BRUTAL ASSAULT 2007 – SATYRICON, DEICIDE, MADBALL, VADER

 

3 dniowe metalowe święto – ponad 60 kapel, w tym co najmniej ponad połowa to liga światowa death/black/grind.

Zacznę nietypowo, bo od podsumowania. Byłem na 42 kapelach, 22 przegapiłem, a zaspałem tylko 2 na których bardzo mi zależało. Ceny – zaskakująco niskie, zarówno distra na terenie festiwalu, jedzenia czy nawet piwa (które mimo, że gorsze niż nasze, dało się pić). Organizacja wyśmienita, raczej bez problemów na terenie festiwalu, bo wiadomo, że kradzieże na polu namiotowym to codzienność na każdym festynie. Na Polskie – 350 zł wystarczyło w 100% (jedzenie, dojazdy, koszulka, dużo piwa, pamiątki).

A teraz kapele 🙂

1 dzień:

Przyjechałem z przyjaciółką dość wcześnie, więc rozstawiliśmy namiot, wypiliśmy piwko z sąsiadami z namiotu obok, których poznaliśmy już w podróży i lecimy zobaczyć miejsce gdzie odbywają się koncerty. Dwie sceny, pośrodku duży telebim, ciekawa lokalizacja – tak więc pełen luksus. Pierwsza kapelka -RUBUFASO MUKUFO – nic nadzwyczajnego, ale w końcu to poranek (15:00) więc o czym tu rozmyślać? Tego dnia pierwsza kapela jaka zasługiwała na moją na uwagę była TO-MERA – brytyjski prog,jazz metalowy skład z kobietą na wokalu. Ludzie krzywili się, ale no czego wymagać od ludzi którzy przybyli na death – w większości nie słuchających progrockowych płyt? Następnie ABORTED – bardzo dobry występ i w sumie tylko tyle mogę o nim powiedzieć. SATURNUS – naprawdę dobry doom metalowy show + po koncercie strzeliliśmy sobie fotki z ludźmi z zespołu. BELPHEGOR – niezłe, niezłe, choć mieszanka black/death i ta jednostajność jakoś mnie zmuliły, w przeciwieństwie do mojej osoby towarzyszącej, która rzuciła się pod scenę obserwować występ z bliska. Po tym fotki z ludźmi z zespołu i autografy. DISMEMBER – kult, nie kult – nie wpadło mi to specjalnie w pamięć, bądź piwo nie pozwoliło mi się skupić na tym wydarzeniu. ALL THAT REMAINS – nie moje granie, nie za bardzo, mnie interesowało , jednak przestałem pod sceną i obejrzałem. SUFFOCATION – Mike Smith na perkusji pozamiatał jak zawsze, niezły koncert , choć momentami musiałem opuszczać wzrok ze sceny, bo mieliśmy małe kłopoty z rzeczami które ukradziono nam z namiotu…niestety. DARK TRANQUILITY – moc, energia, dobry dobór kawałków, nie do opisania – świetny gig. DHG – awangarda pełna gębą, ciekawy image, ale byłem śpiący, czekając już tylko na ENSIFERUM, jednak występ był w miarę, głownie złożony z kawałków z ostatniej płyty. SSOGE- wiele osób mówi , że najgorszy show na całym festiwalu – bez polotu, bez energii, odwalony, a ludzie bawili się, bo pijani – prawdopodobnie fakt – mnie tez zbytnio nie pociągnął. ENSIFERUM – KONCERT DNIA – dla mnie, miazga, tylko 7 kawałków, ale nie zawiedli moich oczekiwań – zagrali największe hity, nowy singiel:) było zabawnie, ciekawie i niesamowicie – nareszcie zobaczyłem ten genialny zespół w akcji na żywo – warto było nie spać do 2:00 w nocy, kiedy to zakończyli granie, pożegnali się, a ja udałem się do namiotu w celu wypoczynku.

