyli tak zwanych potocznie „świń”, czy jak kto woli „bree, bree”. Na wcześniejszych CDkach odpowiedzialny za to był Steve (bo jeśli nie wiecie, kapela ma dwóch wokalistów). Tutaj brak elementów zbliżonych choćby do świniaków. Mi zwykle odpowiadały, choć spotkałem się już z opiniami, że pozbawienie DI takiego rodzaju wokaliz wyjdzie im na plus. Miejmy nadzieję, że nie oznacza to kolejnej płyty z dodanymi czystymi śpiewami, czy chórkami, hehe…może nie polecą aż tak w mainstream. Z drugiej strony ciężko, by jakikolwiek brutalny metal poszedł w tę stronę.

Chłopaki, jako iż pochodzą z Kanady, postanowili tym razem zaskoczyć fanów dwoma utworami w języku francuskim. Miło, miło. Jednym z nich jest otwierający całość „Les Temps Changent” który opowiada nam….jakąś historię po francusku, hehe. Ciekawy kawałek, bardzo skoczny – idealny na wesela (era kapel disco się właśnie skończyła). Tym razem postaram się Was nie zanudzać szczegółami, tylko polecę po plusach i minusach całości. „Day of Mourning” – tytułowy masterpiece – najlepszy. Jak tu się dziwić, że to singiel promujący całe wydawnictwo, jak zawiera to co każdy zajebisty DC powinien mieć – technikę, szybkie gary z gravity blastami, morderczy breakdown i genialne growle. Riffy boskie, czy raczej powinienem napisać – szatańskie. „MVP” to najszybszy shit jaki ostatnio słyszałem, popisówka bębniarza jak 150, chwilami zastanawiam się czy to na pewno człowiek, czy raczej jakiś cyborg chowający się za bujną fryzurą, brodą i pksami. Jeden z „the best'” riffów, zawiera nr czwarty – „All for Nothing” – napisany w całości przez ich nowego gitarzystę. Najsłabszym punktem tego CD jest ostatni track „Sleepless”. Pierwsza połowa to przysłowiowe „pitu pitu”, a druga to jakaś słaba praca gitar i krzyki (wrzaski?) Steve'a, gdzie ciężko rozróżnić słowa i gdyby nie booklet, mógłbym pomyśleć, że to kolejny utwór odśpiewany po Francusku.

Dlaczego ja to w ogóle recenzuję? Przyznam się bez bicia, że ta płyta miała u mnie 10/10, zanim wyszła na rynek i zanim ją usłyszałem. Moja ocena w tym momencie ma prawo być 100% subiektywna (bo jest, hehe). W sumie mój cel w tym momencie to zachęcić Was byście oderwali się od takich pewniaków jak UNLEASHED, czy HATE ETERNAL i popróbowali, trochę nowoczesnego death metalu z lekkimi wpływami hardcoru, jakim jest DESPISED ICON. A skąd wiecie? Może i Wy pokochacie?

Polecam. Przynajmniej spróbować.

ocena: 10/10

Lista utworów

1. Les Temps Changent
2. Day of Mourning
3. MVP
4. All for Nothing
5. Eulogy
6. Made of Glass
7. Black Lungs
8. Diva of Disgust
9. Entre Le Bien Et Le Mal
10. Sleepless

Skład

Alexandre Erian – Vocals
Steve Marois – Vocals
Ben Landreville – Guitar
Eric Jarrin – Guitar
Max Lavelle – Bass
Alexandre Pelletier – Drums

Powrót do góry