NIGHTWISH, SONATA ARCTICA, TIMO RAUTIAINEN & TRIO NISKALAUKAUS

25.10.2004 – tego dnia pod Gasometer Halle w Wiedniu [Austria] z minutę na minutę przybywało coraz więcej fanów fińskiego metalu. Powodem tego był koncert trzech zespołów: Timo Rautiainen & Trio Niskalaukaus, Sonata Arctica i NIGHTWISH. .
Około godziny 19 dostałam się na płytę hali. A hala wydała mi się średnich rozmiarów i taka rzeczywiście była – na ok. 5000 osób. Po oby dwóch stronach były barki z napojami i jedzeniem. Na scenie [która miałam okazję widzieć nadzwyczaj dobrze, gdyż stałam w pierwszym rzędzie] była rozwieszona flaga Sonaty Arctica, ale za nią widać było o wiele większa flagę – okładkę najnowszej płyty Nightwish – Once.
Po kilku/kilkunastu minutach oczekiwania na scenie pojawił się pierwszy zespół supportujący Nightwish na europejskiej trasie: Timo Rautiainen & Trio Niskalaukaus. Pierwszy raz miałam okazję słyszeć ten zespół. Zagrali surowo, porządnie 5 czy 6 kawałków. Podczas ostatniego utworu na scenę zaproszony został klawiszowiec Nightwish – Tuomas Holopainen, dzięki któremu zrozumiałam, że za kilkanaście minut na scenie zobaczę jeden z najważniejszych dla mnie zespołów.

Koncert pierwszego zespołu minął szybko, zanim się obejrzałam na scenie pojawili się kolejni Finowie – Sonata Arctica. Nie myślałam, że ich występ będzie tak niesamowity. Mimo, iż lubie power/melodic metal, nigdy nie byłam miłośniczką Sonata Arctica, ale dzieki temu co zobaczyłam w Wiedniu dziś ten zespół jest na liście moich ulubionych zespołów. Zagrali z pasją, powerem, energią i uśmiechami na twarzy. Misplaced, Blinded No More, Kingdom For A Heart, Victoria's Secret, Broken, Replica, My Land, Black Sheep, The Cage, FullMoon, Don't Say A Word + Vodkaa Song – przy tych kawałkach Sonata rozgrzała całą halę Gasometer. Na prawdę, ich koncert był niezapomniany.

