WAY OF DARKNESS 2009 – VADER, CANNIBAL CORPSE, DYING FETUS

Lato, lato już po lecie, czyli rozpoczął się jesienny sezon festiwalowy. Jednym z nich jest czwarta edycja WAY OF DARKNESS. Festiwal odbył się tym razem w bawarskim Liechtenfels, a towarzyszyła mu prawie Złota Polska Jesień i parę niespodzianek, zarówno pozytywnych jak i negatywnych.

Nazwa festiwalu jest zdradliwa i kto liczył na porządną mieszankę Black i Death Metalu został rozczarowany. Zdumiewającym faktem jest, że coraz częstrzym gościem na festiwalach jest Metal Core. Z tym Metal Corem jest jak z Dżumą w średniowieczu. Rozprzestrzenia się się ta plaga i nie ma na niej siły. Ale do odważnych świat należy, dlatego postanowiłem , mimo woli i w nadziei na zrozumienie tego fenomenu się poświecić, co okazało się błędem i przysporzyło mi parę siwych włosów. Nie tylko muzycznie, ale i optycznie był to Gabinet Grozy. Ale zacznijmy od początku.

Piątek, w samo południe. Na scenie zagościł pierwszy zespół, THE ORDHER z Brazyli, którego nie udało mi się obejrzeć. WARPATH był następnym zespołem, ale że widziałem tylko ostatnie 10 minut trudno coś obiektywnego na ich temat napisać. Teraz przyszła kolej na Metal Core. LOWER HELL nazywa się to cudo i jedyne co mieli z piekłem wspólnego, to były katorgi. Jak już wspomniałem, Gabinet Grozy!!! Ale nie, żeby muzycy nie potrafili grać, to im nawet dobrze wyszło, ale samo zachowanie się na scenie… Ok., inna generacja, czasy się zmieniają.
Z jaka ulgą i odebrałem dźwięki symfonii Beethovena, która była intrem włochów z FLASHGOD APOCALIPSE. Mimo małych problemów z brzmieniem i wpadek jednego z gitarzystów (momentami zapominał co ma grać) należą się słowa uznania panom ubranym na czarno. Dodatkowym plusem koncertu były wstawki muzyki klasycznej i symfonicznej miedzy utworami, co nadało temu przedstawieniu ciekawą atmosferę.
DIE ZWANGSVERSTEIGERTEN DOPPELHAUSHÄLFTEN trzeba było koniecznie widzieć, chociażby już ze względu na nazwę tego Punk Rockowego zespołu. Punk Rock na metalowym festiwalu nie należy do codzienności, dlatego zdumiewająca była reakcja publiczności, która najpierw z rezerwą, a później nawet z entuzjazmem przyjęła utwór po utworze. Ale nic dziwnego, grupa pokazała się z jak najbardziej dobrej strony, nie traktuje nic i nikogo poważnie, a niecenzuralne teksty podbiły serca metalowców. Suwerenny występ.
Ojej, EMERGENCY GATE. Melodyjny Death Metal z dużą dawką klawiszy i wokalistą ubranym na biało. Nie panowie, tak można grać na wiejskiej zabawie, ale nie na metalowym festiwalu. To był stracony czas.
Z Malty znam jedną metalową perełkę, ale ta nie wystąpiła na tegorocznym festiwalu.
ABYSMAL TORMENT ze swoim Death Grind Metalem z pewnością nie byli najgorszym zespołem festiwalu, wręcz przeciwnie, należą do jednych z niespodzianek, co i publiczność z jej reakcją potwierdziła. Niemniej egzotycznym i należącym do następnej niespodzianki był NERVECELL z Dubaju, na którego występ z ciekawością czekałem. Arabowie potwierdzili, że maja pojęcie o Death metalowym rzemiośle i dali czadu. Dosyć zabawna była także konversacja z publiką typu: wy robicie młyn, my skaczemy. Wspomnienia z czeskim FLASHLESS są raczej negatywne, jeśli chodzi o przeszłość i moją osobę i tym razem czesi nie pozostawili u mnie dobrego wrażenia.Nie wiem, nie potrafię się z tym zespołem oswoić.
Specjalne koncerty z członkami innych grup i granie coverów innych grup przyciągają uwagę wielu ludzi. Do tego czynu, bo granie co roku na wielu festiwalach może być kontra produktywne, zdecydowali się niemcy z WOLFCHANT. Ok. , wielkim wydarzeniem ten występ, który obserwowałem jednym okiem nie był, ale za wiele też nie oczekiwałem, gdyż kolejny zespół chciałem i musiałem widzieć i przeżyć – ASSASSIN mimo moim zdaniem nieudanej, nowej płyty, na żywo pokazali klasę! To był występ z kategorii WOW, Thrash Metal osnuty nutką nostalgii, po prostu super. GRAVEWORM, którzy po latach powrócili na scenę nie zrobili na mnie większego wrażenia. Kiedyś lubiłem posłuchać i popatrzyć, ale tym razem przyjąłem ich obojętnie, może ze względu na kolejny zespół, na który czekałem, a zespołem tym był VADER. Cokolwiek by nie napisać, pozytywnie, czy negatywnie, VADER to potęga i rutyniarze. Obojętnie kto akurat w zespole gra, VADER miażdży.
To co nastąpiło po koncercie VADERa było chyba światową premierą w metalowej historii, przynajmniej dla mnie. Politycy jak wiadomo są po to, żeby wymyślać jak najbardziej bzdurne ustawy, uchwały i przepisy. Nie inaczej było i tym razem z tą różnicą, że nie chodziło o nowe podatki, zdrową żywność, czy socjalną sprawiedliwość, nie tym razem postanowili się zatroszczyć o moralność i szkodliwe skutki metalowego festiwalu na nieletnich. Jako prewencję postanowili, że koncert szwedzkiego, niemoralnego i antychrześcijańskiego zespołu MARDUK mogą obejrzeć tylko osoby powyżej osiemnastego roku życia. Ha. Organizatorzy zostali zmuszeni do wydania specjalnych tasiemek dla osób nieletnich i po koncercie VADERa porządkowi maszerowali z latarkami po całej hali szukając osób posiadających te specjalne tasiemki na nadgarstkach co doprowadziło do olbrzymiego chaosu i opóźnienia występu gwiazdy pierwszego dnia, szwedzkiego MARDUKa. Dla mnie cała akcja była zbyt głupia i dlatego postanowiłem udać się do hotelu na odpoczynek. A sam koncert MARDUKa był podobno całkiem, całkiem.

