NEWBREED „Lost”

Na początek o klasycznym moim błędzie wynikającym z nieznajomości materii. Materii, czyli zespołu. Nie słyszawszy wcześniej Newbreed i sugerując się jedynie nazwą (never judge the book by the cover, jak mawiają Anglicy…) przekonany byłem, że mam oto do czynienia z kapelą hołdującą nowym brzmieniom metalowym i obawiałem się jakiegoś nu-metalowego nalotu. Na szczęście okazało się, że Newbreed to faktycznie nowa jakość, tyle że w nieco innym sensie, o czym za chwilę.

Po tym, jak płytka wreszcie do mnie dotarła (trochę to trwało… z winy poczty, oczywiście…) w oko wpadła mi fajna okładka z zupełnie niemetalowym logiem. Zaczyna być ciekawie, pomyślałem i zabrałem się do słuchania.
Poniżej kilka moich przemyśleń na temat muzy Newbreed, którą wcale nie tak łatwo zaklasyfikować. By niby death, niby klimatyczny metal, ale………

A Leaf, otwierający materiał, to pokręcony kawałek, w którym słychać niemal jazzową perkusję i takąż gitarę. Growl przechodzi gładko w fajny czysty wokal. Częste zmiany klimatu i tempa. Ni cholery klasyczny death. I bardzo dobrze.
Kolejny na krążku Shelter już nieco łatwiej określić jako death metalowe granie, lecz też nie do końca. Kapela unika jednoznacznych określeń jak ognia. To się jej chwali. Gdzieś w połowie kawałka znów mamy zwolnienie i czyste wokale, którym towarzyszy kapitalna gitara. Odzywają się wschodnie harmonie. Dalej solówka w klimacie Paradise Lost i mnóstwo przestrzeni z czystym wokalem. Anathema? Trochę. W każdym razie nie jest monotonnie, ani przez chwilę.
If I Were The Rain to minutowa miniaturka na gitarki akustyczne, do której – co ciekawe – wydrukowano we wkładce tekst nie pojawiający się w nagraniu. Czyli dbają do końca o klimat.

Czwarty Of Our Loneliness to najdłuższy i najbardziej skomplikowany formalnie utwór na płycie. Sporo tu odniesień, skojarzeń, klimatów. Zaczyna się jak klasyczny gotycko-klimatyczny kawałek, aby później zmieniać nastroje dość radykalnie. A to czyste dźwięki gitary, a to przetworzone instrumenty, brzmieniem zahaczające o Kata. Słychać bezbolesne przejścia od doomowych zagrywek (My Dying Bride, Cathedral, te klimaty) do deathowych galopad. Pod koniec czwartej minuty mamy nawet taki wczesno-moonspellowy death/blackowy patos. Generalnie mamy jednak doom/death z kombinacjami. Na szczęście kapeli udaje się uniknąć nudy – co chwila coś się dzieje i zmienia. W połowie siódmej minuty muzyka cichnie, pozostaje jedynie czysty wokal i orientalne harmonie, robi się na moment blisko Dead Can Dance, chociaż oczywiście warunki głosowe nie te… Pół minuty później odzywa się ewidentnie Anathema ze swoich ostatnich propozycji. Fajnie, że chłopaki nie zapatrywują się jedynie w leciwe już (to przecież połowa lat 90.!) doomowe brzmienia. Naprawdę fajnie im wychodzi łączenie różnych wpływów w ramach jednej kompozycji. Nie jest to sztuczne, wręcz przeciwnie. W jedenastej minucie do grona inspiracji dochodzi jeszcze Portishead i odrobina trip-hopowych zabaw z wibrującym brzmieniem. Nie gryzie się to z całością i fajnie zamyka ten kapitalny utwór.

Ostatni, tytułowy Lost to instrumentalny pokaz możliwości muzyków. Najpierw gitarzyści. Zakręcone harmonie przeplatając się ze stricte metalowymi strukturami. Fajnie brzmi współpraca dwóch wioseł na zasadzie jedno robi rozmyte tło, drugie pogrywa solówkę. Kojarzy mi się to z Paradise Lost, a trochę z legionowskim Diave (jeśli wolno mi wtrącić takie lokalne skojarzenie…). W połowie numeru okazuje się, że zespół zdecydował się uczynić z kompozycji próbkę swoich umiejętności, zaraz bowiem po popisie gitarzystów do głosu dochodzi perkusista, a po nim basista. Cóż, ciekawy patent, z jakim nie spotkałem się jeszcze na żadnym polskim wydawnictwie podziemnym. Tylko czy nie lepiej było wykorzystać pojawiające się tu patenty w pełnoprawnych kompozycjach? Chyba jednak tak, chociaż jako dodatek Lost sprawdza się nieźle.

I na koniec jeszcze kilka uwag. O ile słychać, że Newbreed ma pomysły i twórczo czerpiąc ze spuścizny doom/death/blackowego grania potrafi stworzyć intrygujące, wciągające kompozycje, które się nie nudzą, to minusa daję za produkcję. Brzmienie całości jest dość płaskie. Według mnie gitary są za ciche w stosunku do basu (miejscami, nie zawsze, bo czasem jest na odwrót) i brzmią trochę plastikowo. Przydałoby się więcej mięcha. No, ale rozumiem, że warunki nagrywania młodych kapel nie zawsze są idealne…
I to na tyle. Newbreed zdecydowanie zasługuje na uwagę. Życzę kapeli jak najlepiej. Tymczasem piszcie do nich!

Kontakt: www.newbreed.metal.pl
newbreed@poczta.onet.pl

Powrót do góry