2 dzień

Wstałem między 11-12, na śniadanie piwko + konserwa i jedziemy dalej na koncerty 🙂 12:05 byłem już pod sceną gdzie grało właśnie LE SCRAWL – grind, z elementami jazzu i saksofonem – ciekawe, ciekawe – dość…ciekawy 🙂 wstęp (niestety nie umiem określić tego inaczej). Następnie litewski pagan metal OBTEST – na Litwie kultowy jak cholera jasna – do mnie jakoś się nie dobił – jeden z wielu. Potem parę mniej znacznych kapelek dla mnie jak SHE SAID DESTROY czy UPRISE na których stałem z piwkiem i jadłem pizze, hehe. Następnie przerwa na spotkania towarzyskie i pogawędki z Czechami po angielsku przy piwku, by o 16:30 wrócić pod scenę na E-FORCE – thrashowy skład, który zagrał nieźle i był przedsmakiem tego co miało nastąpić zaraz po nim:) Duński MNEMIC – industrial death, którzy poczuciem humoru oraz niesamowita muzyką, oszołomili mnie i sprawili, że ich występ był dla mnie jednym z najlepszych na festiwalu. Pełen energii, żywiołu , znanych hitów jak „Liquid” czy „Deathbox” oraz nowych kompozycji z ostatniego albumu – miazga! Potem THE BLACK DAHLIA MURDER, którzy jakoś specjalnie się nie popisali i zagrali od taki – jeden z wielu koncertów…no szkoda… CYNIC – stałem pod samymi barierkami i nie żałuje! Geniusz i to w czystej postaci. Powrót CYNICa to chyba najlepsze reunion prócz EMPERORa od ostatnich lat. Zagrali stare kawałki, ale z uczuciem świeżości jakby dopiero co nagrali „Focus” w studio i właśnie promowali ją na koncertach. Oczywiście nie zabrakło również nowego kawałka „Evolutionary Sleeper” który jest lekki i bardzo przyjemny dla ucha… Po lekkim uspokojeniu – miazga, jeden z moich faworytów sceny deathowej z USA – MALEVOLENT CREATION – mimo, że nie zagrali moich ulubionych kawałków – bardzo udany występ. KATATONIA zniszczyła wszystko pod scena, było widać , że oddani fani przyjechali pośpiewać i pomachać się do spokojnych piosenek oraz oddać się specyficznemu nastrojowi tego zespołu. Były hity oraz cosik z ostatniej płyty, chociażby „My Twin”. Z następnych kapel wybił się tylko PAIN, który skopał nas industrialnymi rytmami połączonymi z metalowa jazdą gitarową oraz SOULFLY które zjebało koncert (a niby główna gwiazda – phi..). HEAMORRHAGE – „aj hew a qłestion for ju” 😀 porąbani kolesie, ale przyjemny show „how many patologists are here tonight? 1,2,3…5 milion patologists” 🙂 No i zwieńczenie dnia 1:20 w nocy – ENSLAVED – mimo , ze krótko – to wyśmienicie, viking metal na najwyższym poziomie.

3 dzień

Ciężki… Człowiek zjebany jak cholera, ciepło i z myślą wstając o 12 – o shit…przegapiłem SEAR BLISS oraz EXCREMENTORY GRINDFUCKERS…no trudno. Szybkie śniadanie, gdyż osoba towarzysząca ciągnęła mnie już pod scenę i już jestem w akcji z piwem w ręce – DAGOBA – zajebisty koncert, mimo , że w jednym kawałku wokal Vortexa (ARCTURUS, BORKNAGAR) gościnnie na płycie, puszczony został z playbacku (eh…) , zajebiste, zajebiste, a perkusista nie jest człowiekiem 😉 Potem jakieś kiepskie kapele, podczas których udałem się coś zjeść i pochodzić odetchnąć świeżym powietrzem (hehehe) – godzina 17:30 pod sceną na DIE APOKALYPTISHEN REITER – szybki folk metal z Niemiec (no taa…nazwa kapeli mówi sama za siebie) – kolesie rzucili dwa pontony na publikę i kazali skakać na nie ze sceny 🙂 ZYKLON – jako fan(atyk) EMPERORa, zobaczenie Samotha i Tryma w akcji, nawet w innej kapeli, spowodowało uśmiech na mej twarzy:) Zagrali znakomicie (Core Solution!!!) , byłem zmęczony, ale ten jakoś dostałem zastrzyk energii na myśl , ze zaraz gra KEEP OF KALESSIN…jednak zawiodłem się – na płytach epickość, klimat i potęga brzmienia miażdży, na koncertach…sieka, nawalanie, zero klimatu, energii…totalnie nic. Panowie powinni siedzieć w studio i nie błaźnić się na scenie… CARNAL FORGE – tak, tak , wiem – znałem tylko ostatnią płytkę – „Testify for my victims” i cały czas czekałem głownie na jeden kawałek, a mianowicie ciężki „Burning Eden” i doczekałem się 🙂 dobry koncert. IMMOLATION – fajnie, ale byłem na połowie, bo już mnie łeb nawalał od blastów. Znam tylko jedną płytke, a zabrakło hitu „Father you not a father”…przykro mi. VADER -widziałem już 4 lata temu, ale wtedy nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak na BA – skandowanie, by Peter mówił po polsku, a nie angielsku z dobrym skutkiem 😀 mieliśmy nasz POLSKI porządny death metal – dobór kawałków zajebisty oraz cover SLAYERa na bis…jeden z the best występów na BA. I to nie tylko moje zdanie, ale nawet wielu…Czechów. Czas na powiew północy, a dokładnie Norwegii…kult we własnej postaci – SATYRICON, świetnie przyjęci przez kilka tysięcy fanów, dobry set oraz kontakt z publiką. Przed „Mother North” odśpiewaliśmy, linie gitary i czuło się ta zajebistą więź z zespołem. Masakra – i tyle w temacie. DYING FETUS i ONSLAUGHT dali niezłe koncerty , choć ja już bardziej spałem niż żyłem 😉 podobnie RED HARVEST na którym już nie byłem całym, gdyż rano pobudka na taksówkę do Polski i pociąg do Suwałk.

3 dni zniszczenia, wgniecenia w glebę i spustoszenia.

 

Powrót do góry