MIDNIGHTDATE „Demo”

MIDNIGHTDATE „Demo” - okładka


Kapela pochodzi z Gliwic. Istnieje od 1997 roku. Ma na koncie cztery demówki. Występowała na niezliczonych festiwalach i koncertach. Ma spore doświadczenie. Ma spory potencjał. Fajnie gra.

W Midnightdate występują aż dwie panie: jedna na wokalu, druga na basie. Obydwie radzą sobie kapitalnie. I chociaż na polskim rynku aż roi się od kapel, w których mamy śpiewające dziewczyny – w dodatku większość tych zespołów jest jednak przeciętna – to Midnightdate udaje się, według mnie, obronić formułę damskiego wokalu jako głównego. Bo obok Agnieszki Góreckiej, która to obsługuje rzeczony mikrofon, w zespole śpiewa też gitarzysta, Łukasz Marut. To właśnie owa dwójka plus klawiszowiec Krzysztof Latacz stanowią o brzmieniu bandu.

Jaką zatem muzykę gra Midnightdate? Fajną 🙂

A konkretnie – growlujący wokal męski plus damski głos, który mi kojarzy się nieodparcie z Anją Orthodox plus plamy klawiszy plus wyraziste riffy i nietuzinkowe chwilami zagrywki (jak w połowie Night Reflection, gdzie jest fragment prawie barokowy). To wszystko daje rezultat w postaci metalu z wpływami gotyku, lub – jak kto woli – rocka gotyckiego. Oczywiście nie mówię tu o podobieństwach do Sisters Of Mercy, oczywiście. Bliżej Midnightdate raczej do niektórych starszych płyt The Gathering albo Dominion – głównie ze względu na wokale, czyli specyficzne „zmagania” damskiego i męskiego głosu. Gitary z kolei momentami przypominają Eternal Samaela. Klawisze z kolei to fajne, melodyjne, czasem pseudo-orientalne ozdobniki i szerokie plamy, które dają niejako pole do popisu dla pozostałych instrumentów. Do zbioru inspiracji dorzuciłbym jeszcze Moonspella, polskie Moonlight i może jeszcze na upartego Rotting Christ z albumu Sleep Of The Angels.

Najlepsze utwory na krążku to na pewno Night Reflection (ze względu na motorykę, melodię i ów fajny patent) oraz Out There (punkty dodatnie za wokal Agnieszki, który brzmi tu kapitalnie – szczególnie ten zaśpiew w drugiej części utworu). Nie oznacza to jednak, że pozostałe kawałki są do dupy, nic z tych rzeczy.

Jak już wspominałem, Polska kobiecym wokalem stoi, ale owa formuła nieco już zaczyna się chwiać, bo ile przecież można słuchać kapel z dziewuszką na przedzie? Midnightdate wpisując się w ów schemat, jednocześnie wychodzi poza niego. Pogratulować tylko tak udanie zakończonych poszukiwań wokalistki z prawdziwego zdarzenia. Oby nie zostali strąceni w typowo polską przeciętność.

Powrót do góry