MESS AGE „Self Convicted”

MESS AGE „Self Convicted” - okładka


Ofertę pochodzącego z Wybrzeża MESS AGE określiłbym energetycznym thrashem, choć może się i mylę, bo znajduję tu także elementy charakterystyczne, np. dla Venom, który to band trudno przecież jednoznacznie określić, czym właściwie się para. A więc pewnie trochę z blackowych inspiracji gdzieś po kablach wypłynęło. Sięgając do etymologii słowa thrash, stwierdzam, że MESS AGE realizuje w pełni jego znaczenie. Materiał jest tak skonsolidowany, że naprawdę trzeba być niesamowicie twardym, żeby przeżyć całą płytę. Jest to tym samym gratka, dla specyficznego typu słuchaczy, którzy lubią eksperymenty, którzy lubią, by ich głowy zalała masa żelastwa. Do tego człowiek z niezłą znajomością angielskiego otrzyma naprawdę surowe i przepełnione taką życiową prawdą teksty. Ryczane wołanie na puszczy, opisujące fakty, i sięgające w siebie… O tym, jak to często bywa, iż mózg znieczula się falą bezmyślności, że po prostu życie bywa obrzydliwie i dennie nudne, a wiele grzeszków po prostu się dzieje, gdyż prawo jest ułudą. Jak to wszystko jest warte, by je o kant dupy potłuc. I poza tym to jest taka postawa człowieka, który od zawsze był przekonany, że coś jest nie tak z tym światem i warunkami egzystencji, bo na przykład, i tu teksty numerów sobie zacytujcie. No więc, łączę się z autorem tych liryków i cieszę się, że nie jestem osamotniony w tej życiowej kile…

Całość trwa lekko ponad 40 minut, ale natłuczone tu jest tyle, że po trzech numerach czuje się człowiek tak, jakby całe życie znał ten zespół i że ma się ochotę zerwać słuchawki z uszu i zanurzyć głowę w morzu lodu, albo wziąć jakiegoś głupiego Jasia, bo nie można wytrzymać tego naporu myśli i łomotu na twarz. A ponieważ osobiście taką muzę lubię, a ponadto widziałem zespół na żywca i widziałem jak glebowali publikę swoim setem, to przestrzegam, że nie jest to łatwa, porównywalna do czegoś, co się ma już oswojone – muzyka. Nie czujesz się na siłach, nie dotykaj! Krążek trzeba przesłuchać, jak sądzę, z kilkanaście razy, żeby mieć jako takie rozeznanie w tym, co muzycy tu wycisnęli. Pierwsze wrażenia będziecie mieli takie, że nie wiadomo, na czym się skupić. Ale, przestrzegam, – płytka nie da wam się skupić. Rozbija konkretnie zalążki myśli, i dobija je do dna zwojów. Myśleć możesz tylko o tym, co aktualnie atakuje twoje uszy, a potem, jak Mike Tyson, cios kolejny i kolejny…

Po owych kilkunastu przesłuchaniach, jak po chrzcie w ogniu, pierwsze co muszę powiedzieć, to zajebista sekcja rytmiczna. Robi niesamowicie ważną robotę dla ścisłości tej muzyki. W zasadzie każdego członka kapeli należy chwalić za to, że potrafił zagrać szaleństwo, a mimo to całość brzmi świetnie. Ja to sobie myślę, że taki zespół spokojnie można puścić na demolkę światowych scen. Wiecie, nie jest to najbardziej ekstremalna muzyka, jaką w życiu słyszałem, i chwała za to. Ale MESS AGE gra to coś, co ma w sobie bardzo istotną dla całokształtu mojego odbioru furię i impet…

Co do lekkiej zwałki (chyba, że to nie jest zwałka), to mogę zauważyć, że w numerze piątym, ok. 3:30-40, jest w lewym kanale jakiś dźwięk kręcony podwójnym vibro, i jest on chyba troszkę przegięty w obie strony. Ale dzięki temu czuję się dobrze, że to, co słyszę, nagrywali autentyczni ludzie. Więcej odkrytych przeze mnie wad nie ma, a przynajmniej nie znalazłem dotąd. Pominąwszy to – perfekcyjna robota w studiu. Fajnie, że Polacy takie rzeczy potrafią stworzyć.

Lista utworów

Among The Empty Walls
Fulfilled With Nothing
Infected By Deflections
the EXIsTence DOOR
C.O.L.D.
Post Scriptum
Devoured With Famished Eyes
The Scarlet Rings
Kill The Falsehood
Waiting For Miracle

Powrót do góry