FADING COLOURS „Black Horse”

FADING COLOURS „Black Horse” - okładka


Black Horse to reedycja pierwszej płyty formacji Fading Colours, która nazywając się jeszcze Bruno Wątpliwy opublikowała przed laty kasetę zatytułowaną Black Horse właśnie. Ów materiał stał się podstawą dla niniejszego albumu i zawiera w zasadzie te same utwory plus kilka dodatkowych plus zmieniona kolejność. Reedycja kasety także się niedawno ukazała ukryta pod tytułem The Beginning 89-94. Ufff…. kombinacje niezłe, trudno się połapać, tym bardziej, że Bruno funkcjonował przez czas jakiś też pod angielską formą nazwy Bruno The Questionable. Taki szyld widnieje na pierwszych kasetach demo zespołu.
Black Horse zawiera muzykę, która w prostej linii wywodzi się z nurtu zwanego rockiem gotyckim, podlaną elektronicznym sosem – nie wyeksponowanym jednak nadmiernie, lecz w ciekawy sposób uzupełniającym brzmienie kapeli. Blisko zespołowi do dokonań Czechów z XIII Stoleti, a także chyba słychać coś z dorobku Love Like Blood, momentami przebija również fascynacja klasykami Sisters Of Mercy.

Tytułowy utwór albumu stał się w swoim czasie sporym przebojem w Polsce, a nakręcony do niego teledysk można było nawet zobaczyć w telewizji! (dla bardzo młodych słuchaczy: dawno, dawno temu Telewizja Polska S.A. emitowała kilka programów muzycznych lub przynajmniej takich, w których można było usłyszeć i zobaczyć kapele rockowe; w takich właśnie programach prezentowano klipy bardzo różnych wykonawców, nawet tak odbiegających od mainstreamu jak Fading Colours i nikomu nie przyszło do głowy, że już za kilka lat można będzie wyemitować jedynie najnowsze (ba)dziełko Britney…)

Black Horse zawiera jednak więcej utworów, które z powodzeniem mogłyby dłużej zagościć w świadomości szerokiego grona słuchaczy. Taki na przykład Sister Of The Night – małe gotyckie dzieło sztuki, doskonała kompozycja „to make love to” – szkoda tylko, że taka krótka… Nastrojowe Shadows, których klimat niepokoił. Rzeczywiście nieco taneczne Dance, chociaż mowa tu raczej o tańcu wariatki, niż wesołym pląsaniu po parkiecie. Przykłady można mnożyć, bo prawie każdy utwór na tej płycie ma swój specyficzny klimat. Każdy na swój sposób zaciekawia.

Myślę, że warto po latach posłuchać, jak kiedyś grał zespół, który wraz z nieodżałowanym Closterkeller bronił honoru polskiego gotyku.

ocena: 4/5

Powrót do góry