RIVERSIDE, NAAMAH, NEXX

Lód na głowę, zapałki w oczach, ból w mięśniach, sztywny kark, kapeć w gębie, porwana kurtka, zadeptane buty oto łupy mojego wyjazdu na koncert w Przestrzeni Graffenberga, choć teoretycznie zespoły rekomendowane były jako obracające się w klimatach progresywnych, a większość metalowców traktuje taką muzykę, za równie żywiołową jak jakieś Eine Kleine Nachtmusik. Jednym słowem niby kosta. Ale uwierzcie mi ludzie, że taka muzyka może posłużyć nie tylko do słuchania, ale można przy niej także spróbować poskakać. Co najwyżej należy wtedy zapomnieć o poczuciu rytmu, gdyż faktycznie można potknąć się o rozrzuconą gdzieniegdzie synkopkę…

Jako pierwszy na scenie zainstalował się Nexx. Uspokajam zatwardziałych fanów muzyki death-metalowej. Nie mają oni nic wspólnego z dawnym Hexx. Twórczość Nexa (albo Nexy) była rekomendowana w materiałach, jakie spłynęły na moją skrzynkę mailową, jako zbliżającą się w klimacie do… Depeche Mode. Tak, zapewne większość z was w czasach podstawówki stoczyło niejedną batalię na argumenty (albo i nie tylko argumenty), który trend jest ważniejszy, czy metalowy, czy depeszowski. Myślę, że takie pojmowanie muzyki jest mimo wszystko jeszcze u wielu zakodowane. Cóż. Jeśli chodzi o występ Nexx, chyba jednak wśród słuchających ludzi to przeważało. A szkoda, gdyż nie dość, że muza była wporzo, to nijak się nie mogłem doszukać tych porównań do Depeche Mode. Powtarzam wam nijak. To po prostu kawał sympatycznego poprockowego grania, i daj Boże kiedyś usłyszeć tak pogadujących z publiką niewyobcowanych Depechy, jak Nexx na koncercie. Prawdopodobnie skojarzenia takie narodziły się pod wpływem sposobu ekspresji i barwy głosu wokalisty. Ale to przecież i inny wokalista i inna muzyka. Tak. Jak w przypadku tej kapeli, nie wiem, co ma na celu przywieszenie takiej etykietki temu młodemu zespołowi. Szanowni krytycy! nie zabijajcie ich na samym początku muzycznej kariery tą szufladą. Przecież ich kolejne numery mogą pójść w zupełnie inną stronę. I co? Do końca życia będziecie widzieć w nich DM? Uwierzcie, że wiele kapel działa na własny rachunek i porównania nie mają sensu. Nota bene, aby zakończyć już te wywody. Mnie tam się ich muzyka podobała. Trochę popowa, ale na żywo wyszło wam fajnie chłopaki! Tak trzymać!

Po krótkiej przerwie, podczas której popijano piwo – oczywiście bez tych fajnie rozpalających umysł bąbelków, rozpoczął się występ formacji Naamah. Wokoło szeptano: Annalist. Jeśli drogi czytelniku słyszałeś kiedykolwiek Annalist, to już wiesz, co ja wówczas słyszałem. Ja nigdy Annalist nie słuchałem dożylnie, a tylko i wyłącznie okazyjnie. Wydaje mi się, że kojarzę nawet jakiś numer W szmaragdowym Zamku czy Domu, choć nie wiem, czy to akurat ich. Tak więc nie wypowiadam się, czy to już nie jest Annalist, czy też jeszcze jest. Stwierdzam tylko bez bicia, iż jest taki nurt metalu gotyckiego, zwłaszcza jak zauważyłem w Polsce, że zazwyczaj przed mikrofonem stają panie, ale ja tam ich głosów nie odróżniam. Wiecie. Dla mnie rozpoznawalna jest tylko Anja Orthodox. Ja wam za to powiem, że te zakwasy i ta kurtka to właśnie podczas ich koncertu… Muza ciekawa, i dość kopiąca. Zresztą warto przychodzić na koncerty metalowe i ruszać się pod sceną, bo w nagrodę można wpaść, jak ja, na basistę punkowego Ił-a, który absolutnie nie czuł się w tym miejscu nie na miejscu. Czad to czad, nie ważne jak go nazywają w gazetach mądrzy dziennikarze. W relacjach porządnych, które odfajkowywują zazwyczaj wyjadacze muzycznych pism, znalazłaby się również zapewne taka informacja. Zespół oprócz klasycznego dla tego gatunku instrumentarium i klasycznych zagrywek, ma w swoim składzie dwie wokalistki. Nie chcę się zajmować dłużej opisem tego, co widziałem. Mówię wam, pękła na mnie kurtka w czasie hasania pod sceną, a to chyba najlepszy dowód, że kapela zagrała z polotem i dla ludzi.

Kolejny antrakt, i kolejny akt spektaklu. Przyjęty gorąco progresywnie grający Riverside. Jeśli pogrzebiecie, to znajdziecie w bogatych zasobach Metal Centre moją relację z koncertu w Otwocku, gdzie również występowali. Zagrali właściwie to samo i tak samo dobrze jak parę dni wcześniej. Różnica podstawowa tkwiła jednak w nagłośnieniu sali. Muzycy, jak to muzycy, narzekali na nie, ale nie pamiętam koncertu, po którym którykolwiek z artystów nie narzekałby na brzmienie. Jeśli macie jakieś inne wspomnienia, to zapraszam na łamy. No właśnie. Moim zdaniem, było dużo lepiej niż w Otwocku, a przede wszystkim muzyka była słyszalna selektywniej. Nie będę opisywał ich muzy, gdyż jest to zadanie podobne do prób opisania pięknej kobiety. Ja przewiduję, wróć, ja już wiem, że ta kapela wypłynie. Przecież inaczej się nie da. Weszli, namieszali w głowach, a w sercach wycięli chyba każdemu swoje inicjały. Ja tam nie mogę się już doczekać ich następnego występu.

Podsumowując imprezę, powiem tak. Jeśli ktoś ponad wszystko stawia sajgonki w chińskim fast-foodzie, to mniej więcej za tyle samo kupiłby sobie bilet na koncert Nexx, Naamah i Riverside w jednym. Smakoszy chińszczyzny od talerzy i tak nie oderwę, ale może innych tak. Ja tam mogę nawet nie jeść, niech tylko takie czwartkowe wieczory przy dobrej muzyce zdarzają się jak najczęściej. I niech ceny biletów zawsze będą tak niskie. Czego i wszystkim zainteresowanym życzę.

Powrót do góry