Na ostatni zespół, lecz największa gwiazdę wieczoru nie trzeba było długo czekać. Światła zgasły, a publiczność ogarnęła istna euforia. Zaczęło się intro. Fenomenalny chór. Dosłownie jak muzyka Hansa Zimmera. Zniknęła flaga Sonata Arctica – w pełnej okazałości było widać flagę Nightwish. A na scenie pojawili się ONI. Zespół, dla którego wszyscy (a na pewno większość) znaleźli się tego wieczoru w Gasometer Halle. Jukka Jukka Nevalainen – perkusja, Emppu Vuorinen – gitara, Marco Hietala – gitara bassowa i drugi wokal, Tuomas Holopainen – klawisze. Z głośników zabrzmiały piękne słowa „Once I Had A Dream and This Is It!”, otwierające również płytę Once. I zaczęło się. Publiczność oszalała wręcz do czerwoności. Jednak musze zaznaczyć, iż koncert w Wiedniu wyglądał zupełnie inaczej niż te w Polsce. Tu nie było ani nadmiernego ścisku, świadczy o tym fakt, ze ja – osoba dość niska wytrzymałam cały koncert nie umierając z duchoty czy też ciasnoty. Nie oznacza to też, że publiczność była drętwa. Wprost przeciwnie. Austriacy bawili się doskonale, co widać było po ich uśmiechach na twarzy. Wróćmy jednak do samego koncertu … Na scenie pojawiła się Tarja Turunen – uśmiechnięta, pełna życia i energii. Zaczęła śpiewać swoim pięknym operowym głosem One night the clock struck twelve the window open wide . Emppu biegał od jednego końca sceny do drugiego, obdarzając podobnie jak Tarja wszystkich cudownym uśmiechem. Zanim się obejrzałam zaczęła się druga piosenka – Planet Hell. Tu miałam okazje usłyszeć po raz pierwszy i nie ostatni Marco przy mikrofonie. Zdecydowanie się cieszę, że Marco jest w zespole. On i Tarja zaśpiewali niesamowicie, drapieżnie, z pazurem. W trakcie Planet Hell z dołu sceny wybuchnęły ognie (piekielne ;)). Pierwsze i nie ostatnie efekty tego wieczora. Przy Deep Silent Complete dało się słyszeć krzyki wielkiego zadowolenia. Większość świateł przygasła, kilka białych reflektorów zostało skierowanych na Tarję, która zaśpiewała ten otwór po prostu idealnie. Z lekkością w głosie, czysto, i co najważniejsze – ze szczerym uśmiechem na twarzy. Kolejnym utworem był pierwszy cover podczas koncertu – The Phantom of The Opera. Marco dał krótkie przemówienie, chwaląc publiczność za śpiewanie, nazwał utwór „spooky”, po czym usłyszałam znajomą melodię. Nigdy nie szalałam, za tym coverem, ale to co usłyszałam w Wiedniu na zawsze zmieniło moje zdanie o tej piosence. Było szybko, głośno, a zakończenie, wykrzyczane przez Tarje i Marco do mikrofonu wyszło fenomenalnie. Ever Dream i Sleeping Sun były kolejnymi utworami na koncercie. Odkąd tylko słucham Nightwish marzyłam, aby usłyszeć je na żywo. I się udało. A tego wykonania nie zapomnę do końca swoich dni. Ever Dream wykonane z wielką energią, Sleeping Sun delikatnie. Kolejnym utworem był już drugi cover tego wieczora, mianowicie Symphony od Destruction [Megadeth]. Tarja zeszła ze sceny, a przy mikrofonie pojawił się Marco. Zapowiedział utwór, który zaśpiewał fantastycznie [stojąc na wprost mnie], a wyglądał niczym istny demon. I was born amidst the purple waterfalls… dało się usłyszeć po Symfonii Zniszczenia. Bless The Child. Kolejne wielkie wejście. Światła przygasły, a Tarja powróciła na scenę. Swoim pięknym, charakterystycznym głosem po raz kolejny, a na pewno nie ostatni urzekła publiczność. A po BTC dwa wielkie utwory – The Kinslayer i Wishmaster. Przy pierwszym z nich czekałam szczególnie na fragment Drunk with the blood of your victims I do feel your pity-wanting pain, który Tarja wykonała [z reszta jak cały utwór] cudownie, mimo gorąca i zmęczenia. Wishmaster – hymn, kwintesencja i historia Nightwish zawarta w kilku minutach i wersach. . Tarja z niesamowita lekkością w głosie i pięknym uśmiechem zaśpiewała fragmenty Elbereth, Lorien / Silvara, Starbreeze, których zwykły śmiertelnik by tak pieknie na pewno nie zaśpiewał 😉 Chwała jej za to! Dead Boy´s Poem – na scenie zrobiło się spokojnie, klimatycznie, Tarja z przejęciem na twarzy pięknie śpiewała jedna z najsmutniejszych piosenek, która nagle zmieniła się w szybkie, drapieżne i bijące złością Slaying The Dreamer. Bomba! I przyszedł czas na ostatni kawałek … Nemo. Niesamowite mini-intro zagrane na klawiszach przez Tuomasa. Piękna solówka uśmiechniętego Emppu, a po niej deszcz. Prawdziwe strumienie deszczu poleciały z góry sceny, przynosząc troszeczkę ochłody. Bo temperatura na hali dzięki gorącemu występowi Nightwish była jak w saunie. Zespół zszedł ze sceny. Niektóry myśleli, że to już koniec. Ja wiedziałam, że jeszcze wyjdą. I wyszli. Ale najpierw dało się usłyszeć piękne intro. Powrócili na scenę wszyscy prócz Tarji. I zabrzmiały pierwsze dźwięki jednej z najpiękniejszych kompozycji Tuomasa. Ghost Love Score. Słuchając płyty Once nie można ominąć tej piosenki. Jej wykonania live wydawać by się mogła niemożliwe. Ale nie dla Nightwish. Ciarki mnie przeszły, gdy usłyszałam potężny chór. A po minucie na scenę powróciła Tarja w nowym stroju. Wyglądała po prostu przecudnie. Niczym mała dziewczynka. Ten ponad 10 minutowy utwór na żywo brzmi 10x lepiej niż studyjnie. A widok Tuomasa śpiewającego refren (raczej ruszającego ustami) jest wprost słodki. I na koniec Wish I Had An Angel. Jedni go nienawidzą, inni ubóstwiają. Prawda jest taka, że na koncercie każdy będzie się przy nim niesamowicie bawi. Wspaniały duet – czarująca Tarja i demoniczny Marco w wielkim stylu zakończyli te 2 godziny ekstazy i szaleństwa.

Po takim koncercie jak ten prócz wspomnień, fotek i kilku malutkich siniaków pozostaje wielka pustka. T co wydarzyło się tamtego wieczoru w Wiedniu wydawać się może niemożliwe. Sen. Inaczej się tego określić nie da. Koncert był zbyt piękny by mógł być prawdziwy. Perfekcja w każdym calu. Nie wiem czy będzie mi dane być jeszcze na tak idealnym koncercie. Bo tego inaczej się określić nie da – koncert był po prostu idealny 🙂

Powrót do góry