INSIDIUS „Infamia”

Wydane własnym sumptem, 2018

Muzyka: Death Metal
Strona Internetowa: https://www.facebook.com/pg/InsidiusPoland
Czas Trwania: 39:54 minut (9 utworów)
Kraj: Polska

Kiedy ich widziałem na ostatniej trasie zagranej dzięki gościnności z VADER’em (na poprzedniej zresztą też), byli świeżutko po premierze tego krążka. Kiedy w trakcie ich seta w eter poleciały wałki z „Infamia” wiedziałem że choćby nie wiem co, muszę ten album sprawdzić i basta. Szybkie zapytanie do chłopaków o materiał do odsłuchu, paczuszka w mojej skrzyneczce, zawartość pakuję do odtwarzacza i …… jestem w dupie. Nie takiej ciemnej tylko w siódmej dupie.

Co tu dużo mówić – „Infamia” to kawał rasowego, śmierć metalowego wpierdolu, który śmiało może „konkurować” z produkcjami, jakimi dziś raczą nas weterani gatunku. Ba, pójdę nawet dalej w tej swojej zapewne śmiałej tezie i powiem więcej – spora część dużych nazw coraz mocniej jest podgryzana przez młode wilki. Jest w tym może jakaś swoista zmiana warty. W każdym bądź razie, żeby organizm funkcjonował na pełnych obrotach, świeżej krwi nigdy nie za wiele, a INSIDIUS obrał właściwy kurs, aby na dłużej i mocno wryć się w metalową mapę nie tylko naszego, rodzimego poletka.

Skatowałem ten krążek sam już nie wiem ile razy, i za każdym kolejnym odpaleniem mam ten sam spazm rozkoszy. „Infamia” to album kompletny, dopracowany w każdym elemencie i z death metalową pasją. Nie są to żadni kolumbowie rzecz jasna, ale bardzo świadomy band, tego jak chcą hałasować, jak chcą brzmieć, a że wbijają na parkiety w trakcie imprezy, to ich tany względem reszty towarzystwa zyskują na świeżości. Jasne, gdyby się uprzeć, można by pojechać porównaniami, wyliczyć kilka inspiracji, którymi jak sądzę jako fani, sami się świadomie lub też nie kierują, ale czy ma to w tym momencie jakikolwiek sens. Szczerze wątpię. Bo wreszcie czy jest ktoś dzisiaj kto przez całe dekady trwania gatunku, tysiącach nagranych i wydanych płyt byłby wstanie stworzyć materiał niepodobny do nikogo więcej?

Ja osobiście nie mam ochoty w tym miejscu na głębsze wynurzenia i wolę skupić się na dziewięciu utworach z „Infamia”. A jest na czym, bo album ten to najeżona smaczkami, aranżacyjna bomba, choć do mega technicznych wodotrysków mu bardzo daleko. Jest technicznie ale w sposób wysmakowany, bez przesady i w sam raz. INSIDIUS znakomicie wie, kiedy przypierdolić tak, że szyby z okien lecą. INSIDIUS wie kiedy zwolnić, i przejechać Wam łamiącym gnaty ciężarem. Ale INSIDIUS nie stroni też od melodyki, groove’u i soczystości. No i moim osobistym zdaniem, na niemałe pochwały zasługuje Tasio, bo skurkowaniec wokalne możliwości ma niesamowite.

W zasadzie każdy wałek z tej płyty to czysta przyjemność z obcowania. W każdym z osobna jest siła i jest moc. Ciężko wybrać ten jeden ponad wszystkie. Ale może….”Funeral For Humanity” wbija w ziemię niesamowitą, cholernie jadowitą solówką na otwarcie, „Shadow” ma kapitalny ciężar, potężny death metalowy buldożer, „Vademecum Is Burning” to dźwiękowy destruktor. No i może rzecz dla wielu z Was bez znaczenia, ale ten album otwiera intro, a ja lubię ciekawe preludia do sonicznej rzezi. Ot, taki mój mały fetysz. Świetne brzmienie, może grafika zdobiąca ten krążek taka trochę dziwna i nieco nie w klimacie, na co w obliczu całości ja jestem w stanie przymknąć oko.

Żeby nie przedłużać – INSIDIUS to dla mnie w tej chwili bardzo pewny punkt kostuszego grania w naszym kraju. Z dużym zainteresowaniem będę obserwował ich muzyczne poczynania, a tymczasem w moim pożeraczu kręci się co? „Infamia” kurwa mać!

Lista utworów:
1. Swarm!
2. With Shattered Wings
3. Raise Hell
4. Funeral for Humanity
5. Infamy
6. Vademecum is Burning
7. Shadow
8. Conspiracy Unfolds
9. Lost

Skład:
Tasio – wokal
Choina – gitara
Lasota – gitara
Michał Andrzejczyk – perkusja
Profesor – bas

Ocena: 8.0/10

Powrót do góry