THORN „Whenever…”

THORN „Whenever…” - okładka


Jak zobaczyłem okładkę, to już nabrałem sympatycznych skojarzeń do tego krążka. O rety?! Chłopaki na okładkę wybrali obraz, autentyczny obraz, malowany pędzlami, wiecie, no kurcze, dzieło sztuki!!! Nie zrobili, co najprościej, jakiejś kaszy na komputerze, nie zbełtali kurcze i nie ponawrzucali filtrów i w efekcie nie powstała geometryczna ruina barw, tylko sięgnęli po jakiś holenderski, tudzież może poprawniej rzec flamandzki obraz. Nie wiem co przedstawia, ale jest bardzo klimatyczny. Kurcze, jak w starej szkole death metalu. Zajebiście.

To jest bardzo fajna gitarowa płyta. O ile można powiedzieć tak o muzyce, której najbliżej do konwencji i stylistyki thrash’n’death metalowej. Muszę przyznać, że jak na produkt, który powstał w studiu, o którym nie słyszałem wcześniej – KĄPANY STUDIO, to udało się uwypuklić bardzo fajne pasma właśnie gitar, piaszczyste ale z ciężarem. Bardzo fajnie zdjęty werbel, a wszystko to się może podobać właśnie dlatego, że muzyka jest dość rytmiczna, a przy tym melodyjna, jak na death metal . W zasadzie to zastanawiające jest dla mnie tylko to, czemu kawałki pt. No 3, Red i Welcome brzmią ciężej, ale surowiej niż inne. Może były dograne kiedy indziej? Podobnie i Black Clouds, ale z tym, że ktoś przegiął z tymi burzami w tle, i trochę się dźwięk maże… Natomiast mam pewne uwagi odnośnie wokalu, growlowanie growlowaniem, ale mam wrażenie, że chłopina miałby ochotę czasem wrzasnąć tak normalnie, pogańsko … No nic, każdy przede wszystkim zwraca uwagę na wokal.

To, na co zwróciłem uwagę od razu, to fakt korzystania w pierwszych numerach z łamania metrum rytmu. Potem już to zjawisko nie występuje raczej. A szkoda, bo np. Steam engine został przez to bardzo ubarwiony (aczkolwiek w okolicach 1:09 znalazła się jakaś wysypka, jakby wciąganie taśmy, może ślad na korzystanie z analoga do nagrań). Ogólnie, o ile tak można powiedzieć, w takim deathie słychać życie, jest to jakiś pomysł na uciekanie od schematów, korzystanie (głównie w partiach gitar) z różnych ciężkich patentów, niekoniecznie death czy thrash metalowych. Wynika to z faktu, że agresywny przekaz najbardziej chyba członkom THORN odpowiada. W kawałkach zdarzają się również riffy heavy, doom czy hc. Widać, że starają się nie ograniczać, jeśli tylko mieści się to w konwencjach metalu. Ale przede wszystkim ważne, że słychać, że taka muzyka sprawia frajdę samym muzykom. Tylko żeby nie było, że lansuję jakaś nu-metalowa kupę. Nie jest to nu-metal, progmetal też nie, choć całkiem zgrzebnie palce chodzą chłopakom po progach . Nie, nie, to bardzo mięsisty typ i ciężki, no jak mówię, thrash’n’death powiedzmy old schoolowy, ale troszeczkę tej nowoczesności się tu wmyciło w aranżacjach, i to uważam za zdrowe. Wyżej wspomniałem o małym, wychwytywalnym błędzie, prawdopodobnie realizacyjnym. Jest kilka jeszcze takich miejsc na krążku, ale przez to ja mam wrażenie, że to kurcze nagrywali ludzie, i płyta jest szczera.

Natomiast czy zespół może liczyć na szersze zainteresowanie słuchaczy? Hm, to zależy od słuchaczy. Jeden jak już kupi tę płytę, to od razu zaczai i wjedzie w klimat. Drugi, przesłucha i co jakiś czas wróci do niej, normalnie, żeby nie mieć wrażenia, że mógł wydać pieniądze lepiej… Trzecich raczej nie przewiduję, bo jak już znajdą dojście do tej płyty, to raczej będą z tych, co siedzą w gatunku. I dla nich to będzie płyta poprawna. Jeśli więc lubisz takie kapele, które grają muzykę bezhitową , to możesz przesłuchać chociaż. Nie nakłaniam natomiast, do masowego wykupywania całego nakładu ze sklepu i plakatowego szału. Nie o to na pewno i samym muzykom chodzi. Zresztą, nie jest to jeszcze tak wielka płyta…

Lista utworów

Tribal
Forgotten One
Steam Engine
No 3
Lost Beauty
Red
Welcome
Untamable Rage
No Hestitation
I Will Wait
Black Clouds

Skład

Maciek Wasilewski – gitary el. i akust., wokal
Mariusz Śmigielski – gitary
Paweł „Śmigacz” Śmigała – bas
Peter – wokal
Marek Jończyk – perkusja
Paweł Załęski – perkusja

Powrót do góry