GARDENIA „Gardenia”

GARDENIA „Gardenia” - okładka


Dla mnie to jest boska płyta. Nie dlatego, że perfekcyjnie zagrana, ani super brzmiąca. Nie wiem, może tak, a może nie. Kompletnie mnie to nie interesuje, kiedy łapię raz na pół roku takiego haja na GARDENIĘ. Jeśli napiszę, że płyta działa na mnie nostalgicznie, to zapewne każdy z Was, kto nie zna tego materiału, zacznie sobie wyobrażać pana we fraku, który zawodzi jak Sinatra do akompaniamentu pianina i smyczków. A tu guzik, nic takiego nie ma. Jeśli napiszę, że słychać tu nową falę – co może i będzie jako takie nawet bliskie, choć termin raczej dla zmyły, to skąd mądrzy recenzenci wzięli sobie te porównania do LED ZEPPELIN swego czasu? Acz jest to kompletnie inna muzyka. A wiecie, w czym jest problem? Mądrzy recenzenci sami nie wiedzą, czemu ich to tak uwodzi, tym bardziej, że w sumie muzyka jest dość prosta. Na tyle prosta, że ciężko rozpoznać jakieś charakterystyczne elementy dla konkretnych gatunków, rodzin, kalek. A tajemnica sama się jakoś tak wyjaśnia, kiedy z głośnika padają słowa „i ja też dobrze znam taki stan…”. No właśnie, bo tu nie ma fajerwerków, ani ukłonów w żadną stronę, tu jest GARDENIA. Surowy rock. Choć dziwnie, jak na pierwszych płytach SISTERS OF MERCY gotyk. Ogólnie rzecz biorąc jest to majstersztyk tekstów przemieszany z odpowiednią muzyką, które oddzielnie także istnieć mogą, ale zaprawdę już nie tak samo, bo jak i słowa proste, tak i środki instrumentalne proste są w zasadzie.

Do opisu powyższej płyty należałoby używać słów nieprecyzyjnych. Tym bardziej im bardziej prostą zdaje się muzyka. A muzyka tu wypycha na wierzch słowo. Wokalista – taki sobie przecież – nie potrzebuje wiele środków, narzędzi, sztuczek, czy knifów, aby idealnie zwerbalizować przekaz. Może nawet nie jest to przekaz, co zwykłe ludzkie odwołanie się do naszych przeżyć, naszych refleksji, naszych wspomnień. Naszych myśli, które pojawiają się zwykle na przełomie brzasku, kiedy umysł zmęczony bardziej czuje niż myśli, bardziej poddaje się wspomnieniom niż analizuje. A więc nie jest to gotyk, nie jest też typowy rock, nie jest blues, ani punk, a przecież coś z tych rzeczy. GARDENIA na tej płycie brzmi tylko i wyłącznie jak GARDENIA. I kocham ją za to.

Wydawać by się mogło, że mamy tu sytuację, iż tekściarz użył własnych przeżyć, wspomnień, które wykorzystał jako budulec, rusztowanie klasztoru GARDENII (skojarzenia z klasztorem głównie za sprawą rzadkich plam klawiszy, z dużym pogłosem i odbiciami, o posępnym zmatowionym i wilgotnym brzmieniu). Wydawać by się mogło, że te teksty można interpretować dowolnie, po swojemu. Ale jak to jest, że z każdym rokiem obcowania z tym dziełem narasta we mnie wrażenie, że coraz bliżej zbliżam się do tego jedynego właściwego przekazu? Zbliżam się, im dłużej po prostu żyję. Bo teksty są jakby z życia mojego. Kto wie, czy aby nie z Twojego też? Acz łatwo tu wpaść w sidła, co uprzedza sam wokalista „mówisz, że to wszystko znasz, lecz nie widziałeś jeszcze nic…”. A więc najprościej chyba autora tych tekstów o wszystko zapytać, lecz co wtedy działoby się z własnym życiem utworu?

