DIRA MORTIS „Ancient Breath Of Forgotten Misanthropy”

Selfmadegod Records, 2020

Muzyka: Death Metal

Strona Internetowa: https://www.facebook.com/diramortis

Czas Trwania: 40:09 (7 utworów)

Kraj: Polska

No kurna wreszcie. Podkowy w kopytach zdarłem kilkukrotnie przebierając nimi ze zniecierpliwienia, a przecież wiadomo, jak ciężko dzisiaj o dobrego kowala. Ale, co tam. Nowa DIRA stała się faktem i to jest najważniejsza informacja a w tym momencie. MIAZGA! Dosłownie zostałem wessany w gardziel potwora, który mnie przeżuł, strawił w żrących kwasach swoich trzewi i na końcu wyrzygał na podłogę resztki nie przypominające niczego. „Ancient Breath Of Forgotten Misanthropy” urywa łeb przy samej dupie a do pustej, ciemnej dziury tego co zostało, potrafią jeszcze napluć.

Jest intro, jest outro a pośrodku całości na głowę spada sufit. Totalnie oldschoolowy death metal, ale taki że mniam, tfu i ja cie nie przepraszam. Ktoś powie, że DIRA MORTIS gra tak od samego początku, że zero polerki i stara szkoła death metalu to elementy od dawna definiujące ten zespół, z czym zresztą będzie nawet ciężko się nie zgodzić, ale na „Ancient Breath Of Forgotten Misanthropy” to wszystko zostało podbite jakby o kilka oczek w górę czy w dół jak kto woli.

Tu już nie tyle jest duszno, co nie ma czym oddychać, tu nie tyle jest ciężko, co zostaniecie obsypani tysiącami ton gruzu, nie tyle wdychać będziecie kwaśny odór siarki co na dzień dobry wylądujecie w kotle wrzącej smoły. I nie chodzi oto, że DIRA MORTIS nagle coś zrewolucjonizowała. Absolutnie nie, i w sumie chwała im za to. Niby wszystko co złożyło się na ten album człowiek już gdzieś wcześniej słyszał, niby pełno tu schematów utartych i starych jak świat, niby inspiracje są wyraźnie słyszalne ale też nikt nie ściemnia że „oni” byli dobrzy ale my jesteśmy lepsi. Jest jednak coś co wyróżnia zdecydowanie „Ancient Breath Of Forgotten Misanthropy” na tle setek ukazujących się codziennie podobnych wydawnictw – to ilość procent death metalu w death metalu.

I pewnie wsadzę kij w mrowisko, ale w tym ich świecie zgniłkowatego, dźwiękowego terroru jest coś świeżego. Tak wiem. Trochę się to gryzie konceptualnie, ale mam odczucie jakby potężna machina śmierć metalowa zyskała kilka kucy mechanicznych więcej, potężniejsze działo i większy zasięg. Odhumanizowane monstrum prze do przodu zostawiając spaloną ziemię.

Siedem utworów (w tym intro i outro) intensywnego, masywnego, miażdżącego i klasycznego do bólu death metalu. Siedem utworów bezlitosnej chłosty. Siedem rozbudowanych kolosów w trakcie trwania których bardzo dużo się dzieje, przy czym całe bogactwo aranżacyjne nie powoduje twórczego ostracyzmu a całość spina wewnętrzna złożoność. Kapitalne brzmienie tylko uwypukla wartość tego krążka.

Kończąc powoli te smęty nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Zastanawiałem się mianowicie jak w muzie DIRY odnajdzie się Kuba na co dzień drący paszczę w STRAIGHT HATE? Stary, dałeś radę i przepraszam za chwilę zwątpienia. Chapeau bas! Miałem swoje oczekiwania względem następczyni „Psalms Of Morbid Existence” bo przecież wolno było mi je mieć. Chciałem kolejnej porcji dobrej muzy i się nie zawiodłem. A że przy okazji przeciągnęli mnie jak szmatę po podłodze….. nie mam pytań i nisko chylę czółko.

Lista utworów:

1.Legions Heading For Eternity
2. Worship The Terror Of Madness
3. Sepulchral Maniac
4. Twilight Of Divine Purgatory
5. The Falling Majesty Of Abomination
6. Forward To The Abyss Of Misanthropy
7. The Altars Fall

Skład:

Leszek Makowiecki – gitara
Mścisław – gitara, bas studyjnie
Vizun – perkusja
Kuba Brewczynski – wokal

Ocena: 9.0/10

Powrót do góry