Dzień drugi rozpoczął się dla mnie tak naprawdę dopiero krótko przed występem polskiego HATE, który zagrał zaledwie trzy utwory za to w pełnym rynsztunku. Oczywiście zdumienie było olbrzymie, bo najpierw cały koncert się przesunął, potem był po 15 minutach koniec zabawy. Przyczyną tego była awaria pojazdu, którym grupa miała się udać z Warszawy do Lichtenfelsu i muzycy musieli szukać nowego środku lokomocji, co oczywiście trwało i spowodowało opóźnione przybycie na festiwal. Wszelkie próby zamiany czasu grania z innym zespołem okazały się fiaskiem i tak pozostał czas na tylko trzy utwory. Szkoda, bo te trzy utwory rozpętały istne piekło. Destroyer stwierdził później, po koncercie, że zawsze jak jadą na jakiś festiwal do niemiec to coś im nawala. Nie inaczej było parę lat temu na Party San. ACUSSER to kolejna miła niespodzianka, ale wiadomo, stary Thrash Metal jest najlepszy i kolejny raz muszę sobie postawić pytanie, dlaczego młode, zdolne zespoły nie potrafią rozpalić we mnie ognia, a starym udaje się to bez wysiłku? I tak było także z następnymi zespołami, włoskim VOMIT THE SOUL i niemieckim OBSCURA. Cholernie dobre dźwięki, ale jedynie niemcy potrafili mnie przekonać, zarówno ci z OBSCURY jak i POSTMORTEM. Ten ostatni to także stara załoga, która po latach postanowiła przypomnieć o sobie i zrobiła to bardzo umiejętnie. DEW SCENTED z kolei zawiódł na całej lini. Nowy skład nie wniósł niczego rewelacyjnego do ich widowiska. Jedno wielkie rozczarowanie. Humor poprawił mi się trochę, gdy na scenę wkroczyła czeska ekipa z MALIGNANT TUMOR. Fantastyczna parodia z zabawnymi grymasami, zwłaszcza gitarzysty. Teraz nadszedł czas zmęczenia i pewnego rodzaju apatii z mojej strony. Tego stanu nie potrafiły zmienić ani EVOCATION, ani VOMITORY. Sorry panowie…
Punktualnie z wkroczeniem na deski metalowego teatru MOLEVOLENT CREATION odżyłem. Pierwsze dźwięki zadziałały na mnie jak pocałunek księcia na ustach śpiącej królewny. I widziałem piękny koncert. Kolejny raz potwierdza się fakt, że starsi panowie przewyższają młodszych kolegów o co najmniej jedną klasę. W tej formie amerykanie zniszczyli wszystko, co do tej pory stało na scenie. No, gdyby HATE mógł zagrać cały repertuar wyglądało by to zapewnie inaczej, ale po co gdybać… Szczególnie ciekawa była
konstelacją ostatnich trzech zespołów, które swoją obecnością na każdym festiwalu doprowadzają publikę do wrzenia, MOLEVOLENT CREATION, DYING FETUS i CANNIBAL CORPSE. MOLEVOLENT CREATION byli chyba w formie swego życia tego wieczoru i moim zdaniem wygrali pojedynek z CANNIBAL CORPS jednogłośnie na punkty. Tak przynajmniej widziałem ja to wydarzenie dnia. DYING FETUS wyglądali po koncercie MOLEVOLENT CREATION dosyć zgubieni na scenie, ale jako trio infernale brutalnego Death Metalu pozostawili całkiem dobre wrażenie. Jednak muzykowanie ich poprzedników był nie do pobicia. CANNIBAL CORPSE mieli oczywiście wielkiego pecha, gdyż historia z poprzedniego dnia powtórzyła się ponownie. I znowu ta sama procedura – osoby nieletnie zostały przed koncertem usunięte z hali co znowu trwało i doprowadziło do ostudzenia festiwalowej atmosfery. Tutaj nadszedł czas, by politykom pokazać środkowy palec i ironicznie podziękować za bez mózgowe działanie, bo nieletnie osoby były, kto by to pomyślał w towarzystwie swoich rodziców, którzy oczywiście opuścili festiwalową halę wraz ze swoimi pociechami. Ale czego można oczekiwać od polityków, oprócz duchowo politycznej sraczki? Sam koncert CANNIBAL CORPSE po długiej przerwie stracił na intensywności co było spowodowane wspomnianą już wyżej ostudzoną atmosferą. Dla mnie był po 20 minutach koniec. Koniec CANNIBAL CORPSE, koniec festiwalu…

Podsumowując – starzy wyjadacze chleba potwierdzili, że są jak wino, im starsze tym lepsze, politycy mają idiotyczne pomysły, a metalowcy, ich w głęboko w odbycie. Parę zespołów nie sprostało ich zadaniom, ale to oczywiście tylko moja opinia i do zobaczenia w przyszłym roku.

Powrót do góry