Wylałem mnóstwo pochlebnych, wręcz gorących słów o tej płycie, czy to w rozmowach, czy też w listach. Zawsze sygnalizowałem prędzej czy później konieczność przybliżenia jej sobie. Jakoś tak bez odzewu. Niewiele znam osób, które materiał ten znają. Co smuci, bo gdyby kiedykolwiek ktoś chciał mnie choć z trochę zrozumieć, musi wprost po tę płytę sięgnąć. Tak. To, co zrobiła tu GARDENIA „to właśnie jest ten stan” – mój osobisty, męski stan zawieszenia, stan odbioru, obserwacji…

O czym to wszystko jest? Weźmy np. słowa „Kolejny dzień. Papierosy”. Cóż za lakoniczny i ścisły ładunek informacji. Może nie jest to informacja ze znaczeniem (vide słowa „informacje bez znaczenia, ona nie ma nic do powiedzenia”), brak jej przydatności do czegokolwiek, ale to jest właśnie cecha genialnego poety, uchwycić, opisać, dać jaśniej, nie zawsze precyzyjnie formułując. Rozbierając semantycznie każdą wypowiedź i tak dojdzie się do braku precyzji, więc GARDENIA nawet się nie bawi w woalki, tylko jakby trąca słowami w znaczenia „wrażliwe”, pociera o właściwe nerwy. Każdy ktokolwiek zautomatyzował swoje życie (lub na to pozwolił), zna… ten stan. Rytuał inercji. Monotonię zdarzeń. Bierność trwania. Przypadkowość przyszłych wypadków. Albo słowa „szkoda tylu słów”. No jasne że tak! Albo genialne w całości teksty „Sobota czwarta rano”, czy też „Bez emocji”. Bardzo miejskie, szare jak rzeczywistość PRL, która zdążyła jeszcze wycisnąć emblemat na tej płycie. Wciąż namacalne jak tożsamy z tamtym pozostał skisły smród przepoconych ciał pomieszanych z podłym tytoniem robotniczej wiary wracającej wieczorem autobusami (choć o tym akurat nikt nic nie śpiewa), niemożność pełni szczęścia, nagłe zaniki poczucia sensu. Choć tekściarz GARDENII był człowiekiem dużo bardziej delikatnym, i nie tak dosadnym jak ja. Jest jednym słowem na poziomie. No właśnie. Może to się stąd bierze, że poziom, wrażliwość, elegancja a zarazem uczciwość w autoanalizie nie pasuje do muzyki rockowej, gdzie rządzą przeżycia spod znaku 'fuck'. Znowu przesadzam. Ale może to też jest tak, że ta płyta mi się bardzo podoba od lat, dlatego że po prostu ludzie z GARDENII, to jakby moje towarzystwo, moje klimaty i zbliżone problemy, dylematy i przeżycia. Wiecie, do czego to można trochę porównać (ale tylko trochę!!! Zaznaczam)? Do rewolucji jaką sprawiła pierwsza płyta BRYGADY KRYZYS, nad którą mądrzy recenzenci też łamali sobie głowy.

PS. Po prawie 10 latach zespół wydał swoją drugą płytę pt. „Halucynacje”. Jednak, albo nie dorosłem wraz z muzykami, albo rozeszły się nasze drogi, gdyż doszperałem się w niej owszem ciekawych kawałków, 2-3 nawet idealnie pasowałyby do pierwszej płyty, ale po takim okresie oczekiwania, gdzie informacje o krokach zespołu dopływały do mnie raz na trzy lata, wyobrażałem sobie, że przy dzisiejszych możliwościach studyjnych zespół nagra płytę dla mnie perfekcyjną pod każdym względem. Tak się nie stało. Ale nadal jest to zespół ilustrujący wartościowe teksty pisane pod wokal, pasującą muzyką. No ale, o ile teksty z jedynki wciąż mnie dotyczą, o tyle teksty z dwójki są chwilami zbyt dosłowne może (pojawiają się m.in. słowa CNN itp., a z założenia odrzucam w tekstach słowa, które świadczą o naszej epoce, pomaga to bowiem uniwersalizacji przekazu). No to pa! Życzę Wam powodzenia w poszukiwaniu 'jedynki', choć może być z tym ciężko.

ocena: 8/10

Lista utworów

Ta Rozmowa
Papierosy i Zapałki
Plan
W Tłumie
Długi Seans
Inny Rytm
Siedem
Bez Emocji
Jeżeli Jest
Incydent
Sobota Czwarta Rano

Skład

Radosław Nowak – śpiew; Alek Januszewski – gitara, inst. klawiszowe; Przemysław Wójcicki – bas; Mariusz Radzikowski – perkusja; Marcin Chlebowski – konga.

Powrót do góry