UBUREN, NONAMEN, NETHERFELL

Kotkarola? Coś mi świta…Ale nie lubię kotów. Wolę psy. Takie duże i kudłate. Tylko żeby nie skopały mi ogródka…Przepraszam bardzo, do rzeczy… W tym wspomnianym już przeze mnie pubie, w deszczowy czwartek wystąpić miała norweska horda z Uburen. Towarzyszyć miały im dwie polskie grupy (wybrane przez organizatora, nie bardzo więc pasowały do stylu muzyki uprawianej przez Norwegów)- Nonamen I Netherfell.
Wiadomo, pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi. Na początku zatem na ‘scenę’ wtargnęło Netherfell. I choć nigdy nie zrozumiem fenomenu tańczenia pogo do folk metalu (prawdziwa pogańska bitwa, jak to ujął wokalista- ciekawe, czy sympatyzuje z Vikernesem…), to połączenie jazgotliwego wokalu z dudami i skrzypcami wypadło całkiem, całkiem… Według mnie, najlepiej zabrzmiał „Mokosz” ze słowiańskim zawodzeniem skrzypaczki- jednak mnie, osobie, która nie wie jak folk metal się je, wszystko kojarzyło się z Eluveitie- cóż, mówi się, że inteligentni ludzie lubią tylko to, co znają…
Następnie przyszła kolej na Nonamen. Tu znowu pokręcę chwilę nosem- nie przepadam za kobiecym wokalem. I choć wiem, że grupa dowodzona przez Edytę Szkołut naprawdę grać potrafi, to podczas tego występu nie zdążyłam się jeszcze do nich przekonać. Zagrali min. „Breath No More” oraz większość materiału z nowego demo. Nie zabrakło także coveru- „Master of Puppets” Metalliki (Tu kolejny news- nie przepadam za Metalliką, ale pewnie was to nie wzrusza…Idę się pociąć, życie nie ma sensu )- wokalistka w pełni popisała się swoimi umiejętnościami wokalnymi. Nawet chłopaki z Uburen, którzy co pewien czas wysuwali swoje kosmate łby z garderoby, zdawali się być pod wrażeniem…
I na samiusieńki koniec przed otumanioną dymem papierosowym publicznością stanęło Uburen. Po pierwszym, bardzo udanym albumie „The Sons of The Dying Gods”, grupa zawiesiła poprzeczkę dość wysoko… Jednak na początku i tak większość słuchaczy zwracała uwagę na hełmy i futra leżące na scenie („To futro prawdziwe?”- pytanie nr 1 tamtego wieczoru)- w końcu to nie lada atrakcja… Norwegom niemal od razu udało się zjednać sobie publiczność. Utwory takie jak „Visions Of Valhalla” rozkręciły głowy słuchaczy tak, że zużyta wtedy energia wystarczyłaby na rok dla trzyosobowej rodziny, a fakt, że za wokale odpowiadają wszyscy członkowie Uburen, uczynił ich występ jeszcze ciekawszym (Chociaż popisy wokalne perkusisty sposobem artykulacji przypominały mi momentami przemówienia Hitlera…). Ale każdy ma takie skojarzenia, na jakie zasłużył, prawda? Norwegowie mieli również świetny kontakt z publicznością- bez sprzeciwu przyjmowali piwo wlewane do wydrążonych rogów (!)- na Oktoberfest mają kufle, Bior, Ask i Thord wolą widocznie pić z rogów. Jak kto lubi. Niestety, Uburen ma na koncie tylko jedną płytkę i kilka bezpańskich utworów, występ był więc stosunkowo krótki…
Jednak nawet ta niecała godzinka grania udowodniła wszystkim metalowym napaleńcom zgromadzonym przy ulicy Siennej, że Uburen trzeba się bać…Inaczej o Valhalli można zapomnieć. I kropka.

Powrót do góry