ARALLU „Satanic War In Jerusalem”

ARALLU „Satanic War In Jerusalem” - okładka


Nooo… wreszcie jakaś odmiana. Po potężnych dawkach epickiego, pompatycznego do bólu i napuszonego jak paw black metalu przyszedł czas na prawdziwą surówkę. Nie uświadczy tu klawiszy ani damskiego wokalu. Zresztą myślę, że takie brzmienia zabiłyby istotę przekazu Arallu, czyli prawdziwie pogańskiej brutalności wprost ze środka bliskowschodniego konfliktu. Krótko można powiedzieć tak: Arallu to dwóch gości, którzy obsługują wszystkie instrumenty i nie posilają się żadnymi pomocnikami. Nagrali kilkadziesiąt minut bezkompromisowej napierdalanki w stylu Slayera (którego jest tu nawet zajebista wersja Evil Has No Boundaries) pomieszanego z Mayhem i naszym rodzimym Behemothem z wczesnych wcieleń. Jest zatem szybko, gwałtownie, pogańsko i – co najważniejsze – bez zbędnych ozdobników, surowo po prostu. Oczywiście nie może być tu mowy o jakiejś wielkiej oryginalności czy odkrywaniu nowych lądów. Arallu gra swoje nie oglądając się na mody i nowinki. I dobrze, takiej muzy też potrzeba. Jedyne, do czego bym się przyczepił to momentami słabiutkie brzmienie, sprawiające wrażenie nagrania demo. Ale umówmy się, taki już klimat…

ocena: 3/5

Powrót do góry