MEGADETH „Endgame”

MEGADETH „Endgame” - okładka
Muzyka: Heavy Metal/Thrash Metal
Strona Internetowa: www.megadeth.com
Czas Trwania: 44:47
Kraj: USA


Dobre utwory: This Day We Fight!, 44 Minutes, 1,320', Endgame, Head Crusher

Z Megadeth jest jak z wódką, trudne do przełknięcia za pierwszym razem. Tak samo jest z ich nową płytą zatytułowaną „Endgame”. Po pierwszych przesłuchaniach miałem dosyć nieciekawą minę. Jednak ujrzałem światełko w tunelu. Płyta specjalnie raczej nie zaskakuje. Rudzielec zrobił niezły miks dzięki czemu jest wszystkiego po trochu.

Płyta zaczyna się szybkim instrumentalnym „Dialectic Chaos” aby po nieco ponad 2 minutach w przejść najbardziej czadowy kawałek na płycie „This Day We Fight!”. Od razu jest szybko i mocno co na pewno spodoba się fanom starych dobrych czasów. Potem jest chwila wytchnienia przy „44 Minutes”, który spokojnie mógłby się znaleźć na Youthanasia przez bardzo melodyjny refren. Sam utwór jest w średnim tempie, ale jest dosyć mocny, a dudniący w tle bas tylko dodaje smaczku. Następny w kolejce „1 320” zaczyna się niemal jak „502” z SF i jest w takim właśnie klimacie. Dosyć szybki i ostry ze świetnymi solówkami. Z kolejnymi utworami następuje zmiana klimatów. „Bite The Hand” brzmi jak żywcem wyjęty z TSHF. Przypomina klimatem nieco „Something I'm Not” tylko jest moim zdaniem lepszy, chociaż nieco psuje efekt końcówka. „Bodies” to słynny bonus widmo z UA. Zaczyna się fajnym basikiem i ma bardzo melodyjny refren co powinno ucieszyć fanów Youthanasia oraz CW pod względem brzmienia. Niestety sola na końcu są zupełnie bez pomysłu, przyspieszenie też nic nie daje, nijak ma się to do średniego tempa utworu. Wygląda na to że nagrali niedokończony odrzut z poprzedniej sesji, a szkoda. Utwór tytułowy to prawie 6-minutowy kolos, dosyć wolny i ciężki. Idealnie nadawałby się do jakiegoś filmu, jak lecą solówki (zwłaszcza pierwsze dwie i ostatnia) aż ciarki chodzą po plecach. Zdecydowanie najgorszym kawałkiem jest „The Hardest Part Of Letting Go….”. To pół-akustyczna ballada przypominają „Promises”. Zaczyna się (i kończy) akustycznie, lekko i przyjemnie by tuż przed drugą minutą wszedł beznadziejny riff, który sprawia że cały klimat szlag trafia. Na całe szczęście na ratunek przychodzi singlowy „Head Crusher”. Szybki thrasher z mocnymi riffami oraz świetnym tekstem Mustaina. Lekki niedosyt pozostawia tylko ostatnie solo kończące utwór. Broderick nagrał chyba najnudniejszą solówkę w swojej karierze. „How The Story End” to kolejny ukłon w stronę Youthanasia. Melodyjny refren i niezła melodia. W podobnym klimacie jest też ostatni na płycie „The Right To Go Insane”. Posiada świetny riff, bas swoim dudnieniem nadaje mu nieco ciężaru jednak końcówka została popsuta przez niepotrzebne i mało przemyślane solówki.

Megadeth to twór specjalny, wyjątkowy nie dla wszystkich. Takie jest też „Endgame”. Fani zespołu będą na pewno zadowoleni, jednak inni już nie konieczne. Płyta jest dosyć równa, są zarówno kawałki szybkie i wolniejsze. Całość jest bardzo mocna ze świetnym nowoczesnym brzmieniem. Nowy skład daje rade i to słychać na płycie. Album nie jest tez pozbawiony wad. Największą wadą są bez wątpienia słabe zakończenia kilku utworów przez zbędne solówki. Jakby Dave koniecznie chciał się pochwalić nowym gitarzystą. Na Endgame wyszło to średnio. Martwi mnie też, że na kolejnej już płycie z rzędu słabo słyszalny jest bas. Taki muzyk jak James Lomenzo, który gra od ponad 20 lat zasługuje na zdecydowanie więcej miejsca na płycie. Jako fan (nie maniak) Megadeth nie mogę dać więcej niż solidne 7,5/10.

ocena: 7,5/10

Lista utworów

1.Dialectic Chaos
2.This Day We Fight!
3.44 Minutes
4.1,320'
5.Bite The Hand
6.Bodies
7.Endgame
8.The Hardest Part Of Letting Go……Sealed With A Kiss
9.Head Crusher
10.How The Story Ends
11.The Right To Go Insane

Skład

Dave Mustaine – Vocals & Guitar
Chris Broderick – Guitar
James Lomenzo – Bass
Shawn Drover – Drums

Powrót do góry