ILLUMINANDI „Demo II”

ILLUMINANDI „Demo II” - okładka
Podstawowa wada tej płytki: jest za krótka…
Podstawowa zaleta: świetnie się tego słucha…


Nie będę rozpisywał się o tym, że Illuminandi jest przedstawicielem rocka, czy jak kto woli, metalu chrześcijańskiego, bo to w przypadku tej kapeli truizm. Dość, że na całe szczęście zespół nie popada ani razu w „oazową” manierę, której szczerze nie cierpię, a którą na mocy przeciwieństw można przyrównać do ekstremalnych form black metalu (tych najbardziej pogańskich załóg rogatego, czyli choćby wczesne Mayhem). Mamy za to do czynienia z diabelnie – ech, przepraszam… – bardzo sprawnym klimatycznym metalem, który przy próbie zaszufladkowania można umieścić w jednym rzędzie z Anathemą i My Dying Bride – w obydwu przypadkach z okolic środka drogi twórczej. Do grona wspólnych muzycznych fal dorzuciłbym jeszcze ANKH, ale to jedynie za sprawą obecności skrzypiec, w wykorzystaniu których owa kapela była kiedyś na polskim gruncie prekursorem.

Demo II rozpoczyna się od bardzo stonowanego (aż do znaczącego i wywołującego ciarki na plecach okrzyku „Nieszczęsny ja człowiek!”) utworu Kto mnie wyzwoli…? Tu szczególnie silnie dają o sobie znać inklinacje Anathemowe, a nawet momentami słyszę coś wspólnego z Antimatter, chociaż to dalekie skojarzenia. Następujący po nim The Light jako żywo kojarzy się z Therionem ( i chwilami z greckim Rotting Christ), głównie za sprawą motorycznego rytmu i fajnych smyczków. Ech…. gdyby jeszcze polskich muzyków stać było (w sensie finansowym) na zaangażowanie chóru i orkiestry, to mógłby z tego wyjść jeszcze lepszy numer, niż jest. Ale nie ma co biadolić – dla mnie to najjaśniejszy punkt dema. Ostatni na krążku …więc My… takowoż zdradza pewne wspólne cechy z Therionem, lecz dodatkowo pojawia się niemal rasowy death metalowy growl! Jeśli chodzi o chrześcijański przekaz, to najlepiej do tej pory growlował Litza w swoim Creation Of Death. Teraz okazuje się, że Illuminandi mu nie ustępuje. Dodatkowo damski wokal (na szczęście nie jęczący, tylko śpiewający konkretnie) uzupełnia fajnie męski wokal. Obok tych dwu linii pojawia się zresztą jeszcze jeden głos, czysty męski. Cholernie podoba mi się taki patent. Jest szybko i do przodu.

Słowem podsumowania: z całego serca życzę Illuminandi wydania dużej płyty i zaistnienia na przepastnych wodach polskiego szoł biznesu, chociaż mam wrażenie, że zupełnie do niego nie przystają. Dlaczego? Bo reprezentują zdecydowanie wyższy poziom niż połowa wykonawców z pierwszej ligi.

ocena: 5/5

Powrót do góry