THE AUTUMN OFFERING „Requiem”

THE AUTUMN OFFERING „Requiem” - okładka
Kraj: Stany Zjednoczone
Gatunek: Melodic death metal/Metalcore
Dobre utwory: Narcosis, Requiem, Bleed together
Strona internetowa: www.myspace.com/theautumnoffering
Długość albumu: 37:36



Z wypiekami na twarzy czekałem na ten krążek. Serio. THE AUTUMN OFFERING to według mnie (przynajmniej po ich ostatnim albumie) najciekawszy zespół metalcore/melodic death metalowy, który… nie ma praktycznie żadnego uznania wśród core'owej gawiedzi. Może to wina daremnej Victory Records, która z roku na rok coraz bardziej się pogrąża (z tego powodu Requiem to ostatni album TAO dla tej wytwórni) i nie promuje swoich kapel. Nie wiem, nie chce wiedzieć, dla mnie liczy się muzyka, a to, że o TAO nie mam nawet z kim pogadać to już nie moja wina. He,he.

No więc na co tak na prawdę czekałem? Na na prawdę dobry, przebojowy album melodic death metalowy. Tak, melodic death metalowy, albowiem już na poprzedniczce mniej było metalcore'a a więcej melo death-u, a na Requiem ten tak nielubiany przez większość metalcore zszedł na drugi plan i ustąpił miejsca muzyce porównywalnej, ale jednak znacznie lepszej. Dużo tutaj growli, nawet takich bardzo zróżnicowanych, jakiś wokalnych nakładek, to z początku było taki małym szokiem, bowiem na Fear will cast no shadow nie było aż takiego rozrzutu. Również czystych wokali jest mniej, co ponownie przybliża panów do Szwedzkiej stylistyki. Oczywiście jeżeli już te czyste fragmenty się pojawiają (a swe miejsce mają!) to w przypadku Matta McChesneya jestem zawsze pewny o jakość jego śpiewu. Gość bardzo plastycznie zmienia barwy, ale gdy już śpiewa czysto jestem zupełnie kupiony. Zresztą jeśli ktoś słyszał From atrophy to obsession z Fear will cast no shadow to wie o co biega. Masakra.

W trakcie odsłuchu odnoszę nieodparte wrażenie jakobym obcował z płytą, której nie powstydziliby się panowie z IN FLAMES. To nie herezje, bowiem Szwedki lekko się nam zeszmaciły, a TAO dumnie podtrzymuje melodic death metalowy sztandar. Świetne, niesamowicie chwytliwe melodie, pulsująca praca sekcji (GENIALNE UWYPUKLENIE BASU!!), mocne riffy, oraz pyszne zajebiście harmoniczne solówki w ich wykonaniu mnie po prostu miażdżą. Jedyne czego tutaj jest odrobinę mniej w porównaniu do reszty ich albumów to fakt, że nie ma tutaj takiego jebnięcia jak poprzednio. Owszem, szybkie tempa są, jak choćby w otwierającym album The Curtain Hits the Cast ale to jednak minimalnie za mało. Nie żeby w następnych utworach było znacznie wolniej, bo od tego ten perkusista jest by przypierdzielić, o chyba najciekawiej pod tym względem jest w Obsidian Halo.

Minusy? Jeden, tylko jeden. Skróciłbym ten krążek tak o dwa, góra trzy numery, ponieważ w pewnym momencie można załapać małą zmułę, podkreślam małą, bo tak czy owak ten materiał wchodzi w całości. Nie po to tyle czekałem by jeszcze skamleć he,he. Dobry, świetny, bardzo niszowy album, nawet jak na metalcore/melodic death metal, o którym usłyszę Ja, Ty, i może jeszcze z 10 osób w Polsce. Bywa.

ocena: 8,5/10

Lista utworów

1. The Curtain Hits the Cast 03:38
2. Narcosis 03:31
3. Venus Mourning 04:39
4. Worn Out Wings 03:29
5. Fixed Like Medication 03:41
6. Obsidian Halo 03:26
7. Light of Day 02:29
8. Requiem 03:07
9. Bleed Together 03:10
10. Smut Queen 03:31
11. Portrait 02:55

Skład

Matt McChesney – Vocals
Tommy Church – Guitars
Matt Johnson – Guitars
Mike Poggione – Bass
Brian Sculley – Drums

Powrót do góry