IRON MAIDEN „Dance Of Death”

EMI, 2003

Muzyka: Heavy Metal

Strona Internetowa:

https://www.facebook.com/ironmaiden

www.ironmaiden.com

Czas trwania: 68:05 (11 utworów)

Kraj: Anglia

Trzynasta płyta, coś nieprawdopodobnego. Czy trzynastka okaże się pechową liczbą? Patrząc na okładkę, można stwierdzić, że mają pecha i to wielkiego jak dla mnie. Szczerze nie mogę się przekonać nawet dziś po tylu latach do tego graficznego projektu. Zawsze oczekiwałem z zapałem dokonań grupy i odliczałem z zegarkiem w ręku premier, jednak w roku 2003 tak się nie stało ze względu na pełne zaangażowanie w swojej grupie, ale dane mi było zobaczyć koncert promujący ten album we Wrocławiu, tak więc nowe numery poznałem ma żywo, a nie jak dotychczas z nośników. Dobrze zaczynamy.

Egzotyczna nazwa albumu Dance of Death kojarzy mi się ze sztukami walki. Pamiętacie film Game of Death z Bruce’em Lee jak jeden z mistrzów skakał nad swoim przeciwnikiem próbując go zadeptać? To był właśnie taniec śmierci.  Płytę otwiera Wildest Dream, z którego bije słodko melodyjna i bajkowa aura, jest przebojowo i energetycznie, lecz wyczuwam tu delikatnie jakąś mikro ospałość w tym utworze. Futureal z Baileyem wypada o niebo lepiej na Virtual XI.

Być może to wina tonacji lub akordów. Mnie nie pasuje ten numer na otwarcie albumu i umieścił bym go na stronie B singla. Teledysk wg mnie tak jak okładka nie zachwyca. Wydaje mi się, że Kapitan Harris poszedł na wielki kompromis. Rainmaker to utwór, którego melodia solówek ma charakter dramaturgii, a sposób śpiewu Dickinsona jest na tyle przekonywający, że ten krótki numer wkręca się szybko w mózg. To bardzo dobra kompozycja ma specyficzny klimat. No more lies stylowo przypomina mi granie z czasów X Factor i Virtual XI z panem Bailey’em na wokalu. Sposób gry na gitarze basowej Harrisa tak zwana artykulacja, jak i brzmienie instrumentu, to samo tyczy się gitarzystów. Refren mamy tu skuteczny, bo zapada w pamięć. Na żywo brzmi genialnie.

Przyszła kolej na utwór który zaczyna się bardzo ciężko, takim zmasowanym instrumentalnym pochodem, mowa tutaj o kompozycji Montségur, który treścią nawiązuje do krwawych krucjat przeciw albigensom. Czuć niepokój i buntowniczy nastrój, Bruce Dickinson z zaangażowaniem wyśpiewuje zwrotkę, ale to refren, który posiada dwie części robi wrażenie. Unisona gitarowe wspierające wokalizę wypadają wyśmienicie, zwłaszcza kiedy wchodzą na charakterystyczną zagrywkę wyciągniętą rodem ze średniowiecza. W dalszej części czekają nas soczyste popisy gitarzystów.

Tytułowy numer to jedna wielka teatralno-muzyczna opowieść. budowanie napięcia i nastroju z frazy na frazę może się spodobać a to za sprawą gitarzystów, którzy używają techniki staccato co daje dobry rezultat. I tutaj pojawia się gratka dla wielbicieli S&M Metalliki, będziecie bardzo zadowoleni, bo jest czysto symfonicznie i zagrane mocno z kopytem. Kompozycja jest długa, bo trwa ponad osiem minut, a to oznacza, że czeka nas wiele emocji.

Słuchając Gates Of Tomorrow poczułem się jakby, ktoś wyrwał mnie ze średniowiecza i przetransportował do współczesnego baru w UK gdzie gra Iron Maiden z Paul Di anno na wokalu, a to za sprawą instrumentalistów. Mamy tu taki surową dziewicę z lat 80 tych. Jest tu bardzo przebojowo, radiowo-singlowo, tak powiem. I to samo dzieje się w następnym utworze New Frontier, jest radośnie, optymistycznie i żywiołowo. Stevie Harris gra na basie momentami jak za czasów Killers w swoich partiach. Zespół udowadnia, że jest z czołówki świata metalu. Fenomenalne sola i ciekawe wersety to u nich już norma.

Pachandale to historia najkrwawszej bitwy pod Ypres z okresu pierwszej wojny światowej. Znakomity zróżnicowany, przestrzenny i bogaty utwór, który sprawdza się na żywo w swojej całej oprawie muzycznej i wizualnej, grupa wciela się w beznadziejną sytuację żołnierza, który walczy o przetrwanie w swoim okopie.

Face in The Sand wprowadza nastrój bardziej glam rockowy w pierwszej części momentami poczułem nawet Whitesnake. Taka zawiła kompozycja, Nicko praktycznie cały czas gra na dwóch stopach w tym utworze. Utwór stylistycznie przypomina kompozycje z okresu Brave New World.

Age of Innocence zaczyna się piękną melodią, z kolei refren wyróżnia się diametralnie na tle innych kompozycji. Przypomina się era solowych dokonań Dickinsona z czasów jego wydawnictwa Tattooed Millionaire. Muzycznie grupa serwuje nam klimatyczne patenty, wręcz ponure jak na No Prayer For The Dying, ale też znajdziesz namiastkę z okresu Killers, gdzie Steve galopuje palcami na basie, jak w nieokrzesanym Wrathchild.

Journeman to ballada akustyczna ze smykami w tle, z pompatycznym śpiewem wokalisty. Kiedy zamykam oczy, to widzę, morze, jego falę oraz statki. W drugiej połowie utworu pojawiają się partie basu, które balansują na pograniczu fałszu i zgrzytu muzycznego na tle gitar, takie mam odczucia. Tak jakby Harrisowi roztroiła się gitara. Słychać to też w końcówce utworu. Na zakończenie powiem tak. Jest to trzynasta płyta Iron Maiden.

Lista utworów:

1. Wildest Dreams

2. Rainmaker

3. No More Lies

4. Montsegur

4. Dance Of Death

6. Gates Of Tomorrow

7. New Frontier

8. Paschendale

9. Face In The Sand

10. Age Of Innocence

11.Journeyman

Skład:

Bruce Dickinson – Wokal

Dave Murray – Gitara

Adrian Smith – Gitara

Janick Gers – Gitara

Steve Harris – Bas

Nicko Mc Brain – Perkusja

Ocena: 6.5/10

Miejsce zamieszkania: Brzeg, Polska. Zainteresowania / Hobby: grafika, fotografia, historia, marketing internetowy, football, sztuki walki, handel. Ulubione gatunki muzyczne: Heavy/Thrash/Death/Progressive Metal. Muzyk w GRIMOND (R.I.P.), GRIMLORD i ETERNAL FEAR.
Powrót do góry