VIRGIN STEELE „Invictus”

VIRGIN STEELE „Invictus” - okładka


W tej recenzji nie będzie porównań do innych zespołów. Nie będą także wymienione wady, bo ten album ich nie ma. Niech ta recenzja będzie hymnem ku chwale „Invictusa”. Największego dzieła jakie kiedykolwiek człowiek stworzył. Dzieła które jest absolutnie ponadczasowe, dla którego nie starcza dziesięciostopniowa skala ocen. Wyznacza on nową jakość. Wyrzeźbione z Magii, Potęgi i Wiary. Dzieło, którego z tronu nie zrzuci nawet Miecz Bogów. Wszystko co zostało na nim nagrane jest fenomenalnym dziełem Umysłu, Ciała i Duszy. Rzuca on Wyzwanie całemu światu i jako jedyny stoi dumnie w zwycięstwie. Przybył, Zobaczył, Zwyciężył.Rzucił na wszystkich Cień Strachu i Szept Śmierci. Wydał resztę na pastwę Ramion Boga Śmierci. Przez Krew i Ogień błogosławiony został na wieki. Nadszedł Dzień Zwycięstwa. Mistrz DeFeis może stać teraz dumnie, gdyż osiągnął perfekcję. Ten Geniusz sprawił, że muzyka nigdy już nie będzie taka sama. I żadne nadęte metalowe buce zwące się królami metalu, ani genialna Żelazna Dziewica, ani nikt inny na tym świecie nie zagrozi potędze Dziewiczej Stali. Przez Bogów!!! Invictus!!!

Powrót do góry