DIXIE DREGS „Full Circle”

DIXIE DREGS „Full Circle” - okładka
Muzyka: Instrumentalny rock
Strona internetowa: http://www.stevemorse.com
Kraj: Stany Zjednoczone
Czas: 40:06
Dobre utwory: Pompous Circumstances, Sleeveless In Seattle, Ionized



Brzmienia Dixie Dregs nie da się pomylić z żadnym innym zespołem. Postanowiłem wrócić do tego zespołu natchnięty płytką debiutującego Tesserakt, gdzie skrzypki mi jednoznacznie skojarzyły się z bandą Morse'a. Postanowiłem przybliżyć Wam wg mnie najciekawszy krążek, nagrany już po reunion, mianowicie Full Circle z 1994 roku.

We wstępie napisałem o unikalnym brzmieniu, dzieje się tak za sprawą unikalnych muzyków. Można powiedzieć, że każdy muzyk jest unikalny, jednak są tacy, którzy na pierwszy rzut… ucha dają się rozpoznać. Tak jest tutaj – zarówno Morse ze swoją ciepłą barwą gitary, Dave LaRue, którego stylu gry nie można pomylić z nikim innym, czy Goodman smagający swoje skrzypce. Do tego dodajmy wirtuoza perkusji, zasłużonego sesyjnego muzyka – Roda Morgensteina i T Lavitza, klawiszowca, który niewątpliwie na Dixie Dregs wypłynął. Co do samej muzyki mamy tu połączenie wielu gatunków, przede wszystkim jest instrumentalny rock, który dominuje zarówno w kompozycji, jak i w większości spraw brzmieniowych. Znajdziemy liczne jazzowe elementy, do tego, znając Morse'a nie możemy zapomnieć o jakichś ciekawych bluegrassowych kawałkach. Muzyka jest miękka, nawet przy ostrzejszych momentach jest ciepło. Lekkie distortion gitary, klawisze o futurystycznej barwie (skojarzenia z Jump Van Halen?), skrzypce i czysty, często slapowany bas dają niepowtarzalny klimat, którego nie potrafię nawet określić. Ta muzyka płynie, sama w sobie. Widać, że głównym kompozytorem był trzon działający także w Steve Morse Band, ponieważ stylistycznie tej płycie bardzo blisko do takich albumów SMB jak Stressfest, czy Structural Damage. Przenikające się linie melodii skrzypiec, gitary i czasem klawiszy tworzą bardzo fajne złudzenie niesamowitej złożoności muzyki, coś co często można zaobserwować w klasycznym jazzie. Tak samo z jazzem, jak i bluegrassem można łączyć konstrukcję większości utworów, gdzie każdy instrument ma swoje 5 minut na pokazanie co potrafi. Co do ciekawszych momentów, to wg mnie płyta, mimo, że trzyma cały czas bardzo wysoki poziom, rozkręca się dopiero gdzieś w połowie, od blugrassowo-jazzowego Goin' To Town, po którym następuje znakomite Pompous Circumstances, a najlepszym utworem jest zamykający płytę – Ionized – bas miażdży. Jak zwykle mogę się do czegoś przyczepić, nie pasuje mi zupełnie do koncepcji płyty – klasyczny, bądź tylko klasycyzowany utwór Yeolde, nie ten klimat, ale jest krótki, więc robi mało szkody.

Kończąc, płyta jak dotąd wg mnie najlepsza w dorobku Dixie Dregs, więc co ja mogę napisać? Jeżeli ktoś lubi klimatyczne, melodyjne granie, poza tym docenia nieprzeciętne umiejętności instrumentalne muzyków, powinien się zainteresować tą płytką. Heh, z resztą, jeżeli ktoś lubi takie granie, to na bank to zna.

ocena: 9/10

Lista utworów

1. Aftershock
2. Perpetual Reality
3. Calcutta
4. Goin' to Town
5. Pompous Circumstances
6. Shapes of Things
7. Sleeveless in Seattle
8. Good Intentions
9. Yeolde
10. Ionized

Skład

Steve Morse – gitary
Jerry Goodman – skrzypce
T Lavitz – instrumenty klawiszowe
Dave LaRue – gitary basowe
Rod Morgenstein – perkusja

Powrót do góry