KATATONIA „Viva Emptiness”

Katatonia niewątpliwie się rozwija. Każdy, kto śledzi z uwagą poczynania Szwedów przyzna, że kolejne albumy różnią się między sobą. Być może nie są to jakieś rewolucyjne zmiany, lecz zawsze zauważalne, zawsze w jakiś sposób istotne.
W przypadku Viva Emptiness tym, co przede wszystkim rzuca się na uszy jest duża różnorodność materiału. Muzyka potrafi być ostra, jakby gniewna (Ghost Of The Sun, Will I Arrive). Może przywoływać ducha dokonań Pink Floyd (Sleeper) – odległe to skojarzenia, ale niewątpliwie coś w nich jest. Chwilami w jednym numerze Katatonia w fajny sposób przeskakuje między klimatami, dość radykalnie „krojąc” utwór (Criminals, w którym odzywają się echa ostatnich produkcji Paradise Lost). Nieźle skonstruowane klimaty powracają jeszcze w Burn The Remembrance albo Walking By A Wire – utworach, które w największym chyba stopniu przypominają wcześniejsze propozycje zespołu, szczególnie Last Fair Deal Gone Down i Tonight's Decision. Prawie na sam koniec Katatonia serwuje kawałek Omerta, który jest bodaj najbardziej popowym numerem, jaki do tej pory wyszedł pod ich szyldem – słodki chwilami zanadto. Słuchając Viva Emptiness miałem wrażenie, że Jonas Renkse jest bardziej czymś wpieniony niż zwykle. W kilku kawałkach nie żałuje sobie i rzuca fuckami, co nie przeszkadza muzyce tworzyć fajnych klimatów – jedno z drugim się nie gryzie.

Duże zróżnicowanie albumu – zarówno muzyczne, jak i tekstowe – działa tylko i wyłącznie na jego korzyść. Płyta nie nudzi. Katatonia przy tym ani na moment nie zapomina o swoim dotychczasowym dorobku, wciąż poruszając się po tym samym gruncie, tyle że sprawniej.

ocena: 4/5

Powrót do góry