LUNA NEGRA „Soundproof Demo”

LUNA NEGRA „Soundproof Demo” - okładka
Muzyka: Instrumental, progressive stoner rock
Strona internetowa: http://www.myspace.com/loonanegra
Kraj: Polska
Czas: 31:56
Dobre utwory: Blue Bird



Stoner rock nie jest moim ulubionym gatunkiem muzycznym. Zarówno niskie, ciężkie brzmienie, jak i wolne tempa nie są tym, co bez przymusu ładuje sobie w uszy. Zaraz zaczyna się ziewanie i ręka odruchowo szuka przycisku Fast Forward. Nie ważne, jak się nazwie ten gatunek, to stonerowa maniera i tak weźmie górę. Tym większe było moje zdziwienie, gdy posłuchałem tej płyty kilka razy.

Luna Negra jest mazowieckim zespołem, który gra, jak to sami określili space stoner rock. Elementów space rocka, co prawda nie potrafiłem jako takich dostrzec, wszak jestem beznadziejnym recenzentem i nie znam się na mÓzyce, ale pewnej dozy progresywizmu nie można chłopakom odmówić. Przede wszystkim całe demo jest instrumentalne, co jest dziwnym posunięciem w tym gatunku, bo wizytówką stoner rocka jest najczęściej charyzmatyczny wokal, ale daje to zarówno plusy i minusy. Plusy, bo muzyka nie jest tworzona „pod wokal” czyli gra tak, jak chce, a nie na tyle, na ile pozwoli na to wokalista, chcący przekazać słuchaczom swoje, zwykle płytkie przemyślenia. Dzięki temu muzyka jest dosyć ciekawa, pozwala artystom bawić się instrumentami i pokazać swoje umiejętności. Niczym nieograniczona możliwość ekspresji muzycznej. I tu się ujawnia niestety także minus – nie ma wokalu, więc jego miejsce trzeba czymś zająć. A w niektórych utworach jest z tym ciężko, mam tu na myśli przede wszystkim Tornado i Night Time Women, gdzie przez pół utworu, do momentu rozpoczęcia solówek nie dzieje się nic. Oczywiście to „nic” trzeba odpowiednio interpretować, utwory są przepełnione ciekawymi riffami, ale nie można dopuścić do tego, żeby przez 1, 2, 3, bridge, 5, 6, 7, 8… takt słuchać tego samego riffu. Taka konstrukcja nie wniesie niczego dobrego i przeciętny słuchacz nie dotrwa do solówki. Dziwi mnie to, ponieważ w zespole są dwie gitary + bas, a to daje duże możliwości w dzieleniu się na lead i rythm, zwłaszcza że gitary wyraźnie różnią się barwą. Napisałem o solówkach, tak – jest to jeden z lepszych elementów tego demka, Mietek Jurecki kiedyś powiedział, że najlepsza solówka to taka, którą można zanucić. Tak jest tutaj, solówki nie są dzikim atakiem wściekłych kleszczy, jak to można zaobserwować u młodocianych wirtuozów, którzy zrozumieli do czego służy C Dur; są przemyślane, dosyć wolne i melodyjne, płyną przez utwór i jest w nich to coś, co zachęca do powrotu do albumu. Sekcji rytmiczne także nie można nic zarzucić, zwłaszcza w moim ulubionym Blue Bird, w którym perka i bas ciągną całą miodność zanim zacznie się właściwa część utworu, w innych utworach basik jest nieco schowany za zamuloną barwą gitar, ale czasami też się przebije. Trochę szkoda, bo zagrywa proste, ale chwytliwe patterny. Teraz ostatnia rzecz, produkcja – rzecz ważna, jak nie najważniejsza w wydawnictwach określanych 4 literami… znaczy DEMO. Nie mam pojęcia gdzie panowie nagrywali materiał, ale jest to jakość wybitna jak na demo. Wszystko jest klarowne, wszystko słychać, mastering godny albumu wydawanego przy pomocy wytwórni płytowej.

Hehe, przyznam się, że po pierwszym przesłuchaniu chciałem oddać to demko komuś innemu ponieważ nie znalazłem na nim nic, co by mi pozwoliło cieszyć się ze słuchania tej płytki. Jednak mój wrodzony masochizm nakazał mi przesłuchać demko jeszcze raz i jeszcze raz, i powoli zacząłem dostrzegać ciekawe elementy, opisane powyżej. I trzeba to powiedzieć, jest to kawałek fajnego gitarowego grania. Nie sądzę, by zachęciło to stonerowych fanów do słuchania, ale jestem pewien, że guitar freaks zahaczą na tym ucho. Nic tylko czekać na jakieś longplejowe wydawnictwo.

ocena: 8/10

Lista utworów

#01 Tornado
#02 Echo Elephant
#03 Blue Bird
#04 Night Time Women
#05 Canyon Diablo

Skład

Mushroom – gitara
Dope Driver – gitara
Chrissman Dope – bas
KaVa – perkusja

Powrót do góry