MIND GATE „Willow Whisper”

MIND GATE „Willow Whisper” - okładka


Napiszę o tej płycie trochę bardziej ogólnie, a mniej o samej muzie, gdyż do MIND GATE wskoczył nowy wokalista, stąd i okazja się sama natrafiła. „Willow Whisper” jako dziełko o formacie bardziej dużej EP-ki, niż dużej płyty, to cztery muzyczne opowieści wsparte śpiewanym słowem. I o słowie tym zamierzam się wypowiadać najbardziej. Tematyka tychże to rzucenie się na głęboką wodę – nie ma tu baśni o smokach, elfach, czy wróżkach. O nie. To bardziej jak „odmienne stany świadomości”, jeżeli widzieliście ten film. To coś bardziej jak religijna, albo mistyczna podróż w otchłań stworzenia naznaczonego jednym nakazanym rozkazem, szykiem, porządkiem”, który powstał, unosił się lub może po prostu był „przed początkiem wszystkiego”. Hm. Czuję się wobec takich słów, jak przed egipskimi hieroglifami, które niby już odczytywać umiemy, ale całe zagadki, piramidy, czas, kultura, motywy dawnych ludzi już zawsze pozostaną dla nas zawsze niedopowiedziane, niewyjaśnione, niewytłumaczalne…

Powiązanie takiej tematyki z progresywną muzyką i dość chwilami Gillanowskim wokalem sprawia, że… czuję się tu trochę obco, jakoś dziwnie. Jakbym miał do czynienia z nienaturalnym dla mojego osłuchania nagięciem kilku konwencji, jakbym naraz słuchał trzech muzycznych projektów, jakbym słuchał super grupy złożonej z muzyków różnych gatunków. Dziwne to dla mnie. Owszem otwiera to jakieś nowe drogi i nie jest to wiercenie dziur w starej szafie (choć muzycznie MIND GATE zapatrzył się raczej w DREAM THEATER – i sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle), ale raczej spłoszony boję się wejść w to głębiej. Właśnie tkanka słowna wydała mi się na tej płycie najbardziej oryginalną częścią MIND GATE, który zatracił oryginalność i indywidualność własnej drogi jazzrockowej, a wstąpił jak na turniej na udeptane pole, by walczyć na kopie z innymi fanami technicznej, progresywnej metalowej muzyki spod herbu D. Th. Może to dobrze właśnie, a może źle? Nie wiem… Może będzie to kwestia po prostu dłuższego obsłuchania z płytą, bo i dużo technicznych rozwiązań tu ukryto, które sprzyjają odkrywaniu kolejnych pokładów muzyki, pomysłów muzyków i studyjnych rozwiązań. Może…

Jakoś dziwnie wychodzi ta pełnia tekstowa do takiej muzycznej drogi. Moim zdaniem. Nie do końca jestem pewny, czy to geniusz, czy eksperyment, z którego muzycy zechcą się jeszcze cofnąć. Jakoś przyzwyczaiłem się do tego, że słowa są jakby plamami do ruszenia własnej wyobraźni. Słowa oceniać można ze względu na prawdę-wiedzę lub intuicję-czucie. Tu obcować raczej będziemy z tym pierwszym, z jakby poematem o atomizmie „De rerum natura” Lukrecjusza czy filozofią Demokryta. Ta wiedzoprawda dzieli się jeszcze na dwie kategorie: prawdę i wiedzę, gdyż nie każda wiedza jest prawdą, jak choćby angelologia itp. Wydaje mi się, iż zdezorientowanie mnogością faktów, aktów-prawdy, których nie daje się do końca zinterpretować, może spowodować, że obudujemy je watą wiedzy, definicji, teorii, szkicem i wzorami. I chyba tu, na tej płycie, mamy do czynienia z próbą stworzenia lub zmodyfikowania nowej mitologii, nowego genesis, nowego porządku rzeczy. I tu tkwi dla mnie ta trudność, gdyż głowę mam obciążoną wszelkiego rodzaju genezami od antycznych, do współczesnych, choćby tych z gatunku Twin Peaks. Dlatego preferuję symbolizm w tekstach, prostotę, niedopowiedzenie, formułę otwartą, choćby po to, bym poruszony czyjąś muzyką brał ją na siebie i do siebie, inspirował się nią, a tu mam jakby przed sobą jakby organizm tak kompletny, tak absolutny, że nijak nie widzę tu szczeliny dla siebie, te słowa są jak szczelny system, jak gęsty przekaz.

Może i po części sprawia to perfekcyjne wykonanie owych czterech kompozycji (zwracam uwagę na symboliczne cztery, to jak cztery żywioły, cztery kierunki itp.). Tu od razu dodam – nie krytykuję tej płyty, ona jest chyba… chyba doskonała. Ale stanąłem jak dziecko przed wysokim murem i głowę zadzieram do góry przy tych tekstach, i dziwi mnie tu wszystko, ten haj, ta wysokość, majestat, te abstrakcyjne monolityczne słowa, i dziwią mnie one – i wiem, że albo je porzucę (i stracę część całości budowli MIND GATE), albo będę stał przed nimi i toczył sam ze sobą walkę o to, czy wierzyć sobie, czy ich słowom, których poruszyć w tym murze nie sposób.

Ale jedno jest pewne, słuchać tej płyty można z całą pewnością z dużą przyjemnością, nawet nie wnikając w słowa, więcej to jest produkt gotowy do światowej premiery – co do tego wątpliwości nie mam żadnych. Myślę, że muzycy powinni znaleźć spore grono miłośników tego rodzaju sztuki, gdyż gatunek ten jest chyba najszlachetniejszym metalem obecnie, najcenniejszym…….

ocena: 8/10

Lista utworów

Before Time
Arcs of Fallen Heaven
Madness
Lost Dreams

Skład

Robert Czerwik – vocals, Mateusz Maciejewski – guitar, Mikołaj Marcela – drums, Jan Lorek – bass, Maciej Czarski – keyboards

Powrót do góry