EMERGENZA 2014 – ENNORATH, NAQURVE

Do klubu Zaścianek szłam pełna wątpliwości- a jak zasnę? A jak wypłynie mi soczewka? Wyglądało jednak, że większość osób przybyłych zimnego grudniowego wieczoru na eliminacje Emergenzy przynajmniej kilka chwil czuła się niezręcznie…

Na miejsce dotarłam nieco spóźniona, a na scenie szalało już NieNaŻarty. Bądźmy szczerzy, polska muzyka z pogranicza reggae na najwyższym poziomie nie stoi (nie, drodzy przyjaciele, Kamil Bednarek to nie reggae!), a szczególnie w połączeniu z trąbką i saksofonem- do tego co najmniej jeden wokalista z dredami i pretensjonalne teksty- gotowe! Myślę, że muzycy wyczuli to sceptyczne nastawienie publiczności- próbowali nadrobić te niedociągnięcia żartami i zagajeniami, co zresztą odniosło należyty sukces…

Hard rockowy Starkiller, na którego przyszła pora, był jednym z trzech znanych mi przed festiwalem zespołów- i zabrzmiał dokładnie tak, jak się tego spodziewałam- brudne, mocne gitary i niesamowity głos wokalisty był niemal gwarancja na dostanie się do kolejnego etapu. Jak się okazało- nie pomyliłam się- po ich występie w górze pojawiło się tyle rąk (w tym moje obie, ale niech to będzie nasza tajemnica), że sam prowadzący zrezygnował chyba z dokładnego liczenia…

W tym momencie stopniowe zaostrzanie klimatu muzycznego osiągnęło apogeum- na scenę wkroczył bowiem Naqurve. Już za samą nazwę wprowadziłabym ich do Rock’n’roll Hall Of Fame, a należy jeszcze wiedzieć, że jestem fanką muzyki chłopaków i włosów Kima w pierwszej kolejności. Największe wrażenie, oprócz mięciutkiego zapaśnika sumo hasającego z publicznością, zrobił chyba utwór „I don’t give a fuck”… Gdybym miała więcej rąk, wszystkie podniosłabym na Naqurve. I owszem, głosów było sporo, jednak nie wystarczająco. Może po prostu ich muzyka nie dociera do tak szerokiego grona słuchaczy..?

O grającym później Lad’s Life nie ciekawego nie powiem (może poza basistą przypominającym Disney’owskiego Alladyna- brakowało tylko małpki na ramieniu…), bo tyle samo podniety było w ich muzyce- niby rockowo i melodyjnie, ale to jednak nie to… Podobnie zresztą z pseudo-punkowym Take Me To The Hospital- nieśmieszna żarty o nagrywaniu soundtracku do filmów porno, infantylne i powtarzalne kawałki przelały czarę goryczy- jednak nie dla publiki- zespół ten bowiem pojawi się w kolejnej rundzie, cóż, to pewnie zasługa tej dmuchanej palmy…

Z kolei po Overcolored nie spodziewałam się niczego szczególnego- i w tym momencie popełniłam pierwszy w życiu błąd. Instrumentalna muzyka tria i wyświetlane sceny z „Ptaków” po prostu zaczarowała słuchaczy. Eliminacje panowie przeszli z palcem w uchu, nie byłabym jednak pewna, że ich dość niszowa muzyka pozwoli przetrwać im kolejne rundy- pożyjemy, zobaczymy.

I te piękną, magiczną atmosferę, która utrzymywała się w powietrzu po koncercie Overcolored, zniszczyć musiał Świst. W życiu o nich nie słyszałam, jednak nazwa brzmiała jak Mgła, Plaga, Furia, więc byłam pełna nadziei- a tu nagle na scenę wyszła rockowa mutacja Zakopower. Teksty w gwarze góralskiej, skrzypce i haftowane koszule to za dużo jak na jeden wieczór. Jednak publiczność była autentycznie zachwycona, a muzycy dość zdziwieni powodzeniem swoich utworów. Ze Świstem też spotkamy się w kolejnym etapie, bo sprawiają wrażenie kolejnej wersji „koko, Euro spoko”…

A na deser zostało już tylko death metalowe Ennorath. Sama pora, o jakiej wyszli na scenę, nie była dla nich korzystna- sama wiem, że muzyki ekstremalnej nie da się słuchać o każdej porze dnia i nocy… Muzyka Ennorath- sprawny, ciężki death metal z delikatnymi elektronicznymi udziwnieniami zrobił na mnie spore wrażenie- krakowianie doskonale wiedzą, co robią, wystarczy tylko trochę wprawy, a mogą ruszać na podbój świata. To, że tak obiecujący zespół nie przeszedł do kolejnej rundy, utwierdza mnie w przekonaniu, że Emergenza nie jest festiwalem dla takiej muzyki- a szkoda…

Największym zaskoczeniem był zdecydowanie sukces NieNaŻarty i Take Me To The Hospital- co prawda mama zawsze powtarzała mi, że „Ty to nie wszyscy”, ale Naqurve i Ennorath to chyba nigdy nie odżałuję…

Powrót do góry