ANTHRAX „Sound Of White Noise (Reissue)”

ANTHRAX „Sound Of White Noise (Reissue)” - okładka


Chociaż lubię stary ANTHRAX z Belladonną, to nigdy nie był to mój numer jeden spośród thrash metalowych królowiąt sceny. I choć uwielbiam „Persistence Of Time”, chyba najlepszy album, jaki ANTHRAX nagrał z tym wokalistą kiedykolwiek, to jednak John Bush, pożyczony z ARMORED SAINT śpiewak, dzięki swej specyficznej barwie głosu i technice nadal ANTHRAXowi fenomalne dopełnienie, dopalenie. Dość dodać, że i muzycy jakoś inaczej podeszli do samego etapu kompozycji. Kawałki są bardziej stonowane, jakby lekko rockowe, ale w całości to ma taki w sobie elektrolit, jakiego nigdy wcześniej zespół nie osiagnął. Więcej jest pomysłów, mniej monotonni.

Oczywiście, że płyta ta powstała na fali czarnometallikowego boomu. Nikt mnie nigdy nie przekona, że było inaczej. Zresztą nigdy nikt nie kwestionował przy mnie tego faktu. Nie wiem czemu, ale jakoś wówczas posypał się grad wspaniałych płyt. Jakby peleton w wyścigu pokoju zorientował się, że lider niebezpiecznie wyrwał się do przodu… No i dobrze. Tak być powinno, jeśli chodzi o zdrową rywalizację. Widocznie w tym początku lat 90-tych szeroka publiczność była nieprawdopodobnie już gotowa na przyjęcie takich albumów.

Wszyscy zwolennicy ANTHRAX zastanawiali się, jak kapela wyjdzie z kryzysu po odejściu, lub jak wolą niektórzy, wyrzuceniu Bellka… Pamiętam jeszcze to oczekiwanie na wydanie tego albumu. Może to dziwne, ale kiedyś na serio przejmowaliśmy się takim zdarzeniem, jak zabrzmi nowy skład zespołu, wyczekiwaliśmy, czy w sklepie pojawi się może wcześniej już zapowiadana płyta ulubionej kapeli. No więc muszę przyznać kapeli, że mój pierwszy raz włączenia tej płyty (słuchałem na kasecie magnetofonowej) to był odjazd! Naprawdę, myślę, że wraz ze mną kilkanaście tysięcy, czy ilu tam fanów wówczas zakupiło ten album, zostało do szczętnie zaskoczonych! Wziętych po pierszym impecie w dożywotnią niewolę! ANTHRAX potrafił wziąć sobie na honor i PRZESKOCZYĆ wszystkie swe albumy. O ile czarna METALLICA mnie zawiodła, bo była jakaś bezsensownie spłaszczona i prymitywnie podana na pożarcie plebsowi, o tyle ANTHRAX ukazując swe oblicze totalnie przecież nowe, potrafił nie obniżać lotów, nie bratać się i nie wchodzić w komitywę z DJ-ami, którzy w danym sezonie mieli promować metal. Po kiego wała zrobiła to METALLICA? Nie wiem. Może za dużo przepuszczali kasy? O tyle, ANTHRAX tym albumem zaskarbił sobie mój szacunek i poważanie. Duży respekt Panowie!!!

A jest to przecież płyta bardzo przyjemna, lekka i zadziorna. Bardzo dobrze zrealizowana. Ale jednak nikt nie mógł narzekać, że z dawnego grania kapeli została tylko nazwa. Nie, bo to i tak brzmi jak ANTHRAX. Jak ANTHRAX, który nie pożera własnego ogona, tworzy nową jakość i nadal zachowuje cały charakter dotychczas granej muzyki. Można było? Można. I może dlatego, że nie przestali nagle grać ciężkiego komercyjnego roczka jak Hetfield inc., może i dlatego uchowali się bez strat na sumieniu. Bardzo gorąco polecam, nawet jeżeli do tej pory nie przekonałem tych, którzy tej płyty nigdy nie słyszeli. Warto, bo to jest klasyka.

ocena: 8/10

Lista utworów

Potters Field
Only
Room For One More
Packaged Rebellion
Hy Pro Glo
Invisible
1000 Points Of Hate
Black Lodge
C11 H17 N2 O2 S Na
Burst
This Is Not An Exit
Auf Wiedersehen
Cowboy Song
London
Black Lodge (Strings Mix)

Powrót do góry